Takich książek mieszkańcy Rzeczypospolitej Polskiej potrzebują jak kania dżdżu. Tymczasem droga „Wspólne nie znaczy niczyje” do mainstreamu nie była wcale prosta - książka swój żywot rozpoczęła bowiem jako pozycja wydana na potrzeby poznańskiego samorządu, co jak wiadomo nie przyczynia się do ogólnopolskiej sławy. Słyszałem też od autora, że nawet losy jej zawartości były burzliwe i pojawiały się próby ingerencji. Dlatego trzeba nazwać cudem, że książka brzmi i wygląda jak teraz. Zapewne niewielu czytelników mogło się z nią zapoznać w pierwszym wydaniu. Na szczęście druga edycja ukazała się w Narodowym Centrum Kultury. Mam nadzieję, że wydawca będzie robić tej książce mega-promocję. Trzeba o niej pisać, ustawiać na wystawach księgarni, polecać do bibliotek, wpychać ją każdemu do torby, plecaka i głowy.
Ogromnych i niestety często niekontrolowanych, przeobrażeń architektonicznych i urbanistycznych naszych miast doświadczamy na co dzień. Jesteśmy już w punkcie, w którym chowanie głowy w piasek jest po prostu niemożliwe. Musimy zdać sobie sprawę (i uświadamiać dzieciom), że przestrzeń, w której przebywamy ma na nas wielki wpływ. Nie jest tylko czymś zewnętrznym, oglądanym zza szyby domu czy mieszkania. Przestrzeń przenika do naszego wnętrza, determinuje nasze samopoczucie i nasze życie. Tę przestrzeń zostawimy w spadku kolejnym pokoleniom. I naprawdę wiele możemy zrobić z nią sami. Tymczasem wciąż zbyt często jesteśmy tylko biernymi obserwatorami jej przemian.
To chyba pierwsza książka dla młodych czytelników (i słuchaczy) napisana przez polskich autorów, która problematykę przestrzeni publicznej, architektury i urbanistyki wykłada nie w postaci pseudo-edukacyjnego podręcznika, koślawego wiersza czy leksykonu, ale w formie całkiem zgrabnej fabularnej historii. Można to dziecku przeczytać i liczyć, że zrozumie sposób myślenia Wojtka i jego siostry Marty. Nie jest to infantylne, przefantazjowane, przebajkowane, nie jest nudne i nawiązuje do dobrych realistycznych wzorów nazwijmy to młodzieżowej powieści podwórkowej. Nie jest to tradycyjna unijna sztywniacka broszura czy rozdawany ze stolika w holu UM folder z kolorowymi pocztówkami, do którego zabłąkali się przypadkowi bohaterowie. Pewnie, że autorzy porwali się trochę z motyką na Słońce, bo pomieszczone tutaj problemy przestrzeni publicznej spokojnie zapełniłyby kilkanaście książek, to jednak jest to próba bardzo ważna. Miejmy nadzieję, że pójdą za nią kolejne. Tak, ta książka dzieje się naprawdę, chociaż samemu trudno mi w to uwierzyć!
Przyznam się od razu, że autorów tekstów do tej książki (trochę) znam. Alicję Szygułę z wpisów na jej blogu W Nieparyżu. Kto czytuje blogi wie, że regularna lektura jakiegoś sprawia, że poznajemy autora, jego podejście do świata. Nieparyż był i jest dla mnie prawdziwym źródłem inspiracji. Nie będę tutaj szerzej tłumaczył dlaczego, każdy kto czyta w internecie o literaturze dla dzieci i trochę kojarzy temat, bez wątpienia przyzna mi rację. Aha – wiem, że pisanie o książkach to inna rzecz niż pisanie książek. Tym niemniej uważam, że Alicja Szyguła (mimo kilku wątpliwości, o których dalej) wyszła z tego starcia obronną ręką.
Kubę Głaza poznałem przy okazji ostatniej Budmy 2017, gdzie prowadził debatę o społecznej odpowiedzialności architekta (byłem już na kilku tych debatach i ta naprawdę się wyróżniała in plus). Rozmawialiśmy potem trochę, jak to się mówi, w kuluarach i naprawdę sensownie i ciekawie potrafi mówić o architekturze, co wśród „krytyków architektury” nie jest wcale takie częste... Nie ukrywam zatem, że fakt iż za książką „Wspólnie nie znaczy niczyje” stoją ludzie, których działaniom z całego serca kibicuję miał pośredni wpływ na ocenę tego wydawnictwa. Ale tylko pośredni. Gdyby się nie udało, powiedziałbym o tym wprost.
Kubę Głaza poznałem przy okazji ostatniej Budmy 2017, gdzie prowadził debatę o społecznej odpowiedzialności architekta (byłem już na kilku tych debatach i ta naprawdę się wyróżniała in plus). Rozmawialiśmy potem trochę, jak to się mówi, w kuluarach i naprawdę sensownie i ciekawie potrafi mówić o architekturze, co wśród „krytyków architektury” nie jest wcale takie częste... Nie ukrywam zatem, że fakt iż za książką „Wspólnie nie znaczy niczyje” stoją ludzie, których działaniom z całego serca kibicuję miał pośredni wpływ na ocenę tego wydawnictwa. Ale tylko pośredni. Gdyby się nie udało, powiedziałbym o tym wprost.
Kuba Głaz też dobrze sobie poradził, jego teksty fajnie nawiązują do historii Wojtka, są napisane ze swadą i humorem. Warto może też zdradzić, że teksty dla dorosłych umieszczone zostały na skrzydełkach, które otwieramy kiedy chcemy pogłębić swoją wiedzę na takie tematy jak plany miejscowe, grodzone osiedla czy samochody w mieście.
I do tego kolorowe ilustracje Oli Woldańskiej-Płocińskiej na dużych prostokątnych stronach wyglądają naprawdę imponująco, mają w sobie siłę obrazów, ale potrafią też zachwycić detalem. Pięknie prezentują opisywana przestrzeń, kiedy trzeba są metaforyczne, kiedy trzeba realistyczne.
Ludzie, czytajcie tę książkę dzieciom póki jest!
/BW/
Wspólne nie znaczy niczyje
tekst: Alicja Szyguła i Jakub Głaz
ilustracje: Ola Woldańska-Płocińska
Narodowe Centrum Kultury