Noszenie okularów w początkach edukacji to jak wiadomo koszmar niemalże z ulicy Wiązów. Mijają lata, zmienia się świat, moda i literatura dla dzieci, a tymczasem wciąż dobrze się mają grupowo-klasowi prześmiewcy, wciąż używane są znane od pokoleń przezwiska i określenia, wciąż użytkownicy okularów bywają piętnowani i wyśmiewani. Rozterki nosicieli okularów często pojawiały się w literaturze dziecięcej i młodzieżowej i z pewnością każdy z was potrafi wymienić jakiegoś bohatera, który się z takim problemem borykał... Najnowszą pozycją, która temat ten podejmuje są „Okularki” Ewy Madyskiej, wydane przez Wydawnictwo Dwie Siostry w serii „Małe katastrofy”.
Ewa Madeyska (jak zdołałem się zorientować) debiutuje na
polu twórczości dla dzieci. Wcześniej znana była raczej z pisarstwa
poważniejszego kalibru – choćby z nominowanej do Nike powieści „Katoniela”,
która była pamfletem na powierzchowny katolicyzm. Czy jej debiut w literaturze
dziecięcej może zaliczyć do udanych? Z niewielkimi zastrzeżeniami uważam, że
tak. Nie jest to może tekst przełomowy, ale został napisany sprawnie, zabawnie,
z dużym wyczuciem materii języka i z pewnością warto go czytać dziecku.
Szczególnie jeśli nosi okulary, ale nie musi to być condicio sine qua non. Kostek
go dwóch czytaniach bardzo go polubił. A Matysia piszczy jak z daleka widzi
okładkę:)
Frania mieszka z rodzicami i siostrami w domu na
przedmieściu, uczęszcza do przedszkola, lubi rozmawiać z zabawkami, a nie lubi
nosić okularków w różowych oprawkach (określanych w tekście znacząco i
dwuznacznie „różowymi okularami”).
Utwór Madeyskiej składa się z dwóch części. Pierwsza
przedstawia nam typowy poranek w rodzinie z dziećmi, all that jazz, cały ten zgiełk,
harmider i rozgardiasz, który związany jest z wyprawą do szkół, przedszkoli,
pracy. Oczywiście na plan pierwszy wysuwają się tutaj problemy Frani, która w
mistrzowski sposób potrafi ukryć fakt niezabrania z półki okularów. Jej niechęć
wynika przede wszystkim z opinii pochodzących od otaczających ją osób – niani,
siostry czy Wiktora demonicznego kolegi z przedszkola, koło którego musi
siedzieć przy stole. Pierwsza część ma
na celu pokazanie źródeł niechęci, ale też przedstawia pozostałych bohaterów
tej opowieści, których jest niemało. Nielubiąca okularów Frania zostaje też
skonfrontowana z nierozstającym się z okularami tatą.
Druga część, jak się pewnie domyślacie, powinna pomóc Frani
w przekonaniu się do noszenia okularów. I znowu mamy sytuację poranną, tym
różniącą się od poprzedniej, że nikt nie myśli o wyjściu z domu. Wszyscy
szukają okularów taty, który nie może bez nich funkcjonować. Nikt oczywiście
nie może ich znaleźć i wtedy Frania wpada na pomysł, że być założenie okularków
pomoże w poszukiwaniach...
Podoba mi się jak autorka potrafi zindywidualizować
bohaterów, pokazać ich ciepło wraz z niedoskonałościami, opisać przez atrybuty.
Wprowadza tych bohaterów w króciutkiej historii sporo, ale ponieważ jest to
pierwsza część zapowiadanej serii, więc pewnie jeszcze się przydadzą;) Zwróćmy też
uwagę, że w książeczce akcentowany jest problem z noszeniem/nienoszeniem
okularów, a nie np. z nadwagą, a przecież też się u Madeyskiej pojawia (Frania
ma okrągły brzuszek, mama jest wielorybem opakowanym w sukienkę).
Podoba mi się, jak powracają w „Okularkach” raz już użyte
słowa, obrazy czy motywy jak na przykład konik Rysio i jego bolące kopytka,
mama jako wieloryb, laptop jako pies czy wreszcie (kluczowa tutaj) rola
okularów w życiu taty. Na przykładzie własnego synka mogę potwierdzić, że takie
przypominanie, powracanie do wydarzeń czy słów, który mogły paść przed godziną,
wczoraj czy tydzień temu to dla dzieci bardzo charakterystyczne. Madeyska
trafnie to oddała.
Narracja odtwarza dziecięcy język Frani i jej sposób
widzenia świata, ale nie jest pierwszoosobowa. To znaczy nie mamy tutaj
opowiadającej Frani, chociaż narrator posługuje się jej językiem i ma jej
wiedzę o świecie. Zdania są zatem przeważnie krótkie, ale wiele tutaj
równoważników zdań, czy wręcz pojedynczych słów. Z pewnością dobrze oddaje to
sposób mówienia małego dziecka, ale nie jest najłatwiejsze do czytania. Szczególnie
na początku. Powiem tak: zostało to pomysłowo napisane i jako literaturoznawca
z wykształcenia doceniam realizację, jednak jako ojciec, który co wieczór
próbuje zainteresować dwóch maluchów lekturą z początku miałem drobne problemy...
Ciekawym zabiegiem jest zaznaczenie w tekście niektórych
wyrazów przez wykorzystanie innej, „pisanej” czcionki i powiększenie fonta. To
z pewnością zachęta dla maluchów, które zaczynają czytać, z drugiej strony
wyróżnione słowa są przeważnie dosyć trudne, więc zabieg ten może być także
nawiązaniem do problemów Frani, która potrafi dostrzec pewne rzeczy wyraźniej,
a inne nie. Wydaje mi się też, że pojawia się zbyt wielu imiennych bohaterów
(łącznie z zabawkami) i to żonglowanie imionami wprowadza trochę zamieszania.
Czytając „Okularki” rozmyślam jak bardzo zmienił się obraz
rodziny w polskiej literaturze dziecięcej. Pamiętacie jak opisywałem ojca w „Zajączku
z rozbitego lusterka” Bechlerowej? (Swoją drogą i lusterko się u Madeyskiej
znalazło...) Był na jednej ilustracji, wypowiadał jedno zdanie, nieobecny,
posągowy. U Madeyskiej ojca jest w tekście pełno, robi nawet dżem truskawkowy,
angażuje się, podrzuca pod sufit. W „Okularkach” wszystko dzieje się z
perspektywy dziecka, które urządza po swojemu ten świat – ma stajnię pod
łóżkiem, wychodzi bez pytania do toalety i wierzy mu się na słowo, że schowało
do kieszeni okulary. To w stu procentach opowieść dziecko-centryczna.
Wreszcie ilustracje Kasi Matyjaszek naśladujące dziecięcy
sposób rysowania dobrze pasują do tekstu napisanego dziecięcym językiem.
A zatem: znamy bohaterów, otoczenie i sposób pisania, nie
pozostaje więc nic innego jak czekać na kolejną część przygód Frani. Zapowiada
się fajna seria.
/BW/
Okularki, Ewa Madeyska, il. Kasia Matyjaszek, Dwie Siostry 2015
Jeżeli
kupisz opisywaną książkę (lub inną) za pośrednictwem poniższych linków
afiliacyjnych to ja otrzymam z tego niewielki procent. Pieniądze pomagają mi
utrzymywać tę domenę. Dziękuję!
Bardzo byłam ciekawa tej książki i tego dziecięcego debiutu. Fajnie, że wrażenia pozytywne. Nie pozostaje więc nam nic innego, jak też zabrać się do lektury :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Jak dla mnie to książka zyskuje z czasem, początkowo miałem o niej bardziej surową opinię, ale przekonała mnie do siebie:) A moje dzieci ją naprawdę polubiły i to jest chyba najważniejsze:)
UsuńPozdrawiamy!