Do tej pory na naszym blogu pojawiały się (w przeważającej większości) lekturowe wrażenia dotyczące całych książeczek. I oczywiście w żadnym wypadku nie zamierzamy z tego rezygnować, jednak nie ukrywamy też, iż wielokrotnie, dopada nas ochota na pokazanie bądź omówienie tylko jednego wiersza, opowiadania, rozdziału czy baśni. Nie wszystko zawsze można (i trzeba) ogarnąć całościowo, prawda? A zatem mając już za sobą uzasadnienie (które milcząco poparliście...), wrzucamy pierwszą wydartą przez nas kartkę.
Pochodzi ze zbioru wierszy Józefa Czechowicza „Sny szczęśliwe” (ilustrowanego przez Józefa Wilkonia), który został wydany w roku 1984 przez Wydawnictwo Lubelskie. Jest to zbiorek, który przeważnie czytamy wybiórczo a sprzyja temu fakt, że został skomponowany według klucza pór roku.
Wielokrotnie zastanawiałem się i zastanawiam czy poeci
(pisarze) wybitni w twórczości „dorosłej” (to z pewnością casus Czechowicza) potrafili
być podobnie wybitni w twórczości skierowanej do dzieci? Zdaję sobie sprawę, że
odpowiedź na to pytanie bynajmniej nie należy do kategorii „łatwe” i z
pewnością można długo dyskutować nad każdym jednym przypadkiem literackiego
życiorysu.
Józef Czechowicz należy do grona poetów, których lubię czytać. W skrócie i uproszczeniu jego wiersze to sielskość podszyta grozą. Z pewnością był to ważny i osobny głos poetycki w dwudziestoleciu międzywojennym. Poeta ten miał także (co warto na tym blogu podkreślić) kontakt z dziećmi, ponieważ pracował jako nauczyciel w Lublinie, a kiedy z zawodem tym zerwał, już w Warszawie (1932-1936) redagował dziecięce pisma „Płomyk” oraz „Płomyczek”. Nie przełożyło się to jednak na wysyp w jego twórczości utworów dla dzieci. Nawet wiersze pomieszczone w „Snach szczęśliwych” w większości trudno nazwać stricte dziecięcymi. Czechowicz w swojej „dorosłej” poezji często odwoływał się do mitu arkadyjskiego, który objawiał się u niego np. obrazami szczęśliwego dzieciństwa na wsi. Z upodobaniem posługiwał się np. poetyką kołysanki, nasycał utwory baśniowością, inspirował się ludowością i folklorem. Wszystkie te tropy z „dorosłych” wierszy odnaleźć można także w „Snach szczęśliwych”.
Józef Czechowicz należy do grona poetów, których lubię czytać. W skrócie i uproszczeniu jego wiersze to sielskość podszyta grozą. Z pewnością był to ważny i osobny głos poetycki w dwudziestoleciu międzywojennym. Poeta ten miał także (co warto na tym blogu podkreślić) kontakt z dziećmi, ponieważ pracował jako nauczyciel w Lublinie, a kiedy z zawodem tym zerwał, już w Warszawie (1932-1936) redagował dziecięce pisma „Płomyk” oraz „Płomyczek”. Nie przełożyło się to jednak na wysyp w jego twórczości utworów dla dzieci. Nawet wiersze pomieszczone w „Snach szczęśliwych” w większości trudno nazwać stricte dziecięcymi. Czechowicz w swojej „dorosłej” poezji często odwoływał się do mitu arkadyjskiego, który objawiał się u niego np. obrazami szczęśliwego dzieciństwa na wsi. Z upodobaniem posługiwał się np. poetyką kołysanki, nasycał utwory baśniowością, inspirował się ludowością i folklorem. Wszystkie te tropy z „dorosłych” wierszy odnaleźć można także w „Snach szczęśliwych”.
Na dzisiaj, nawiązując do pogody
za oknem, wybrałem dwa wiersze o tematyce zimowej. Jeden ogólno-zimowy, a drugi
lublińsko-zimowy. A zatem – mroźnej lektury!
Sny szczęśliwe, Józef Czechowicz, il. Józef Wilkoń, Wydawnictwo Lubelskie 1984 |
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Chcesz coś dodać? Śmiało!