Historyjka opowiadana przez Roksanę Jędrzejewską-Wróbel w nowej książce z Wydawnictwa Bajka to wariacja na temat obecny w literaturze dziecięcej od dawna. Ta archetypiczna fabuła traktuje o starszym mężczyźnie (bądź starszej kobiecie), którego żądza zdobycia bogactwa, władzy bądź doskonałości doprowadziła na starość do samotności i w efekcie smutnego schyłku życia. Z okowów tego przykrego żywota wyzwolić go może już tylko zwierzę potrafiące jak wiadomo kochać bezinteresownie, bądź dziecko, które (oprócz bezinteresownej miłości) pojmuje świat w prostych kategoriach i swoim naiwnym, a jednocześnie czystym i pozytywnym spojrzeniem kruszy wszelakie mury. Czyż nie o tym traktuje „Pollyanna” albo „Szaleństwa panny Ewy”? Takie wątki pojawiały się w powieściach Dickensa i pojawiają w setkach familijnych filmów. No zaryzykuję, że w setkach.
W „Praktycznym Panu” jest podobnie, chociaż to fabuła
krótka, składająca się z kilku wyrazistych scen. Praktyczny Pan pracuje jako
urzędnik, ekonomista albo analityk, który nie robi rzeczy szalonych, dobrze
czuje się tylko wśród tabelek Excela i łyka pigułki na nerwy. Łyka do czasu
kiedy słyszy w radiu, że ludzie w jego sytuacji powinni sprawić sobie… kota. Po
przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw bohater postanawia udać się do sklepu
zoologicznego i nabyć zwierzę... Zakończenie można przewidzieć. A jednak
przyjemnie czyta się takie historie.
Dobrze, że udało się zamknąć całość w krótkim
tekście. Przecież można by to jeszcze pociągnąć, szerzej rozwinąć sztywniacki
charakter pana, a potem w pełni pokazać przemianę (podobnie jak np. pokazał
Dickens w historii Scrooge’a). Jednak tutaj ten umiar działa moim zdaniem na
korzyść. To taka zabawa konwencją podjęta przez świadomą pisarkę, napisana
trochę dla odetchnięcia między Florkami. Tak sobie o tym myślę. I tu mógłbym
postawić kropkę. Ale tym razem to jeszcze nie wszystko...
A na komodzie książka o Bauhausie i RT-20 |
„Praktyczny Pan” to bowiem dowód na to jak wielką rolę w
literaturze dziecięcej odgrywają ilustracje. Interpretacyjną rolę. Wyobraźmy
sobie przez chwilę, że bohater mieszka na polskim blokowisku, za oknami widzi
fabryczne kominy, a w pokoju ma meblościankę na wysoki połysk, pseudo-turecki
dywan i jelenia na rykowisku. Praktyczny Pan nie mieszka jednak w popeerelowskim
bloku...
Czytałem recenzję na blogu Strefa Psotnika, gdzie autorka
zdradziła ważną informację uzyskaną podczas rozmowy z ilustratorem Adamem
Pękalskim. Pozwolę sobie na cytat:
„(…) odpytałam go o pracę nad książką i okazało się, że kiedy zaczął pracę nad ilustracjami do „Praktycznego pana” już na bardzo wczesnym etapie założył, że będą one nawiązywały do estetyki konstruktywistycznej, przede wszystkim do Bauhausu i do De Stijlu. Oczywiście dlatego, że beznamiętny funkcjonalizm tej estetyki jest wizualnym odzwierciedleniem emocjonalnego chłodu i wycofania, a jednocześnie obsesyjnie pedantycznego charakteru naszego bohatera”.
(link do całej recenzji)
Rozumiem i podziwiam to założenie, ale nie do końca zgadzam z
efektem jaki miał wywołać (i wywołał) w książce. Tropów malarskich, architektonicznych
i dizajnerskich rzeczywiście na ilustracjach nie brakuje. Modrian, Lissitzky,
Bauhaus, Corbu, modernizm, konstruktywizm itd. Według mnie jednak stylistyka,
która wychodzi z tego miksu wcale nie jest chłodna i wycofana! Wnętrze
mieszkania Praktycznego Pana zostało urządzone starannie i jest utrzymane w
pedantycznym porządku, ale czy rzeczywiście brak w nim emocji? Czy jest to
wnętrze sztywniackie? Jakoś organiczna stylistyka lat 50. i 60. oraz sztuka
neoplastyków nie kojarzy mi się z urzędnikiem-mizantropem i starym kawalerem?
Dla mnie jest świadectwem orientacji w świecie sztuki i dizajnu. Bardziej praktycznie
byłoby gdyby bohater miał w pokoju szafę Komandora i wielką zamrażarkę w kuchni,
gdzie by mieścił gotowe dania na tydzień! Czy komoda w modrianowskich kolorach
jest nudna i uporządkowana? A owalny stolik czy jest praktyczny? Oj nie wiem…
Czyż to aby nie Ant Chair? |
Zostawmy jednak autorskie założenia. Pewnie jeszcze o nich z
czasem, tu i ówdzie, usłyszymy. Popatrzmy na ilustracje. Wynika z nich, że
wydarzenia rozgrywają się w Nowym Jorku albo innym amerykańskim mieście.
Pokazana architektura (a także ubiór PP) zostały tak dobrane, że spokojnie
możemy przenieść akcję do lat 50./60. No a w mieszkaniu... Jego wnętrze
urządzono ikonami wzornictwa światowego i polskiego (lub wariacjami na temat
tych ikon). Szukanie dizajnerskich tropów jest równie ciekawe, co czytanie
książki (choć to zabawa raczej dla dorosłych). Ja trochę poszukałem, ale
oczywiście nie znalazłem wszystkiego. Według mnie nie są to sprzęty
bezemocjonalne. Spójrzcie sobie na Patynę, na WysokiPołysk, na te wszystkie grupy fb,
gdzie ludzie śledzą wyrzucone na śmietnik stare meble („Uwaga, śmieciarka
jedzie”) – zapewniam was, że są tam emocje, a nierzadko wyznania miłości do
starych mebli czy ceramiki.
Po prawej żółta wersja RM58 |
Napisałbym, że sprzęty w mieszkaniu PP mają stylistykę
typową dla lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, ale to nie do końca prawda…
Może po prostu przeczytajcie:
Żółty fotel PP o organicznym kształcie przypomina zaprojektowany
w latach 60. przez Romana Modzelewskiego fotel RM58. Mebel nie wszedł wtedy do
masowej produkcji, ale dzisiaj jest tworzony przez Vzór (popatrzcie sobie jak wygląda i ile kosztuje). Stół to
wariacja popularnego stolika kawowego, zwanego „nerką” albo słynnego stolika
pomocniczego produkowanego przez spółdzielnię „Ład” (1956) według projektu
Hanny Lachert.
Klepsydryczne krzesła w poczekalni weterynarza przypominają Ant
Chair zaprojektowane w 1951 roku przez Duńczyka Arne Jacobsena (wariacja raczej
o wersji z 1955 roku, bo ta 4 lata wcześniejsza miała 3 nogi). Lampa na biurku
przypomina kultową Anglepoise, produkowaną od 1932 przez firmę Terry Spring
Company według projektu George Cawardine’a. Natomiast radio tranzystorowe
stojące na komodzie (też charakterystycznej dla lat 60., pomalowanej w kolory
Modriana, ale też słynnego Czerwono-Niebieskiego Krzesła Gerrita Rietvelda) –
to wierne odtworzenie radia RT-20 zaprojektowanego w 1961 roku dla firmy Braun
przez Dietera Ramsa.
Na marginesie powyższego, niezbyt składnego wywodu na tematy
wnętrzarskie, chciałbym tylko zaznaczyć, że wiedza o historii światowego i
polskiego dizajnu nie jest wśród dzieci i młodzieży (ale też Polaków) wiedzą
zbyt powszechną (no był D.E.S.I.G.N. Mizielińskich), tym bardziej warto czasem
ją promować. To trochę ironia losu, że robi to facet w pulowerze, z zaczeską.
/BW/
Książka jest świetna! Mamy ją i bardzo polecamy!
OdpowiedzUsuńAleż się dokształciłam po tej Twojej recenzji! Bardzo mi się podobają wnętrza mieszkania Praktycznego pana, ale nie do końca umiałam je nazwać. A tu proszę. Nie ma to jak fachowym okiem :)
OdpowiedzUsuńWiesz, nie czuję się fachowcem od dizajnu, co najwyżej młodym adeptem;) Trochę poszukałem po książkach i tyle. Trochę się obawiam, co by było gdyby przeczytał to prawdziwy fachowiec...
OdpowiedzUsuńEEeejj, jaki Nowy Jork? Amerykańskie miasto?!
OdpowiedzUsuńTo przecież współczesny singiel ze stolycy... z odpowiednio modnym wnętrzem (chyba)... ;)
(ten pejzaż za oknem to nie Wa-wa?)
I proszę, co robi ilustracja...
PS. czyżby pokazując wpisanie się tego tekstu w motyw literacki podkręcasz jego wartość?
Dla mnie to nie jest polska architektura, tak samo patrząc na park, przez który przechodzi PP mam amerykańskie skojarzenia...
UsuńCo do wartości - sam fakt, że ten motyw został wykorzystany z pewnością jej nie podkręca, dla mnie ilustracje są tutaj na pierwszym miejscu, wyróżniają się, tekst jest dodatkiem, niestety.