piątek, 8 maja 2015

Noże ostre jak ogórki w occie („Słodka przygoda”, „Uwaga! Słoń!” Wincenty Faber)


Najdłuższym życiem w literaturze cieszą się utwory, które cechuje uniwersalność. Wielu było takich pisarzy, którym się z tą uniwersalnością udało i chociaż pisali tysiąc, dwieście, sto czy pięćdziesiąt lat temu to i tak czytamy dzisiaj ich książki z wypiekami na twarzy. Darujcie, ale pominę przykłady – zostawiam to maturzystom. Akurat ich pora.



Warto jednak przy okazji omieść wzrokiem olbrzymi tłum utalentowanych pisarzy stojących w cieniu. Tłum tych, którym się nie udało, których nie pamiętamy, a tytuły ich książek nic nam nie mówią. Też mieli kiedyś natchnienie, mieli pomysły i dobrze kombinowali, wydawali regularnie książki, mówiono im, że potrafią pisać a jednak są dzisiaj jedynie pozycją w encyklopedii (o ile w ogóle!). Zabrakło im szczęścia, protekcji, pisali o rzeczach, na które w momencie wydania drukiem nikt nie zwracał uwagi, bo ogół pochłonięty był czymś innym, nie zdołali wychować sobie gromady fanów i apologetów.

 
Właśnie ci pisarze, poupychani na dolnych półkach antykwariatów, albo w ogóle w kartonach na zapleczu, ci pisarze tworzą ogromną armię cieni, na zawsze skazanych za zapomnienie. Chociaż… no właśnie, niekiedy coś się wydarzy. Ktoś sobie o czymś przypomni, zacytuje, jakiś młody reportażysta napisze książkę, albo córka premiera wspomni o pisarzu w topowym talk show (pamiętacie Agatę Buzek i Lucynę Legut?).


Ja właśnie dzisiaj będę pisał o kimś kto na takie odkurzenie w stu procentach zasługuje – o Wincentym Faberze, zmarłym 35 lat temu (w wieku zaledwie 43 lat)  poecie z Bielska-Białej, związanym potem z krakowskim środowiskiem literackim, autorze wierszy, piosenek i utworów dla dzieci. Przyznaję, że nie miałem pojęcia o istnieniu pana Wincentego, ale wiecie – Kraków, poeta, stereotyp (więcej ich tam niż gołębi) i nie sposób dotrzeć do każdej zapomnianej i zakurzonej książeczki. Tymczasem niemal od początku naszego wspólnego z Kostkiem czytania mieliśmy na liście „the best of” – „Słodką przygodę”, ale jakoś na nazwisko autora nie zwracałem uwagi. Dopiero kiedy wszedłem w posiadanie wydawnictwa „Uwaga! Słoń!” postanowiłem sprawdzić kim jest autor obu tych zabawnych książeczek i trafiłem na tę stronę.

Przeczytałem zamieszczone tam wiersze i przyznaję, że gdybym na ich podstawie miał sięgnąć po faberową twórczość dla dzieci to... chyba bym tego nie zrobił. Nie myślcie, że to są złe wiersze. Wręcz przeciwnie – widać, że autor potrafi pisać o naturze, o lesie, że taka tematyka jest mu bliska. Ale jest to jednak droga dobrze już przetarta przez wielu poetów. 

 
Tymczasem dwa czytywane przez nas wiersze dla dzieci autorstwa Wincentego Fabera są świetne! Pozbawione zbędnych opisów, nadmiernej harasymowiczowskiej poetyckości, nieprzegadane, pomysłowe i zabawne. A najważniejsze to, że w ogóle się nie zestarzały! Nie zawierają żadnych odniesień do czasów, w których powstawały i dlatego do dzisiaj nie straciły swojej wartości. Jak napisał Italo Calvino, „klasyk to ktoś, kto nigdy nie przestaje mówić tego, co ma nam do powiedzenia”. Niestety nie znam innych utworów wydanych jako pojedyncze książeczki, ale z pewnością będę ich teraz poszukiwał. Wiem, że pierwszy zbiorek dla dzieci „Szyszki” z 1968 roku raczej był właśnie o przyrodzie i bardziej w duchu Jerzego Harasymowicza.

„Słodka przygoda” wydana w „Serii z wiewiórką” to historia pirackiej załogi, która w ramach swojej działalności rabunkowej wchodzi w posiadanie frachtowca wypełnionego słodyczami. A ponieważ wcześniej przez długi czas korsarze błąkali się głodni po morzach i oceanach rzucają się na spożywczy ładunek niczym przysłowiowy szczerbaty na suchary. Okazuje się jednak, że bezkarne jedzenie słodyczy w przypadku piratów nie może mieć miejsca i panowie się „osładzają”, łagodnieją, przestają krzyczeć i kląć, golą brody, wreszcie rzucają korsarski fach i chcą pracować w fabryce czekolady. Wiem, że teza iż słodycze łagodzą obyczaje w czasach strachu przed otyłością dzieci nie jest może najszczęśliwsza, ale przecież nie wszystko trzeba brać na poważnie...

Ładnie jest to napisane – krótko, bez lania opisowej wody, ze zgrabnymi rymami, z humorystycznym przymrużeniem oka, bezpretensjonalnie. Faber stosuje proste, przemawiające do młodego czytelnika porównania (patrz: tytuł tej recenzji) i w zasadzie maluje tych swoich piratów kilkoma pociągnięciami pióra np. ważne są brody, które podobnie jak w wydanym ostatnio w Polsce wspaniałym komiksie Stephena Collinsa również stanowią symbol zła... (krążył piracki okręt zły / brodaty od swych panów).

„Uwaga! Słoń!” to natomiast wierszyk z przesłaniem dydaktycznym, o którym jednak dowiadujemy się ex post. Powstał, aby przyswoić dzieciom podstawowe zasady ruchu drogowego i poruszania się po mieście. I według mnie Faber wywiązał się z tego zadania w sposób niebanalny. Wiersz podobnie jak „Słodka przygoda” jest krótki (wręcz ginie na wielkich kwadratowych stronach). To opowieść chłopca, który wyprowadza wieczorem na spacer swojego słonia i zastanawia się jak traktowany jest ten olbrzymi ssak w ruchu drogowym. „Bo co to jest słoń, milczą przepisy / czy coś jak autobus czy jak pies na smyczy” Przypomina się od razu „Proszę słonia” Kerna i nie jest to bezpodstawne porównanie.
Po właściwym tekście wiersza znajdziemy jeszcze dodatkowe „Ogłoszenie”, które bezpośrednio wyjaśnia dydaktyczny cel powstania tego tekstu. Mam wrażenie, że zostało dodane na prośbę/życzenie wydawcy, aby ułatwić dzieciom zrozumienie przesłania wierszowanych przygód słonia. Według mnie trochę niepotrzebnie, ponieważ książeczka traci przez to swój lekko abstrakcyjny klimat, na rzecz nomenklatury rodem z gazetki ściennej.

Jeżeli chodzi o ilustracje to „Słodka przygoda” jak to w wiewiórkowej serii ma na okładce rysunek Janusza Stannego, a w środku Stanisława Pyjora – przyznam, że nie za bardzo mi się one podobają. Natomiast jestem wielbicielem ilustracji Małgorzaty Różańskiej – z pewnością zyskują dzięki formatowi książki, ale te rysunki z małą ilością szczegółów, uwypuklone jeszcze intensywną kolorystyką przypadły mi do gustu. Minusem jest, że litery giną na niebieskim tle i przy słabszym świetle bardzo trudno się je czyta.
A ponieważ, kiedy piszę tę recenzję zbiera się na deszcz, pozwolę sobie zakończyć poetyckim cytatem z Wincentego Fabera:

Nie gniewaj się na deszcz.
On otwiera śpiące piąstki liści
i na drutach szklane nuty wiesza,
żeby ptaki wiedziały jak śpiewać.
  
 /BW/
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało!