poniedziałek, 14 grudnia 2015

Marzenia o dorosłości („Gdybym był dorosły” Éva Janikovszky)

Ta książka swoje lata już ma. Dokładnie 50 lat. Na Węgrzech ukazała się w 1965 roku, a pierwsze, polskie wydanie w Naszej Księgarni to rok 1970. Kawał czasu, a zupełnie się nie zestarzała. I nadal jest wywrotowa.


Wydawałoby się, że czytanie jej dziecku jest trochę jak stąpanie po kruchym lodzie albo strzelanie we własne kolano, ale po raz kolejny przekonałem się, że literatura dla dzieci jest przede wszystkim literaturą dla dzieci. Przykładanie do niej dorosłych miar nie zawsze ma cel i uzasadnienie. Kostek słucha tego tekstu uważnie, jest wyraźnie rozbawiony, ale nie wywołuje u niego chęci naśladowania głównego bohatera. Raz tylko przerwał mi i powiedział: „Ja sprzątam zabawki!”. Jedno jest natomiast pewne – lektura „Gdybym był dorosły” przydaje się także rodzicom. Pozwala nam zobaczyć jak jesteśmy postrzegani przez dzieci. Pozwala tylko trochę i pewnie niedoskonale. Ale i tak warto.



Książeczka to zbiór krótkich, przeważnie jednozdaniowych, przemyśleń małego chłopca, który obserwując otaczający go świat, dochodzi do wniosku, że po pierwsze lepiej być dorosłym niż dzieckiem (bo dorosłemu wszystko wolno) a po drugie - o wiele ciekawiej (i bardziej opłacalnie) jest być niegrzecznym niż grzecznym. Z prób dziecięcego udowodnienia tych dwóch wniosków powstał tekst przewrotny i zabawny. Który to już przykład, że proste pomysły są najlepsze?

„Gdybym był dorosły” doskonale obnaża schemat łopatologicznego, utrwalonego przez wieloletnią tradycję, wychowania opartego na zakazach. Gdy się to czyta człowiek zastanawia się co chwilę ileż razy sam wpadł w taką pułapkę. To swego rodzaju katharsis dla każdego rodzica. Jednocześnie jest to wizja dorosłego świata opisana przez dziecko. Każdy z nas zapewne miał podobne marzenia w dzieciństwie. I nie ukrywam, że jest w tym tekście wiele dobrych sugestii. Sugestii jak dorośli powinni się niekiedy zachowywać.



W drugiej części książeczki okazuje się, że zorganizowanie świata dorosłych według pomysłu dziecka wcale nie jest takie proste. Dziecko-dorosły musi dostać wszystko trochę większe niż dzieci-dzieci, a głaskać bezdomne kotki trzeba jednak grzecznie i po kolei... Jednym słowem dorosłość nawet zainscenizowana przez dziecko w pewnym momencie upomina się o swoje prawa. Jest w tym zawarta pewna nieuchronność ludzkiego żywotu na tym świecie. No, ale miało nie być z perspektywy dorosłego...

Ilustracje László Rébera stylizowane na niewprawne dziecięce rysunki, mają przedwojenny klimat (a może nawet przed-przedwojenny czyli ten z czasów ck monarchii i wujaszka Franciszka Józefa). Panowie chodzą w melonikach a dzwoni się oczywiście do furtki w wysokim płocie otaczającym willę na przedmieściu. Prawie jak w prozie Gregora von Rezzoriego. Tak to były jeszcze te czasy, kiedy dorośli wychylali się z okna, kiedy słyszeli przejeżdżającą straż pożarną.

/BW/

Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało!