Mówi się, że czas to pieniądz. Od zawsze uważałem to przysłowie za wielce kłamliwe. Czyż czas można sprowadzać tylko do wartości ekonomicznej? Jest to pojęcie zbyt szerokie i zbyt związane z naszym życiem, żeby je tak kapitalistycznie upraszczać. Wolę patrzeć na to nieco inaczej.
Na przykład tak jak w książce „Czas czarodziej” (Wydawnictwo Babaryba), gdzie refleksje
dotyczące działania czasu wyrażone zostały za pomocą prostych, lecz
sugestywnych przykładów i rysunków. Portugalskie autorki Isabela Minhos Martins
(tekst) oraz Madalena Matoso (ilustracje) pokazują na kolejnych stronach, że przemijanie
dotyka całego otaczającego nas uniwersum, począwszy od ziemniaków w piwnicy, a
skończywszy na bliskich nam ludziach. Oczywistości, błahostki dnia codziennego
przeplatają się tutaj z poważnymi refleksjami. Jest w „Czasie czarodzieju” coś niepokojącego
i jednocześnie przyciągającego. Fizjologia styka się tutaj z poezją. Profanum z
sacrum. Pewnie gdyby spisać te rozrzucone po stronach wersy jeden pod drugim,
powstałoby coś w rodzaju współczesnego mini-poematu. Może nie od razu T.S.Eliota,
jednak tekst jest i tak, jak na książkę dla dzieci, zaskakująco
nonkonformistyczny. Nie kokietuje, wymaga uwagi oraz wyobraźni.
Temat podjęty przez portugalskie autorki jest uniwersalny,
ale w ilustracjach i doborze przykładów wyraźnie czuć południowy klimat. W
kolorach mamy feerię jaskrawości i czytelne kontrasty. No i te dojrzewające
sery... Nie wiem czy jakiemuś polskiemu autorowi mogłoby to przyjść do głowy –
inaczej u autorek z wielbiącej takie wyroby Portugalii. Swoją drogą sporo musiałem
się natłumaczyć Kostkowi co to znaczy, że sery dojrzewają i dlaczego obrazek
przedstawiający ludzi czytających na plaży został podpisany „Niektóre książki
żółkną”. Podoba mi się jednak ta odmienność.
Wiemy, że małe dzieci inaczej postrzegają czas. Że dorosłe
poczucie czasu zyskują między 7 a 11 rokiem życia. Stąd można tę książkę
czytać/oglądać z dziećmi w różnym wieku. Na barwne ilustracje zwrócą uwagę już
najmłodsi (podobają się mojej 2-letniej Matyldzie), a trochę starsi, jak mój
czteroipółletni Kostek, będą pewnie dużo pytać, zdziwią ich słowa zestawione z
ilustracjami. To jednak nie koniec. Według mnie nawet dla dzieci starszych,
chodzących do podstawówki, gimnazjum czy wręcz młodzieży licealnej nie jest to
lektura bez sensu. Z pewnością może być dobrym punktem wyjścia do ciekawej
dyskusji.
Zastanawiając się nad zakończeniem tej recenzji spojrzałem na ostatnią stronę książki. Ilustracja, która się tam znajduje przedstawia grupę osób siedzącą
nocą przy ognisku w lesie. Ten rysunek stanowi przewrotną puentę całej
opowieści (bo uważam, że można to nazwać opowieścią), jednocześnie prawdziwą i
zmyśloną, którą można z łatwością zanegować, ale też bez trudu się z nią zgodzić.
Chcemy w nią wierzyć, ale przecież nie do końca możemy. Jest to piękna puenta, pomyślałem, więc niech zostanie także puentą mojej recenzji. A brzmi ona tak:
I chociaż wszystko przeminie
Nasi bliscy zawsze będą przy nas
/BW/
Ciekawe. Ilustracje przyciągają wzrok, chociaż kojarzą się ze starymi czasami.
OdpowiedzUsuńCzuję się zachęcona do przeczytania tej książki :)
OdpowiedzUsuń