wtorek, 30 października 2018

Mitologiczne labirynty ("Nić Ariadny", tekst i rysunki: Jan Bajtlik)


Spore zaskoczenie. Przyznaję, że przeglądając (pobieżnie i z daleka) przedpremierowe screeny nowej książki Jana Bajtlika nie dostrzegałem tam nic więcej ponad atrakcyjnego picture booka z labiryntami... Tymczasem kiedy wziąłem do ręki gotową "Nić Ariadny" muszę uderzyć się w piersi. Autor dokonał niemożliwego - połączył wielkoformatową książkę obrazkową, gdzie na olbrzymich planszach trzeba szukać właściwej drogi w labiryncie, a także odnajdywać różne szczegóły i powiązania (znamy to dobrze z książek Mizielińskich i wielu innych wydawnictw), z rzetelną, choć podaną skrótowo, wiedzą dotyczącą mitologii, ale też życia w starożytności.





Nieprzypadkowo tytuł i forma tej książki nawiązują do budowli labiryntu. Bajtlik robi z niej wręcz formułę służącą do zrozumienia greckiej mitologii. Wszyscy wiemy jak duże jest nagromadzenie w opowieściach mitologicznych postaci, miast, miejsc, artefaktów, bogów i boskich stworzeń oraz wydarzeń, często o skomplikowanych nazwach. Poznawanie tego świata niejednokrotnie może przypominać właśnie błądzenie po labiryncie, gdzie jedyną pomocą jest trzymana w dłoni nić fabuły. Taki właśnie sposób na poznawanie opowieści o bogach, herosach i ludziach proponuje nam Jan Bajtlik - przykładamy palec do kartonowej strony i ruszamy w nieznane. Proponuję, żeby każdy, kto chce za pośrednictwem "Nici Ariadny" wprowadzać swoje dziecko w tajniki mitologii, sam na początku mitologię w tej lub innej formie sobie przypomniał, bo chwilami to jest prawdziwa jazda bez trzymanki między Scyllą i Charybdą. 





Jan Bajtlik skupia się na najważniejszych mitach dodając kilka plansz historycznych (np. dotyczących wyglądu starożytnego miasta, greckiego teatru czy igrzysk olimpijskich). Znajdziemy zatem w środku mit o Jazonie i Argonautach szukających Złotego Runa, mit o Edpypie, Syzyfie, Prometeuszu, na trzech planszach przedstawione zostały dzieje wojny trojańskiej i także na trzech dzieje Odysa wracającego spod Troi. Jest plansza przedstawiająca Akropol i większość greckich bogów. Każda z tych opowieści została przedstawiona w formie labiryntu - dodajmy, że z każdego labiryntu jest tylko jedna droga wyjścia. A kiedy ktoś się pogubi, o co wcale nie jest trudno, to na końcu znajdzie krótkie teksty wyjaśniające przedstawione na kolejnych rozkładówkach opowieści. Jeżeli chodzi o opracowanie graficzne tej książki, jak czytamy na ostatniej stronie, autor czerpał inspiracje ze sztuki greckiej i rzeczywiście trudno sobie wyobrazić lepiej pasującą w tym wypadku formę - to jest swego rodzaju paradygmat wizualizowania sobie starożytnej Grecji, że tak powiem. Jeżeli wasze dzieci pasjonują się mitologią grecką powinniście sięgnąć po tę pozycję. Z pewnością będzie też stanowić zachętę do lektury bardziej rozbudowanych narracyjnie pozycji w tej tematyce.


/BW/

Nić Ariadny
tekst i rysunki: Jan Bajtlik
Dwie Siostry 2018


piątek, 26 października 2018

Przygody małych dinozaurów ("Maja i minizaury" - "Odnaleziony świat", "Szkolna pułpka", scenariusz i rysunki: Kajetan Wykurz)


Z kosmosu przylatują na Ziemię obcy przybysze. Chociaż nie są tak do końca obcy - to bowiem dinozaury szukające miejsca do osiedlenia się. Ich planeta uległa zanieczyszczeniu, dlatego nie nadaje się do życia. I tak przemierzając przestrzeń kosmiczną trafiają (przypadkowo!) na planetę swoich praprzodków. Niestety przez te miliony lat wszystko się zmieniło - dinozaury zdążyły wyginąć, a na niebieskiej planecie żyją ludzie. Na dodatek wszystko jest jakieś takie dziwnie wielkie...




