niedziela, 30 listopada 2014

Grzeczne średniowiecze („Bajka o królu” Jan Brzechwa, „Przepraszam, smoku” Wiera Badalska)

Na początku studiów polonistycznych, na zajęciach u prof. Ludwiki Ślękowej, dowiedziałem się o fakcie, który wtedy był dla mnie sporym zaskoczeniem (zaraz po tym, że „Treny” Jana Kochanowskiego można omawiać przez cały semestr). Otóż wielu badaczy literatury, a także historyków (zwłaszcza w ZSRR) w czasach jedynej słusznej doktryny (a szczególnie za czasów krwawego stalinizmu), wybierając epokę, którą będą się naukowo zajmować stawiało na średniowiecze, twierdząc że łapy ideologii tak daleko w mrok dziejów nie sięgają i tylko pisząc o wiekach średnich resztki myślowej swobody zdołają zachować. Pamiętam, że w tamtym czasie (a była to druga połowa lat 90.) jakoś nie mogło mi się pomieścić w głowie podobne, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, „planowanie ścieżki kariery zawodowej”.

Bajka o królu, Jan Brzechwa, il. Elżbieta Murawska, il. na okł. Janusz Stanny KAW 1977

Przepraszam, smoku, Wiera Badalska, il. Maria Uszacka, NK 1982
 Przypomniałem sobie o tych odkryciach młodości, kiedy czytałem Kostkowi dwie książeczki („Bajka o królu” Jana Brzechwy i „Przepraszam, smoku” Wiery Badalskiej), których autorzy także sięgnęli do (oczywiście umownego) okresu średniowiecza. Zrobili to jednak w innym celu i nie wiem czy profesor Ślękowa byłaby zadowolona, że taką taniej próby komparatystykę uprawiam, niemniej celem autorów tych książeczek była... nauka właściwego zachowania. Tak, tak. Dla wszystkich, którzy liznęli nieco wiedzy o historii ludzkości z pewnością może zabrzmieć to nieco dziwnie, ponieważ kiedy jak kiedy, ale akurat w tamtym czasie zasady właściwego zachowania nie były palącym priorytetem. Skrócenie o głowę, spalenie wsi, rabunek czy zawiśnięcie na szubienicy to i owszem, bez problemu, a nawet w obfitości. Ale savoir-vivre?

Utwór Brzechwy, jak wskazuje tytuł, w centrum przedstawianych wydarzeń umieszcza bliżej nieokreślonego władcę. Początkowo uzyskujemy informacje jedynie o jego zwyczajach żywieniowych – dowiadujemy się więc, że król „pijał mleko i jadał dużo kaszy”. Fakt, że zajada się fanatycznie takimi wartościowymi produktami oczywiście dobrze o nim świadczy, aczkolwiek we współczesnej dietetyce (szczególnie dziecięcej) mleko zdecydowanie odeszło od łask. Jest to o tyle niefortunne, że wiersz Brzechwy napisany został z intencją przekonania do jedzenia grymaśnego młokosa (tak: obawiam się, że płci męskiej)... Poeta nawiązuje tym samym do korzeni gatunku – przecież bajka to niedługi, rymowany, dydaktyczny utwór z morałem, o czym nagminnie zapomniała większość Polaków mówiąc np. „chodź, włączę ci bajkę w telewizji” albo określając mianem bajki wszystko, co się dzieciom czyta.

Król zatem rządzi sprawiedliwie żywiąc się nabiałem i produktami zbożowymi, a tymczasem dworzanom takie zachowanie (i jedzenie) nie w smak. Oni chcieliby spożywać posiłki, które tradycyjnie utożsamiamy z suto zastawionymi stołami uczt królewskich. Jakieś mięsiwo im się marzy, łosoś z rusztu a od biedy nawet knedle. Nic z tego. Pamiętajmy także, że kiedy Brzechwa pisał swój wiersz (pierwszy raz ukazał się w 1958 roku w zbiorze „Sto bajek”, w „Serii z wiewiórką” pierwsze wydanie to rok 1971) w kraju naszym półki sklepowe nie uginały się jak dzisiaj pod ciężarem towarów, a sztandarowym symbolem zaopatrzenia był ocet.

Dworzanie zatem narzekają a tymczasem dieta doskonale służy królowi, który wciąż „rośnie i mężnieje”, ale też jedzenie ma wpływ na jego usposobienie – dowiadujemy się, że nie był zawadiaką, nienawidził wojen i kierował się zasadą „co twoje, to nie moje”. Nie jedzący mięsa powinni go właściwie wciągnąć na sztandary, gdyż niesie właściwe przesłanie antymięsne: no meat, no war.


Bardziej dociekliwi mogliby zapytać co też taki władca robi w średniowieczu i przede wszystkim jak udało mu się tam przeżyć tam dłużej niż trzy miesiące? Brzechwa starał się z tej sytuacji wybrnąć pisząc, że „wróg trzymał się z daleka / Bo wroga król odstraszył” – nie precyzuje jednak w jaki sposób odstraszanie to wyglądało. Jeżeli wnioskować po rysunku Elżbiety Murawskiej (co ciekawe ilustracja okładkowa jest autorstwa Janusza Stannego a te wewnątrz Murawskiej, zresztą zdarzało się to w wiewiórczanej serii kilkakrotnie…) to mieliśmy do czynienia z klasycznym oblężeniem zamku... Wiersz kończy pytanie skierowane do małego czytelnika. Utwór jest oczywiście zrymowany po mistrzowsku i naprawdę przyjemnie się go czyta, samo przesłanie jednak budzi pewne wątpliwości, które przede wszystkim biorą się stąd, że „Bajka o królu” gorzej od innych wierszy Brzechwy zniosła próbę czasu…

Wiera Badalska w „Przepraszam, smoku” (pierwsze wydanie w 1978 roku) umieszcza akcję w miejscu, które spokojnie mogłoby być Krakowem, ale expressis verbis nazwa grodu Kraka nie pada. Być może ze stolicą Małopolski wiele legend, podań i baśni tak bardzo jest zrośniętych, że wprost nie sposób dołożyć kolejnej i to jeszcze posiłkującej się tradycyjnym dla okolic Wawelu zestawem elementów. Co bowiem tutaj mamy? Rzecz jasna króla (na rysunku Marii Uszackiej przypomina Kraka, którego znamy z innych popkulturowych przedstawień) i jego piękną córkę, dalej smoka i rycerzy, którzy próbują poczwarę unicestwić i wreszcie jednego rycerza, dla którego walka jest ostatecznością, a pierwsza broń to… grzeczność i kultura osobista. A z elementów topograficznych jest miasto na wzgórzu i grota. Zaiste autorce należą się słowa pochwały, że nie poszła po najmniejszej linii oporu i nie powstał jakiś sequel „Szewczyka Dratewki”...



A zatem żaden rycerz, rzecz jasna, ze smokiem sobie poradzić nie może (nagrodą jest królewska córka) i kiedy rozwiązania siłowe zawodzą, do akcji wkracza grzeczny rycerz. Bawi mnie ta historyjka, chociaż Kostek słucha jej z poważną miną. To był naprawdę dobry pomysł, żeby rycerz używał grzeczności jako oręża – szczególnie zabawny jest monolog, który kieruje do smoka.
A rycerz mówił dalej:
- Zwykle unikam bójek
ale się pan niestety,
okropnie zachowuje!

Niestety ogniem zionie,
niestety owce dusi,
więc w skórę pan, niestety,
ode mnie dostać musi!
Doceniam kunszt pisarski Jana Brzechwy, ale jego wiersz razi zbyt łopatologiczną dydaktyką. Tymczasem utwór Wiery Badalskiej dydaktykę skutecznie równoważy humorem. Dlatego w tym rycerskim turnieju, który tutaj dosyć niespodziewanie zorganizowałem, to właśnie „Przepraszam, smoku” odjedzie pośród wiwatów tłumnie zgromadzonych widzów, z laurem zwycięzcy na skroniach. „Bajka o królu” będzie się zaś musiała, dosłownie i w przenośni, obejść smakiem.

/BW/
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało!