Po takie książki sięgam zwykle z obawą. Z jednej strony trudno sobie wyobrazić temat, który byłby w tak naturalny sposób edukacyjny jak pisanie o abecadle (a i moje dzieci lubią takie wiersze). Z drugiej strony w kategorii „utwór o abecadle” jest naprawdę duża konkurencja. Trudno jest się przebić do czołówki – ba, nawet utrzymać w peletonie, pamiętając jak wiele naprawdę świetnych utworów zostało już napisanych. Małgorzata Strzałkowska, autorka „Wielkiej podróży z abecadłem” (wydanej niedawno przez Wydawnictwo Bajka) to pisarka z ogromnym dorobkiem i, jak się domyślam, świadoma wymienionych przeze mnie zachęt i ograniczeń. Dlatego wydaje mi się, że nie chciała konkurować z wielkimi poprzednikami jak Tuwim czy Chotomska. Zaproponowała formę najprostszą z możliwych czyli rymowaną wyliczankę, dla której ramą jest wierszyk o wizycie na Ziemi zielonego kosmity. Jednak formy proste do czytania zwykle nie są jednocześnie łatwe do pisania. Dlatego nie mogę powiedzieć, że oszalałem na punkcie tekstu Strzałkowskiej – uważam, że mogła bardziej go dopracować – po kilkukrotnej wieczornej lekturze doceniłem jednak jego edukacyjne walory.
Fabularny zarys wygląda tak: zielony bohater książeczki
pragnie na swoją rodzinną planetę zabrać zestaw przedmiotów o nazwach na
wszystkie litery alfabetu. Prosi zatem Ziemian, aby dostarczyli mu ładunek
ułożony alfabetycznie. W zasadzie można stwierdzić, że mamy tutaj do czynienia
z luźną adaptacją historii o arce Noego. Dodam - bardzo luźną.
Teraz krótko o minusach i plusach (w tej właśnie
kolejności).
Może i jestem czepialski, ale zdziwiła mnie niejednolita
forma tekstu – to, że w kilku miejscach wyliczanka przechodzi w zabawy słowne,
co raz łatwej (litera Y – jak wiadomo zawsze z nią problem), a raz trudniej
(litera Ź i nagły fragment o rozeźlonym woźnym) uzasadnić. I żeby nie było –
uważam to za dużo bardziej atrakcyjne czytelniczo a i Strzałkowska językowe
łamańce potrafi pisać jak nikt. Gdyby podobne fragmenty pojawiały się także w
innych literach byłoby naprawdę super – niestety nie pojawiają się. Wszyscy,
którzy czytają bloga CCKiM wiedzą też, że nie lubię rymowania do zdrobnień i
imion, a to się w „Wielkiej podróży z abecadłem” zdarza. Gdybyśmy mieli do
czynienia z debiutantką pewnie przymknąłbym na to oko, ale Strzałkowska pisze
dla dzieci od prawie 30 lat.
Do bezsprzecznych plusów zaliczyłbym dobór słów do
wyliczanek. Na szczęście nie są to same standardy, sporo jest trudniejszych, takich,
które wymagają tłumaczenia młodszym dzieciom (Kostek ma zawsze sporo pytań). Zatem
zabawa w „odnajdź i wytłumacz” jak najbardziej w tym przypadku się sprawdza.
Prosta wyliczanka wyrazowa stanowiła z pewnością także
ogromne wyzwanie dla ilustratora. Trzeba przecież było w jakiś sensowny sposób
pokazać cały ten „bałagan”. Od razu też powiem, że nie jestem miłośnikiem
ilustracyjnego stylu, który prezentuje Piotr Rychel czyli połączenia bardzo
kolorowej grafiki komputerowej z elementami hiperrealistycznymi, jakby
wyciętymi ze zdjęć. Jednak technika ta w przypadku „Wielkiej podróży z
abecadłem” dobrze się sprawdziła. I o ile np. wygląd kosmity mi się nie podoba,
tak rozkładówki prezentujące korowody ludzi znoszących dobra (lub samych
siebie;) do wnętrza rakiety wyglądają całkiem ciekawie. Poszczególne przedmioty
nie zlewają się ze sobą kolorystycznie, można je odnaleźć i wskazać. Dlatego wiersz
Małgorzaty Strzałkowskiej nie trafi chyba do panteonu polskich „utworów o
abecadle”, jednak do rozmawiania o literach nadaje się całkiem
dobrze.
/BW/
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Chcesz coś dodać? Śmiało!