Być może jest wam znany pewien rodzaj amerykańskich
filmów z pozytywnym przesłaniem, których fabuła wygląda mniej więcej tak: jest
sobie dzielnica, ulica lub okolica, w której źle się dzieje (mieszkańców
terroryzuje gang motocyklowy, banda chuliganów albo bogacz chcący wykupić cały
teren i zbudować tam bungalowy albo galerię handlową). Oczywiście nie zawsze
musi się dziać tak źle i dochodzić do rękoczynów, nieraz winna jest po trochu
nieufność, przyzwyczajenie, obawa, lenistwo, które powodują, że ludzie zamiast
żyć obok siebie, żyją osobno, każdy w swoim świecie. Zamykają sobie przed nosem
drzwi, nie sprzątają psich kup, nie pomagają sobie dźwigać ciężkich toreb z
zakupami a niekiedy plują sobie nawzajem z okien na głowę.
I wtedy w takim amerykańskim budującym filmie zawsze
pojawia się jakaś postać albo kilka postaci, którym się chce całą sytuację
zmienić i którzy wnet pokazują, że zwykłą rozmową, pomysłem i uśmiechem można
wiele zdziałać. Pod wpływem działań takich osób cała dzielnica, ulica bądź okolica
stopniowo i powoli zmienia się – ludzie zaczynają się do siebie uśmiechać,
pożyczać sobie cukier i sól, rozmawiać z sobą, pomagać. Być może pamiętacie jak
czuliście się po seansie takiego filmu, pamiętacie to wypełniające was uczucie,
że na pewno wszystko będzie dobrze? Ale pewnie też myśleliście sobie, że życie
to nie amerykański film i to wszystko przecież tutaj u nas, w Polsce, gdzie
człowiek człowiekowi wilkiem, tutaj nie może się wydarzyć. I oto na Księżu
Małym taki właśnie amerykański film po trochu zaczyna się spełniać. Pojawili
się ludzie (oczywiście nie znikąd:) którzy zaczęli utożsamiać się z osiedlem i
robić coś fajnego. Wpadli na ciekawe pomysły, wcielili je w życie, a mieszkańcy
pozytywnie na te działania zareagowali.
Działania mają miejsce w przestrzeni
osiedla zaprojektowano w roku 1928 przez Paula Haima i Alberta Kemptera. Kiedyś
mieszkali tutaj Niemcy, potem przyjechali z różnych stron Polacy i dzisiaj
znowu pojawiają się nowi mieszkańcy i „wsiąkają” w to osiedle. Trudno się
dziwić tej fascynacji: zostało tutaj jeszcze sporo przestrzeni (której w pasie
dookoła zgodnie z planem miejscowym nie można zabudować), dużo zieleni i jest w
miarę bezpiecznie (brak podcieni, otwartych bram, duża odległość od wielkich
osiedli). Oczywiście nie jest też tak, że żyjemy w raju. Żyjemy wśród ludzi, w
mieście, którego oddech nawet przez działki, tory kolejowe i tereny wodonośne
jednak czuć. Innymi słowy metafory o ostoi przypominającej komara zaklętego w
bursztynie uważam jednak za nieco naciągane...
![]() |
Osiedle Księże Małe (niem. Klein Tschansch) tuż po wybudowaniu, źródło fotki: https://dolny-slask.org.pl/3462540,foto.html?idEntity=533919 |
W tym momencie mała dygresja: działo się to w zimową
niedzielę parę lat temu. W tamtym czasie posiadałem aż dwa słynne księskie
sznurki do wieszania bielizny. Kasia poszła z Kostkiem na sanki a ja siedząc w
mieszkaniu usłyszałem nagle łomot – okazało się, że pod oknami przejeżdżał
samochód do przeprowadzek i zerwał jeden ze sznurków. Wyszedłem i zacząłem
rozmawiać z kierowcami – panom było trochę głupio, tłumaczyli się, sytuacja z
kategorii niezręcznych. Nagle przybiegł kolejny pan, który na ten samochód do
przeprowadzek czekał. Tak, tak - przybiegł sąsiad z Księża, mieszkający kilka
klatek dalej, nieznany mi zupełnie człowiek, który z miejsca, nie przebierając
w soczystych słowach zreferował mi gdzie też on ma mój sznurek do wieszania
bielizny. Oczywiście o jakiejś symbolicznej refundacji czy zwykłym słowie
„przepraszam” nie było mowy. Powiedział tylko:
- A Zieloni o tym wiedzą?
A zakończył: A tak w ogóle to ile lat pan tu mieszka?
Niestety nie odpowiedziałem mu wtedy jak należy. Po raz
kolejny zrozumiałem jak smakuje owo uczucie, które Francuzi określają mianem l’esprit de l’escalier.
Dlatego mojemu anonimowemu sąsiadowi chciałbym odpowiedzieć w tym
wpisie.
Otóż anonimowy sąsiedzie nieważne ilu lat tutaj mieszkam,
z pewnością krócej od ciebie, ale przecież to, że ty mieszkasz dłużej nie znaczy,
że możesz sobie pozwalać na więcej. Fakt, że mieszkali tutaj twoi rodzice a
może nawet dziadkowie, nie oznacza przecież, że wiesz o tym osiedlu wszystko,
jesteś tutaj panem, a wszyscy nowi powinni stulić dzioby i milczeć, ewentualnie
biernie przytakiwać, bo co oni mogą o tym wszystkim wiedzieć? Wydaje mi się to
bardzo smutne, że ludzie myślą tak jak ty, a jednocześnie cieszę się z działań,
które pokazują, że nie masz racji. Bo osiedle Księże Małe to nie tylko dobrze
zrobiony modernizm i dużo zieleni, to także, a może przede wszystkim, ludzie.
Różni ludzie. Ci, którzy mieszkają tutaj całe życie i ci, którzy wprowadzili
się wczoraj. Ja między nimi żadnych różnic nie widzę.
Oj trochę wpadłem w ton społecznikowski, a tymczasem pora
przejść do rzeczy. W zeszłym roku pisałem krótko o Gotowych do star-tu (tutaj
można przeczytać), tym razem napiszę o projekcie Książka na Księżu.
Projekt ten został utkany wokół istotnego momentu funkcjonowania osiedla – oto
biblioteka z pomieszczeń przy przedszkolu „Mały Książę” zostanie przeniesiona
do serca osiedla (czyli w zasadzie tam, gdzie jest jej miejsce), pod komin,
obok przychodni, do wspaniałych ceglanych, modernistycznych budynków. W planach
jest zorganizowanie domu kultury i nawet pojawiły się na ten temat dwa artykuły
w lokalnej GW (tutaj jeden z nich) Za projekt odpowiada fundacja Domek Kultury, którą bardzo fajnie prowadzą Monka i Grzegorz Stadnikowie wspólnie z
Katarzyną Lewandowską. W ramach Książki na Księżu odbyły się warsztaty
scrapbookingu i szukanie sekretów, było drzewo mądrości i przenośmy
antykwariat, spotkania z pisarzami i ilustratorami, była Galeria na
Chorzowskiej w ramach, której można było przypomnieć sobie klasyczne ilustracje
polskich autorów.
![]() |
A 13 czerwca, na skwerze przy ulicy Katowickiej, w
upalny, letni już właściwie, dzień pod koronami drzew odbył się piknik
czytelniczy w ramach projektu KnK. Przyszły dzieci, żeby posłuchać czytania i
rodzice, żeby porozmawiać. Było ciasto, kawa, zakładki do książek, poduszki do
siedzenia i ławki a także koce, wszystko pokryte słonecznymi łatkami. Prowadzę
bloga o dziecięcych książeczkach, a jednak nie mam złudzeń, że z czytaniem nie
jest dzisiaj dobrze. Tym bardziej cieszy fakt, że tak wiele osób (bo w skali
osiedla było ich wiele) chciało przyjść i czytać albo słuchać. Że przez chwilę
mogliśmy się poczuć jak w alternatywnej rzeczywistości, gdzie słowo pisane ma
moc integrowania. Oczywiście to było skierowane przede wszystkim do dzieci, a
dzieciom chce się czytać dużo bardziej i być może gdyby zorganizować podobną
imprezę o dorosłym czytaniu to efekty byłyby mniej spektakularne. Ale też nie
wszystko można od razu zmienić, nie działa to przecież w ten sposób jak
pstryczek-elektryczek w wierszu Juliana Tuwima: Bardzo łatwo: Pstryk - i
światło! A jeżeli już tak przypadkowo zeszliśmy na temat elektrycznej, ale
przecież energii to chciałbym, żeby ta energia ludzka, która z nami była przez
te trzy najlepsze według Zygmunta Staszczyka miesiące roku (kwiecień, czerwiec,
maj) mogła zostać na cały rok. Czy jest taka szansa? Z pewnością powstanie domu
kultury na Księżu byłoby dobrym w tym kierunku krokiem. Niniejszym wszystkim
tego życzę i kończąc ten dosyć długi wpis zapraszam 20 czerwca o 12.00 na
przenoszenie biblioteki.
/BW/
Pozostaje pogratulować inicjatorom i czekać, chuchać i dmuchać, żeby i u nas, coś;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby się wam też udało! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń