wtorek, 29 września 2015

Podróż do krain dwunastu („Widzimisiek” Barbara Lewandowska)


Było sobie kiedyś czasopismo dla dzieci pt. „Miś”. Eh, co to było za czasopismo... Kto tam nie pisał, kto tam nie rysował... Dawne numery „Misia” to prawdziwa skarbnica: tekstów, których przeważnie nikt nigdzie nie przedrukował oraz ilustracji, których nikt nigdzie nie publikował. Sam wrzucam na bloga wspominkowo kolorowe misiowe strony. Jak to mówią: dla pamięci. Tym bardziej cieszy mnie, że ktoś znalazł do tej skarbnicy własne „sezamie otwórz się”. Oto Wydawnictwo Znakomite wydało książkę zawierającą jedną serię misiowych opowieści z roku 1979 pt. „Widzimisiek”.


Ukazanie się tej pozycji jest dla mnie dużym wydarzeniem. To przecież także moje dzieciństwo, moje wspomnienia i pierwsze literackie inicjacje. A poza tym opublikowanie „Widzimiśka” dowodzi, że coś, co powstało przed wielu laty, w innych czasach i innej rzeczywistości jako ulotne, gazetowe i o czym być może wielu chciałoby zapomnieć, dzisiaj także może być czytane, nie zestarzało się i nie straciło na wartości.

Autorkami „Widzimiśka” są Barbara Lewandowska, która przez prawie 20 lat (1971-1990) była naczelną „Misia” (nazywano ją nawet „panią misiową”) i Elżbieta Gaudasińka, której kreska także się „Misiem” nierozłącznie kojarzy. Kiedy Lewandowska przejęła „Misia” po Czesławie Janczarskim musiała stworzyć misiowego bohatera, który zapełniłby puste miejsce po Uszatku (Janczarskiego i Rychlickiego). Widzimisiek był jednym z wymyślonych przez nią niedźwiadków.

Lewandowska kierowała gazetką, kiedy czytali ją dzisiejsi 30-, 40-latkowie. Jeden z nich, Przemysław Olszewski z Wydawnictwa Znakomitego postanowił wrócić do opowieści, które mama czytała mu w dzieciństwie. Mam akurat w domu rocznik „Misia” z 1987 roku i na jego podstawie widzę jak ogromną pracę wykonywała Lewandowska. Natknąłem się w rzeczonym roczniku na krótsze, bądź dłuższe pisane przed redaktor naczelną serie takie jak „Był sobie król książkowy mól” czy „Z Pocopotkiem na piechotkę” (by the way: książkowe wydanie jej cyklu „Pucułek i Pocopotek” z rysunkami Janiny Krzemińskiej ukaże się na dniach w Wydawnictwie Widnokrąg). 



Miś Widzimisiek budzi się po północy w pierwszy dzień Nowego Roku. Spotyka ptaka z zegara, który nie jest bynajmniej kukułką, ale kawką. Będzie ona teraz jego przewodniczką podróży do dwunastu krain, które odbędą w dwanaście godzin. Dwunastu krain, z których każda była opisywana w jednym numerze „Misia”.

