środa, 6 stycznia 2016

Poemacik o zbieraniu przez sen („Na jagody” Maria Konopnicka)


Znany i lubiany (bądź znienawidzony) utwór Konopnickiej. Ukazał się w 1903 roku czyli 7 lat przed śmiercią pisarki, w momencie kiedy była już znaną postacią polskiej sceny literackiej, zarówno jeśli chodzi o twórczość dla dorosłych, jak i dzieci. Pamiętajmy, wykujmy w marmurze, niech mnisi wykaligrafują w swoich foliałach: Maria Konopnicka była pierwszą autorką nad Wisłą, która dziecięcych czytelników traktowała poważnie! Pierwsza tworzyła dla nich nie tylko pojedyncze wiersze, ale całe tomiki. A o swoim pisaniu dla dzieci pisała tak: „Nie przychodzę ani uczyć dzieci, ani też ich bawić. Przychodzę śpiewać z nimi”. I dlatego każdy kto ma do czynienia z literaturą dziecięcą musi (no dobrze: powinien) wcześniej czy później się z tym tekstem (który jest jakoś reprezentatywny dla całej dziecięcej twórczość MK) skonfrontować. Czytałem go kilka razy Kostkowi i Matysi. Głównie po to, żeby posłuchali dobrze zrymowanego wiersza. Bo znowu, jak napisała Konopnicka: „Dzieci mają zmysł muzyczny dość wybitny, śpiewność tych strof lubo złożonych, ale melodyjnych, uderzy zapewne [ich] zmysł”.

Na jagody, Maria Konopnicka, il. Ewa Czaplińska, Res Polona 1990
Ideolodzy PRL-u lubili polski pozytywizm, oczywiście tylko od jednej przewidywalnej strony (pochylenie nad losem robotnika i chłopa) i dlatego pani Maria wielu czytelnikom kojarzy się dziś z lekturowym nudziarstwem. To niesłuszna opinia, są jednak takie przekonania, które trudno obalić i wizerunek pisarski Marii Konopnickiej z pewnością do tej grupy przekonań należy. Prędzej się góra z górą zejdzie niż statystyczny czytelnik z wypiekami na twarzy otworzy tom nowel i opowiadań naszej pozytywistycznej pisarki. Tak mi się wydaje.

„Na jagody” także było za komuny intensywnie wydawane (w dzieciństwie miałem wydanie z ilustracjami Zofii Fijałkowskiej – do których jeszcze poniżej powrócę). Jednak w żadnym wypadku nie jest to utwór pozytywistyczny traktujący o biednych ludziach, ciężkiej pracy, zacofaniu i społecznej niesprawiedliwości. Przeciwnie! To jest tekst, który właśnie uszlachetnia polski mit szlachecki i w nostalgię ubiera świat dworków i dworkowych rozrywek z ich strojami i zajęciami. To jest trochę taki „Pan Tadeusz” dla dzieci. Czyż taka opinia może mu zapewnić dziś, AD 2016 grono nowych, dziecięcych czytelników? Albo słuchaczy?


Zawsze kiedy się zaczynają wakacje natrafiam na artykuły o zbieraczach jagód – dorosłych i dzieciach, którzy swoje zbiory często sprzedają przy drogach. W wielu miejscach Polski to jedyna szansa na dodatkowy wakacyjny zarobek. Albo w ogóle jedyny zarobek. Piszę o tym ponieważ być może dzisiaj Konopnicka przedstawiłaby zbieranie granatowych owoców od tej właśnie strony. Trudu i biedy. Tymczasem w swoim utworze przedstawia jagodobranie jako rozrywkę dla bogatych i uprzywilejowanych. Brzmi to trochę demagogicznie, nie przeczę. Ale zrozumie moje słowa każdy kto kiedykolwiek własnymi rękami nazbierał 4-litrowe wiaderko jagód. Nie jest to łatwa sztuka. Pewnie dlatego u Konopnickiej panicza wyręczają leśne ludki.

Mały Janek chce zrobić niespodziankę mamie i na imieniny nazbierać dla niej jagód. W sumie to niesie dwie krobeczki – w jednej mają być jagody (granatowe), a w drugiej borówki (czerwone). Jednak jak na złość wszystkie krzaczki ze smacznymi owocami gdzieś się pochowały... Od czego jednak uniwersalny motyw snu? Wspominałem już o tym, że pisarze chętnie z niego korzystają (choćby tutaj). A zatem Janek usypia, pojawia się Jagodowy Król, a potem Jagodowi Królewicze i Panny Borówczanny - a wszystko to pokazane na wzór szlacheckiego świata Rzeczypospolitej. Mając takich pomocników jego krobeczki szybko wypełniają się leśnymi owocami. Zgodnie z praktyką pozytywistycznych pisarzy sporo w tym poemacie opisów przyrody zrealizowanych z naukową dokładnością. I dużo słów z nieistniejącego świata. Sporo trzeba tutaj dzieciom tłumaczyć.


Posiadam wydanie z 1990 roku, sygnowane przez łódzkie wydawnictwo Res Polona, do niedawna jeszcze istniejące. Powstało w tym samym roku, więc niewykluczone, że to ich pierwsza produkcja. Dlatego przykro to pisać, ale ilustracje Ewy Czaplińskiej to po prostu trochę inaczej przerysowane klasyczne ilustracje Zofii Fijałkowskiej. Niestety rysunkom Czaplińskiej brak lekkości i klimatu oryginału. Jak dla mnie naprawdę brzydko i bezpardonowo obeszła się z tymi obrazkami. (tutaj można porównać). Myślę, że słowo profanacja wcale nie byłoby tutaj na wyrost. Gdyby nie był to rok 1990 to pewnie Nasza Księgarnia wytoczyłaby jakiś proces o plagiat. Ale to był czas kiedy na polskim rynku książki dziecięcej rozpoczynała się właśnie wolna amerykanka...


A odpowiedź na pytanie o to czy „Na jagody” mogą się dzisiaj podobać? No właśnie. Wyskoczy takie pytanie w trakcie pisania i potem odpowiadaj człowieku. Tylko jak odpowiadaj? Z pewnością istnieje wielu jeszcze takich dla których to zupełna klasyka klasyk i nie wyobrażają sobie literackiej edukacji bez poemaciku Konopnickiej. Ja jestem zwolennikiem szukania nowych sposobów na czytanie starych utworów – i akurat „Na jagody” dobrze się do tego celu nadaje. Jakie to sposoby? Musicie odkryć sami. A z pewnością pocieszą i zachęcą was słowa samej poetki, której po raz trzeci w tej recenzji oddaję głos. Autorka „Naszej szkapy” pisała o potrzebie „poezji samej w sobie, która bez żadnych dydaktycznych celów będzie budziła w duszy dziecka pewne nastroje i poddawała harmonię pod przyrodzoną dźwięczność tej duszy”. Już za same te słowa warto chyba wybrać się ponownie w bór na jagody?
Share:

4 komentarze:

  1. Wygląda na to, że "Na jagody" plagiatem stoi. Pierwsze wydanie było de facto przedrukiem książki Elsy Beskov pt. "Przygody Puttego w jagodowym lesie", zrymowanym przez Konopnicką. Niestety, w tamtych czasach prawa autorskie były jeszcze w powijakach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogła nie widzieć w tym niczego zdrożnego...

      Usuń
    2. Ściślej: nie wiadomo, czy oryginalny tekst Elsy Beskov (szwedzki), a raczej jego niemiecki przekład w ogóle trafił do rąk MK. Z pewnością natomiast poemacik MK został napisany pod obrazki EB. Z kolei "klasyczne" ilustracje Fijałkowskiej też były wzorowane na oryginalnych ilustracjach Beskov, i nie wiem czy w ich wypadku nie chodziło o to by obrazki we wspólnym wydaniu "Na Jagody" i "O Janku Wędrowniczku" (miałem takie w dzieciństwie [60 XXw.])były jednolite stylowo. NB. "Krasnoludki i Sierotka Marysia" też zostały napisane pod komplet ilustracji kupionych w Niemczech przez polskiego wydawcę MK.

      Usuń
    3. Dziękuję za ten komentarz i ciekawe informacje. Przyznaję, że pisząc swój tekst nie podszedłem do sprawy komparatystycznie, nie zgłębiałem też literatury przedmiotu - są to jedynie wrażenia z lektury i oglądania. I osoby szerzej znające tę tematykę mogą razić swoją fragmentarycznością. Bardzo cieszą mnie jednak te dodatkowe informacje. Chapeau bas!

      Usuń

Chcesz coś dodać? Śmiało!