W debiutanckiej powieści Agnorszki Bloskiej poznajemy historię Waldka. Chłopca, który ma bardzo chorą mamę i ekstrawagancką ciotkę. Mama musi przejść poważną operację, dlatego do miasta przyjeżdża ciotka, która będzie się Waldusiem (jak go nazywa) opiekować. Oczywiście chłopak nie jest z tego powodu zadowolony. Ciotka ma dziwne pomysły, plany i umiejętności – a jakby tego było mało Waldek zmaga się z otyłością, trochę nieszczęśliwie zakochuje, znajduje iguanę i spędza czas z najlepszym kumplem Staszkiem. Nie jest to bynajmniej wszystko, bo w książce pojawiają się też wtrącenia w postaci bajek opowiadanych chłopcu przez mamę - o koszykarskiej drużynie nieudaczników, dzieciach pracujących w nielegalnej fabryce w okresie rewolucji przemysłowej, wreszcie o dziewczynce, która z wielkiego, futurystycznego i bezdusznego miasta musiała pojechać do mieszkającego w lesie wujka. Każda z tych historii jest ciekawa i spokojnie mogłyby znaleźć miejsce w osobnej książeczce. Autorka miała chyba sporo przyjemności wymyślając te opowieści. Dostrzegam w nich fajną zabawę motywami znanymi z literatury dziecięcej i dorosłej.
„Za duży na bajki” to pierwsza książka dla młodszego
czytelnika opublikowana przez wydawnictwo Wysoki Zamek. Uważam, że to bardzo dobry
start. Zacznę może od tego, że ta książka dobrze wygląda, jest fajnie złożona, podobały
mi się kolory, litery i ilustracje (za skład i opracowanie graficzne odpowiadał
Paweł Dąbrowski). Ma nowoczesny „look”, bez jarmarczności i tandety – chciałbym
żeby w taki sposób wyglądało więcej mainstreamowych książek dla młodego
czytelnika.
Jednak wygląd, chociaż ważny, nie zastąpi treści. A ta została
podana ciekawie i zajmująco. Narracja ma
formę monologu głównego bohatera. Opowiada on o swoim życiu językiem młodszego
nastolatka. Może się to kojarzyć ze znaną z literatury młodzieżowej formą
powieści pamiętnikowej, ale ja w języku Waldka, nie stroniącym od slangu, powtórzeń
czy wręcz błędów, dostrzegłem inne wzorce, znane mi z literatury dorosłej.
Kiedyś dużą popularnością cieszyła się forma monologu wypowiedzianego – bohater
opowiadał o swoim życiu, wtrącając najróżniejsze dygresje. Wszystko zaczęło
się od „Upadku” Camusa. Potem Iwaszkiewicz Jarosław napisał taką polską
polemikę z Francuzem czyli „Wzlot”. Następnie rozwiązał się prawdziwy worek i
wszyscy chcieli tak pisać. Wiem, że to trochę inny rodzaj twórczości, jednak
takie miałem skojarzenia, kiedy czytałem „Za dużego na bajki”. A czytało się
bardzo dobrze. Nie miałem poczucia, że autorka fałszuje, naśladując sposób
mówienia nastolatka. Według mnie udało jej się wiarygodnie oddać myśli i
uczucia chłopca zaczynającego okres dojrzewania – pokazać siłę i jednocześnie
słabość jego wewnętrznego buntu.
Niby przedstawiona historia jest zlepkiem motywów, które
znamy bardzo dobrze z literatury młodzieżowej. Czyż nie spotkaliśmy tam
ekstrawaganckiej ciotki? Albo bohatera dyskryminowanego z powodu tuszy? Czyż
nie bywało tak, że mama lub tata nagle znikali w szpitalu lub sanatorium a
dzieci znajdowały fantastyczne lub egzotyczne zwierzę? Z pewnością bez trudu
przywołacie tytuły. Jednak najważniejsze, że Agnorszka Bloska potrafi kreatywnie
ten materiał wykorzystać. A ze swadą napisany monolog pomaga jeszcze całą
fabułę uwiarygodnić oraz nadać jej dynamiki. Jeżeli miałbym czynić jakieś uwagi
to główną byłaby nieproporcjonalność rozmiaru książki (niezbyt duży) do liczby
przedstawionych wątków. W rezultacie niektóre z nich zostały trochę „rozmyte” w
zakończeniu, trochę porzucone, nie do końca rozegrane np. relacja z Mrówą czy
nawet z ciotką. Miałem trochę wrażenie, że autorka zbyt szybko postawiła w tej
historii końcową kropkę. Ale, z tego co mi wiadomo, pisze już drugą część. Więc
pewnie nie chciała wszystkiego opowiadać na raz.
Więc jeżeli zastanawiacie się jaką książkę wziąć na wakacje
dziecku w wieku 9-13 lat to niech będzie to „Za duży na bajki”.
/BW/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chcesz coś dodać? Śmiało!