Czytanie
dziecku starych książeczek można niekiedy porównać do pracy archeologa. Może
nie od razu takiego jak Indiana Jones (bo czytelnicze odkrycia trudno porównać
do zdobywania Arki Przymierza albo Świętego Graala), ale zawsze. Dla mnie ta
„książeczkowa archeologia” polega na odnajdywaniu tematów, motywów i rysunków,
które dzisiaj z różnych przyczyn, musiałyby zostać zrealizowane w zupełnie inny
sposób albo nie zostałyby zrealizowane w ogóle.
Żabie drogi, Małgorzata Kaliszewska, il. Jerzy Flisak. WKiŁ 1991 |
Tylko czy
określenie „stara książeczka” w stosunku do „Żabich dróg” Małgorzaty
Kaliszewskiej jest właściwe? Wszak ukazała się w 1991 roku, już po przełomie.
No tak, ale to jednak 23 lata temu, więc chyba stara... Jakkolwiek do sprawy
podchodzić mówię o czasach kiedy polska literatura dla dzieci szukała nowej
drogi w gospodarce wolnorynkowej. Obserwowaliśmy niekontrolowany zalew rynku
wydawnictwami do tej pory nad Wisłą niedostępnymi a więc: kolorowymi,
błyszczącymi, pachnącymi, w których pojawiali się bohaterowie z zagranicznych
kreskówek. Niestety szedł za tym spadek poziomu dopuszczanych do druku
ilustracji i tekstów. Wydawnicza epoka łapu-capu. Dzisiaj chyba już minęła,
aczkolwiek patrząc na półki w księgarniach wydaje mi się, że wciąż jeszcze
działają jej wierni apologeci. I kto wie czy książeczka Kaliszewskiej nie jest
trochę tego bałaganu ofiarą? Na dobrą sprawę nie wiadomo kiedy została złożona
do drukarni (może jeszcze za PRL?), bo poza tym, że na okładce brak już
informacji o nakładzie, wygląda zupełnie jak wydawnictwo z okresu Polski
Ludowej (na dodatek zilustrował ją Jerzy Flisak, który w latach 80. stworzył
dużo obrazków do książek dziecięcych i jakoś mi się z tymi latami kojarzy).
Została wydana w cyklu „Czerwone-Zielone”, jak czytamy na okładce: „Książeczki
z cyklu C-Z są przeznaczone dla dzieci w wieku przedszkolnym, które pod opieką
dorosłych zaczynają poznawać przepisy ruchu drogowego”.
Polska wieś z początku lat 90. XX w., wyeksponowanie budynku kościoła także coś mówi o czasie wydania... |
„Żabie
drogi” ukazały się w oficynie Wydawnictwa Komunikacji i Łączności (wtedy
jeszcze państwowej), dzisiaj znanej przede wszystkim z poradników samochodowych
„Sam naprawiam”. Jak można dowiedzieć się ze strony internetowej wydawnictwa:
pierwsze publikacje z „wychowania komunikacyjnego” dla dzieci i młodzieży
zaczęto wydawać tam już w 1959 roku.
Rozpoznawanie znaków jest fajne:) |
Głównym
celem powstania tej książeczki było zaznajamianie dzieci ze znakami drogowymi.
I trzeba przyznać, że w przypadku Kostka cel ten został w pełni osiągnięty.
Ogląda, rozpoznaje, ma radochę. Ktoś jednak widać nie chciał, aby wydawnictwo
to było li tylko tablicą znaków drogowych, dołożono więc do tych znaków
historyjkę.
Pierwszoplanowymi
bohaterkami tego rymowanego, niedługiego wierszyka (na początku czterowersowa
zwrotka rozbita została aż na 6 stron!) są żaby, zamieszkujące zaciszny staw
położony obok równie zacisznej a dodatkowo malowniczej wsi. Oto pewnego dnia
sympatyczne płazy w pobliżu swojego miejsca zamieszkania wyczuwają smród i
słyszą hałas. Zupełnie nie wiedzą z czym mają do czynienia (nawet stojąc obok
piramidy ułożonej z kostki brukowej), całą rzecz objaśnia im dopiero światowiec
pan Bocian (jak na intelektualistę przystało nosi okulary) – otóż obok wsi
budują drogę, kładą bruk a na nim asfalt.
Technologia nieco przestarzała, jednak co asfalt to asfalt |
Dlaczego
budują? Przyczyn jest wiele: dlatego, że chłop nie może bezpiecznie dowieźć
mleka do spółdzielni, bo ludzie nie chcą chodzić pieszo, koń zrobił się
niemodny i coraz więcej jest posiadaczy samochodów. Tymczasem budowa spowoduje,
że pojawi się gładki asfalt, ale także chodniki, sygnalizacja, wszystko ładnie
pięknie – tylko czy w Polsce w ogóle budowano wtedy jakieś drogi? Zapewne
jakieś tak. Niemniej wszystko to rozgrywa się w czasach, kiedy było sporo większych
problemów niż budowa dróg, jeszcze przed epoką fetyszyzacji autostrad przez
kolejne polskie rządy i przede wszystkim w czasach, kiedy nie przejmowano się żabami
(przynajmniej oficjalnie). Rospuda miała dopiero nadejść... Dlatego cała ta
historia pomimo pozorów realizmu, tak naprawdę jest dla mnie czystą fantastyką
literacką.
Bocian-intelektualista nie zjada żab, lecz je naucza |
Druga sprawa
to widoczne jeszcze w tym wierszyku zauroczenie cywilizacją, przemysłem,
unowocześnieniem (pisałem o tym przy okazji „Orzeszka” Sikiryckiego). Sztandar
partii został zdarty, ale jej hasła pozostały. A zatem pan Bocian opowiada jak
to będzie pięknie a żaby zastanawiają się czy kilku podobnych udogodnień nie
zastosować u siebie np. sygnalizacji przeciw-bocianowej? Znaczy jedna się
zastanawia a druga przezornie ją poucza (zupełnie jakby się przeniosła z bajki
Krasickiego) – lepiej tego nie chcieć, bo jak zaczną budować drogę to nie będą
się przejmować niczym, zwłaszcza łąkowymi płazami. Dla mnie jednak to
refleksyjne zakończenie wygląda nieco sztucznie…
Nic dodać, nic ująć... |
Pieszo - nie, koń - nie, samochód - tak |
Otóż żabki
drogie z początku lat 90. mam dla was dobrą wiadomość z przyszłości! Będą tacy,
którzy zaczną się wami przejmować (ale też wielu takich, którzy nie zaczną)! A
już na pewno przejmować się wami będzie literatura dziecięca, gdzie wychwalanie
instrumentalnie traktowanego postępu ustąpi miejsca empatii i zastanowieniu nad
światem, przyrodą, uczuciami. Tak! Nikt się już nie będzie radował, że mu łąki
zaścielają asfaltem, ale z drugiej strony powstaną płatne autostrady, będzie
cholernie drogie paliwo i mnóstwo samochodów. I jak powiedział kiedyś pewien
Truman: Dzień dobry. A na wypadek gdybyśmy się już potem nie widzieli – także
dobry wieczór i dobranoc.
/BW/
/BW/
Żabie drogi, Małgorzata Kaliszewska, il. Jerzy Flisak. WKiŁ 1991
Wcale nie taka tam książeczka - ilustracje Flisaka. Założę się, że oddana do składania jeszcze przed 89. ;)
OdpowiedzUsuńWierszyk jest taki sobie, ale ilustracje fajne. Dziękuję za komentarz:)
OdpowiedzUsuńMój Boże, po tylu latach komuś się chce to czytać... Wyjaśniam. Wierszyk został napisany na konkretne zamówienie do serii (kilkadziesiąt książeczek wydano). Miały paść terminy, o ile pamiętam: jezdnia, pobocze, chodnik. Wydawnictwa te wszak zajmują się tematami komunikacyjnymi, a nie ekologią. Więc to żadne zauroczenie cywilizacją, tylko edukacja komunikacyjna po prostu. Cała procedura trwała koło roku, chyba nie dłużej. A ekologia w szczątkowej formie pojawiła się niespodziewanie dla mnie samej... Z ilustracji Flisaka jestem do dziś bardzo dumna, to nie był byle kto! Poza tym, Drogi Panie, prawie wszystkie polskie asfaltowe drogi powstawały w latach 70. i 80.i sukcesywnie później też, plus naprawy, więc proszę nie wydziwiać, nie dopisywać tam żadnych sztandarów i haseł. Pozdrawiam serdecznie Tatę-archeologa i Synka. M.K.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że doczekałem się komentarza samej autorki! Bardzo dziękuję za te dodatkowe wyjaśnienia. Rzeczywiście jest to archeologia połączona ze zgadywaniem - ale proszę się nie dziwić, bo jak się czyta te same teksty/wiersze po kilkadziesiąt razy to człowiek zna każdą linijkę, każdą metaforę i każde sformułowanie. Trudno się wtedy powstrzymać choćby przed zgadywaniem. I muszę Pani jeszcze powiedzieć, że mój Kostek bardzo lubi "Żabie drogi" (nazywa je "Żabimi ścieżkami") i ostatnimi czasy wciąż chce żeby mu czytał. Jeszcze raz dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń