czwartek, 11 sierpnia 2016

Plamki jak ludzie („Mały żółty i mały niebieski” tekst i ilustracje: Leo Lionni)


Jedna z tych książek, którą po przeczytaniu zwykło się kwitować krótkim: czemu sam na to nie wpadłem? Pocieszeniem w tym wypadku może być fakt, że autor „Małego żółtego i małego niebieskiego” Leo Lionni (Wydawnictwo Babaryba) wpadł na to już dosyć dawno temu, bo w 1959 roku. Wpadł w pociągu, kiedy chciał uspokoić rozbrykane wnuki. W tym składzie z przeszłości Lionni miał pod ręką jednie gazetę, z której stworzył naprędce wydzierankowy teatrzyk. Cóż, tak się niekiedy dokonuje wielkich odkryć – z potrzeby chwili. Pomysł z pociągu zadziałał bowiem na całym świecie.





Streszczenie tej historyjki z pewnością wypada gorzej niż ona sama. Ale dla recenzenckiego porządku spróbujmy:

Były sobie dwie małe kolorowe plamki: żółta i niebieska. Plamki te przyjaźniły się ze sobą i mieszkały obok siebie. Pewnego razu jedna plamka nie mogła znaleźć drugiej, a kiedy w końcu się spotkały, tak się ucieszyły, że padły sobie w objęcia i połączyły się (zmieniając przy okazji kolor na zielony). Niestety zarówno żółci jak i niebiescy rodzicie nie mogli potem rozpoznać w zielonym swoich dzieci. Zielony zaczął wtedy płakać i znów stał się żółtym i niebieskim, a rodzice zrozumieli swój błąd...






No cóż, brzmi to co najmniej bełkotliwie. Tymczasem obcowanie z książką Lionniego jest naprawdę inspirujące. Kolorowe plamy i plamki na kolejnych stronach są niczym puste szablony, szkice dla wyobraźni, które w trakcie lektury wypełniamy kolejnymi skojarzeniami. Gdyby w tej książce, zamiast plamek, występowaliby ludzie byłby to łopatologiczny banał. A tak jest to historia na wskroś metaforyczna i przywołująca różne skojarzenia oraz myśli – traktuje przecież o tolerancji, o stosunku rodziców do dzieci, dzieci do siebie, a wszystko w dekoracjach, które należy chyba określić jako uproszczoną wersję naszego świata. Jeśli więc szukacie dla waszych dzieci czegoś prostego, a jednocześnie mądrego to powinniście sięgnąć po tę książkę. Po prostu daje do myślenia – także rodzicom. 

/BW/ 



Share:

1 komentarz:

  1. Uwielbiam Leo Lionniego. To jest naprawdę mistrzostwo świata zawrzeć tyle treści w iluś tam barwnych plamkach. Najfajniejsze jest to, że dzieci przyjmują tych bohaterów tak po prostu, podczas gdy dorośli są lekko skonfundowani i aż słychać, jak im się trybiki w głowach obracają, kiedy myślą, interpretują, dywagują :)

    OdpowiedzUsuń

Chcesz coś dodać? Śmiało!