Komiks Kajetana Wykurza wydany przez Egmont został nagrodzony w konkursie im. Janusza Christy. Ukazały się już dwa albumy: "Odnaleziony świat" (2017) i "Szkolna pułapka" (2018). To wydawnictwo przeznaczone dla dzieci, co wyraźnie przekłada się na wygląd kadrów i scenariusze "Mai i Minizaurów". Część pierwsza opowiada o przylocie na Ziemię trójki minizaurów, które poznają dziewczynkę Maję (oczywiście zafascynowaną dinozaurami). Wydarzenia dotyczą więc tego spotkania czyli przybysze wchodzą do domu, gdzie wszystko jest wielkie, prześladuje ich pies Mai, gumowe figurki biorą za swoich praprzodków, wreszcie nawiązują znajomość z dziewczynką. Drugą część dzieje się w szkole i traktuje o poszukiwaniu zaginionego wahadłowca małych gadów (zaginął już w części pierwszej). Okazuje się, że pojazd wpadł najpierw w ręce kolegi Mai, potem zaś dyrektora szkoły, który nie za bardzo lubi swój zawód... 




Mój Kostek bardzo chętnie czyta ten komiks. Nie dziwię się temu. Zawiera on w sobie wiele elementów, które są dla dzieci atrakcyjne - dinozaury, kosmos i statki kosmiczne, nieznana broń nie generująca przemocy (paralizator), a do tego wydarzenia rozgrywają się wśród uczniów podstawówki, w dziecięcym pokoju, w klasie, na korytarzu. Rysunki są proste, cartoonowe, dynamiczne i bardzo kolorowe (kolory: Robert Sienicki). Nie ma na nich także zbyt wielu elementów, także dymków. Wydaje mi się, że autor chce rysować komiks uniwersalny tzn. taki, który będzie zrozumiany wszędzie. Stąd brak tutaj zupełnie polskich realiów, przestrzeni domu i potem szkoły bliżej do tej znanej z USA, a dokładniej komiksów i filmów dziejących się w USA. 





Zatem warstwa wizualna komiksu z pewnością przyciągnie młodych czytelników. Co ze scenariuszem? Jest prosty i przewidywalny. Znajdziemy tutaj mnóstwo komiksowych i popkulturowych klisz np. załoga grupa minizaurów została stworzona według schematu naukowiec, żołnierz wydający rozkazy, żołnierz słuchający rozkazów (oczywiście rozkazy wydaje mini T-Rex), pojawia się figura wrednego dyrektora szkoły (takich postaci było pełno!), upierdliwego woźnego itd. Słabo zostali zindywidualizowani główni bohaterowie - o Mai np. wiemy właściwie tylko tyle, że lubi dinozaury, o jej ojcu, że jest zabiegany, o koledze Maksie, że fascynuje się elektroniką. Pytanie tylko czy to są rzeczywiście wady? Dla dorosłego czytelnika komiksów tak, jednak to nie jest komiks dla dorosłych. Dzieciom te uproszczenia z pewnością ułatwią kontakt z komiksami Kajetana Wykurza i będą stanowić wstępny etap przed lekturą bardziej skomplikowanych albumów w tematyce sf. Śledźcie tę serię, bo ciąg dalszy nastąpi - w zakończeniu tomu 2 pojawia się nowy bohater minizaur Spinner. Przybył uratować załogę, która w międzyczasie zdążyła już zostać uratowana.

/BW/


Maja i minizaury
Odnaleziony świat, Szkolna pułpka
scenariusz i rysunki: Kajetan Wykurz
kolory: Robert Sienicki
Egmont 2018



Odnaleziony świat
Szkolna pułapka

czwartek, 18 października 2018

Zwierzęta domowe à la James Campbell ("Zabawne życie zwierząt domowych", tekst: James Campbell, rysunki: Rob Jones)


Książka "Zabawne życie zwierząt domowych" na początku trochę mnie denerwowała – szczególnie odniesieniami do internetu. Chcesz obejrzeć śmieszne filmiki o królikach? Wejdź na YT albo wpisz w Google. Darujcie, ale nie po to czyta się książki, żeby podpowiadały, co wpisać w okno wyszukiwarki! Od razu też ostrzegam, że jest w niej sporo kawałków o kupach i sikach, który wasze dzieci pokochają (zapewniam!), ale wam mogą się one wydać zbyt dosłowne. Mamy przykładowo rozdział o trzymaniu rybek w sedesie. I autor (James Cambell) pisze, że jak trzymamy rybki w sedesie to nie możemy tam sikać i robić kupy - bo rybki nie lubią mieć kupy na głowie (pojawia się rzecz jasna poglądowy rysunek). Jest też schemat identyfikacji kup zwierząt i poglądowy rozdział o robakach w kupie. Nie myślcie jednak, że tylko fekalia interesują autora. O nie! Kiedy chce potrafi być bardziej finezyjny i to naprawdę nie jest humor na poziomie komedii z Adamem Sandlerem. Po lekturze całości oceniam go znacznie wyżej, co stanowi dla mnie nie lada zaskoczenie!


W tej książce wszystkiego jest dużo, to taki patchwork pomysłów, skojarzeń, absurdalnych historyjek i pomysłów dotyczących zwierząt domowych (autor bardzo lubi wymyślać nowe rasy!). Pomiędzy znaleźć można trochę prawdziwych informacji, ale lepiej ich nie szukajcie. Książka ma przede wszystkim bawić dzieci i wydaje mi się, że to zdanie spełnia. Czytaliśmy z Kostkiem i zaśmiewał się do łez. A przyznaję, że kilkanaście żartów (bo tak kategoryzuję te teksty) wyszło Cambellowi całkiem całkiem i sam się rozśmiałem. O przykładowo historia o myszach, które w stodole pomagają pewnemu panu w renowacji starego auta, o kocie dziadka, który wie że Cambell ma na niego alergię i specjalnie koło niego siada i się gapi czy wypunktowanie w jaki sposób szantażować emocjonalnie rodziców, aby wreszcie zdecydowali się na domowego pupila. Absurdalnemu humorowi z "Zabawnego życia zwierząt domowych" z pewnością bliżej do Monty Pythona niż do Kapitana Majtasa.




Brak w książce Campbella rozdziałów, w ogóle jakiegokolwiek podziału typu: o psach, kotach rybkach, chomikach, kanarkach itd. Każda historyjka ma jednak tytuł i trochę szkoda, że nie pomyślano o spisie treści. Wydaje mi się jednak, że była to decyzja świadoma, bo po każdej historyjce są drogowskazy Kierują nas na inne strony, gdzie wymienione na drogowskazach wątki zostają rozwinięte. Uważam to za dobry pomysł - dzięki niemu zupełnie nie ma się wrażenia obcowania ze skończoną całością, ale wciąż skaczemy, odkrywamy coś nowego. Możemy chwilę poczytać, a potem odłożyć. Nie zawsze to jest dobry pomysł na książkę, ale tutaj się sprawdza. Przeważnie jeden tekst mieści się na dwóch, gra czterech stronach, a książka posiada mały, kwadratowy format, zaś tekst oddany został za pomocą dużej, "pisanej" czcionki z hojną interlinią i bogato okraszony ilustracjami. Dzieci, nawet te zaczynające przygodę z czytaniem, mogą więc porwać się na lekturę tej pozycji. A ilustracje Roba Jonesa, jakby rysowane na marginesie zeszytu, są naprawdę fajne i dobrze tekst Campbella uzupełniają.



Pisałem już wyżej, ale powtórzę – kiedy sięgałem po tę książkę wydawało mi się, wbrew tytułowi, że nic zabawnego w niej nie znajdę… Tymczasem odkryłem tutaj prawdziwą feerię pomysłów i całkiem dobrze się przy lekturze bawiłem.

Zabawne życie zwierząt domowych
Tekst: James Campbell
Rysunki: Rob Jones
Tłumaczyła: Agata Trzcińska-Hildebrandt
Wilga 2018



środa, 10 października 2018

Jeleniu żegnaj ("Jeleń", tekst: Roksana Jędrzejewska-Wróbel, ilustracje: Grażyna Rigall)


Miałem kiedyś nauczyciela od niemieckiego, który z upodobaniem powtarzał nam własną definicję słowa "jeleń". Mówił z szyderczym uśmieszkiem: To ktoś, kto je i się leni. Miało to się odnosić do nas, siedzących przed nim uczniów i naszych postępów w języku Goethego. Wiem, że wspomnienie to nie ma zbyt wiele wspólnego z nową książką Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel zatytułowaną właśnie "Jeleń", ponieważ jej główny bohater na pewno nie ma tak rozpasanego stylu życia, a wręcz przeciwnie - bytowanie jego naznaczone jest permanentnym stresem i brakiem komfortu.



Witajcie w mieście zwierząt! Tutaj muflony i jelenie odkurzają swoje malutkie mieszkanka, jeżdżą samochodami do pracy w korpo, sklepu, pralni i biblioteki, cisną się między betonowymi blokami szukając miejsc do parkowania i generalnie nie są szczęśliwi. Właśnie: miejsce do parkowania. Dla każdego mieszkańca większego polskiego miasta jest to istna zmora. Okazuje się, że nie inaczej jest w mieście parzystokopytnych. Oto pewnego razu Pan Jeleń wraca samochodem do domu, a tutaj na jego miejscu parkingowym stoi samochód Pana Muflona.  A ponieważ jest wieczór Pan Jeleń wyrusza na poszukiwanie innego, wolnego miejsca. Szuka, szuka, szuka i okazuje się, że nie może go znaleźć. Jedzie więc przed siebie, wyjeżdża za miasto przez tunel, w którym znikają wszystkie jego dotychczasowe obawy i obowiązki. Paliwo kończy się akurat koło lasu, a gałęzie same rozstępują się przed Panem Jeleniem...



Roksana Jędrzejewska-Wróbel w swojej nowej książce przedstawia nową wersję motywu ucieczki od cywilizacji do natury, z miasta na wieś (do lasu), od więzienia do wolności itd. Nie będę przywoływał przykładów, w każdym razie jest ich sporo od Horacego do Myśliwskiego;) A ponieważ jest to motyw znany, więc od pewnego momentu po prostu nietrudno domyślić się zakończenia książki. Swego rodzaju odmianą jest, że na bohatera swojego "Into the wild" autorka wybrała zwierzę, na dodatek dzikie, leśne - w istocie trudno byłoby inaczej poprowadzić tę opowieść, bo co do kaduka robił jeleń w mieście? A zatem roussowskie odczytanie "Jelenia" jest chyba dla wszystkich jasne. Miasta się rozrastają w stylu urban sprawl, buduje się coraz mniejsze mieszkania i kupuje coraz więcej samochodów, mamy smog, deficyt zieleni a sąsiad z bloku obok może nam zajrzeć przez okno do kuchni. Niby wszyscy to rozumiemy, a jednak rzeczywistość pokazuje coś innego. Dlatego trzeba o tym mówić, szczególnie dzieciom, bo one po nas będą "używać" tego świata i powinny robić to świadomie. 



Mam jednak dla tej książki jeszcze jedną, własną interpretację, która opiera się na oglądzie dzisiejszej (ale wczorajszej też) literatury dla dzieci. Stanowi też odpowiedź na powyżej zadane pytanie: co jeleń robił w mieście? Jak wiadomo antropomorfizowane zwierzęta to jeden z fundamentów pisarstwa dla najmłodszych. Przez te lata, dekady, wieki namnożyło się tych zwierząt tyle, że tylko jakiś badacz pozbawiony życia rodzinnego i mieszkający w bibliotece mógłby zaprowadzić jakiś porządek w tym gadającym inwentarzu. Dlatego w moim odczuciu Pan Jeleń tak samo jak życiem w betonowej dżungli, był znudzony swoją rolą literackiego bohatera książki dla dzieci. Dlatego wraca do lasu, zostawia garnitur i samochód, a jego oczy mówią: Nie spodziewajcie się sequelu. Na mnie możesz liczyć Jeleniu.

/BW/


Jeleń
tekst: Roksana Jędrzejewska-Wróbel

ilustracje: Grażyna Rigall
Bajka 2018