Pisałem jakiś czas temu o opowiadaniu Lewandowskiej „Tygrys na osiem pięter” i dochodziłem w tamtej recenzji do wniosku, że autorka poważnie traktuje swoich młodych czytelników. Daje im zadania, nie upraszcza, nie pomaga, raczej wymaga – znajomości literackich rudymentów i uruchomienia wyobraźni, wysilenia się. Nie inaczej jest w przypadku „Widzimiśka”. Przede wszystkim jest to historia dobrze osadzona w literackiej tradycji. Motyw podróży do fantastycznych krain pojawiał się w wielu książkach. Począwszy od „Podróży Guliwera”, przez „Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki” a skończywszy na „Czarnoksiężniku z Oz” czy „Alicji w krainie czarów” (że nie wspomnę np. o jednej z ksiąg Tytusa, Romka i A’tomka). We wszystkich tych utworach odwiedzanie niezwykłych krain dawało podróżnikom dystans do samego siebie i uczyło jak zachować się na własnym podwórku. U Lewandowskiej odwiedzamy krainy zorganizowane według złych czy dziwnych zasad, każda z tych krain dzięki hiperboli zwraca uwagę na jeden problem (i ma znaczącą nazwę zupełnie jak w literaturze oświecenia a jej istnienie ma, też podobnie jak w epoce Krasickiego, cele edukacyjne): chciwość (Pekunia), obżarstwo (Konsumpcja), hałasowanie (Decybelia), zmechanizowanie (Industria), wywyższanie się (Gigancja) czy zapatrzenie w przeszłość (Antykwa). Za każdym razem kawka z Widzimiśkiem znajdują (przypadkowo bądź nie) jakieś rozwiązanie, które pozwala na zmianę np. w Decybelii, krainie gdzie wszyscy hałasują rozsiewają mak, a gdzie pada jego ziarenko robi się „cicho jak makiem zasiał”. W każdej krainie chęć do zmiany deklarują przede wszystkim dzieci, które najłatwiej skusić na powrót do właściwych proporcji.


Bardzo istotny jest w tej książeczce także motyw maskarady, karnawału. Ostatnia podróż odbywa się do Karnawalii, krainy, gdzie wszyscy są przebrani, bo chcą ukryć swoje prawdziwe oblicze. To z jednej strony zakończenie symboliczne, z drugiej wskazówka jak czytać całą tę książeczkę – na kolejnych stronach Lewandowska przebrała ludzkie wady, uwypukliła je, chcąc przez to wyolbrzymienie spowodować żebyśmy się nad nimi zastanowili. Michaił Bachtin pisał o karnawale, że to „świat na opak” i wydaje mi się, że ta definicja jak ulał pasuje do tekstu Lewandowskiej.

Warto też przypomnieć, że na „Widzimiśka” składają się teksty wzięte z gazety, a więc krótkie. Nie było tutaj miejsca na specjalne rozpisywanie się. Stąd słowa uznania dla autorki, że potrafiła w kilku zdaniach pokazać specyfikę danej krainy i sposób na jej zmianę. Oczywiście można narzekać, że te kawałki nie są dłuższe, że trochę szybko się tutaj wszystko dzieje, a zakończenie nie zostało zbyt wyraźnie zaznaczone. Pamiętajmy jednak, że te opowiadanka były skierowane przede wszystkim do przedszkolaków. Przyznaję: patrząc na poziom literacki niektórych dzisiejszych książek dla tej grupy wiekowej niekiedy trudno w to uwierzyć.


Do książeczki idealnie pasują ilustracje Elżbiety Gaudasińskiej: precyzyjna kreska, intensywne kolory, zabawna deformacja. Rzeczywiście: „ciągle wieje w nich wiatr”. Nie bez powodu porównywano jej rysunki z Pieterem Brueghlem. Akurat przy „Widzimiśku” wydaje mi się to szczególnie zasadne. Pamiętam słynny obraz niderlandzkiego malarza z 1559 roku zatytułowany „Walka postu z karnawałem”. Mam wrażenie, że na niektórych ilustracjach z „Widzimiśka” Gaudasińska nawiązywała do tego obrazu – kolorystyką, „zatłoczeniem”, klimatem, wyglądem twarzy.


Walka postu z karnawałem, Pieter Bruegel, olej na desce, Muzeum Historii Sztuki w Wiedniu

Kurcze strasznie długaśną recenzję napisałem... Mam nadzieję, że jeszcze dajecie radę ją czytać? Już kończę, obiecuję. W ostatnim zdaniu napiszę tylko, że wszystkie krainy opisywane przez Barbarę Lewandowską bynajmniej nie odeszły w niebyt razem z PRL-em i „Misiem” – nadal mogą do nich zabłądzić zarówno dzieci, jak i dorośli.

Widzimisiek, Barabara Lewandowska, il. Elżbieta Gaudasińska, Wydawnictwo Znakomite 2015



Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało!