Pirat Rabarbar to trochę taki polski Popeye (chociaż nie jest skory do bitki), a trochę antymilitarystyczny superbohater, który jako amunicję do armaty wykorzystujący arbuzy lub pomidory. Poznajemy go jednak jako marynarza, członka załogi statku o niezbyt pięknej nazwie „Kaczy Kuper”. Uwielbia kurzyć fajkę, uwielbia grochówkę na wędzonce, którą wyczuje z pełnego morza i uwielbia swoją żonę Barbarę (a potem także synka Krzynka). Opowieść rozpoczyna starcie Rabarbara z kapitanem Octem, który zakazuje swoim marynarzom kichać, Rabarbar oczywiście za nic ma jego groźby i postanawia wyruszyć wpław do domu. Po drodze pomoże mewie, krabom, uratuje Bretończyka (którego ludożercy chcą przyrządzić po fasolsku). A po dopłynięciu do domu postanawia zostać piratem i odzyskać swoją wypłatę za rejs oraz kuferek z tytoniem.
Książkę Witkowskiego na pewno pokochają ci, którzy lubują się w fabularnym wyolbrzymianiu i pure nonsensie. Dla naszego pirata nie bowiem rzeczy niemożliwych – przy pomocy rekina kosi morską trawę na siennik dla synka Krzynka, ryby piły i młoty pomagają mu budować szkuner, który nazywa „Krwawy mściciel pogromca i postrach”, fajką kurzy tak, że jest w stanie osłabić upał (promienie słoneczne nie przebijają się przez chmurę dymu), a kiedy chce mieć górę lodową po prostu po nią wyrusza. Fabułę tworzy tutaj kilkanaście opowiadań o pomysłach i przygodach Rabarbara. Uważam, że czyta się je po latach świetnie, przede wszystkim ze względu na postać głównego bohatera, któremu charyzmy z pewnością nie brakuje. Szkoda, że bohaterowi Witkowskiego nie udało się wypłynąć na szersze wody, bo historia jest uniwersalna, zupełnie wolna od polskich odniesień i wydaje się, że miałaby szansę zaistnieć na Zachodzie. Ujrzałem w niej również sporo podobieństw do wcześniejszych przygód rozbójnika Rumcajsa Václava Čtvrtka – wszak szewc z Jiczyna też został zbójnikiem z konieczności, też ma żonę i synka i wreszcie też przejawia superbohaterskie zdolności.
Oczywiście są w tej historii elementy, które dzisiaj mogą być odbierane trochę inaczej niż kiedyś. Przykładowo stosunek pirata do żony i żony do pirata, utrwalający niestety najgorszy patriarchalny model rodziny (kobieta zajmująca się domem i leniwy mężczyzna, który do działania bierze się tylko po interwencji kobiety). Podobnie zwyczaj palenia fajki, który tutaj przedstawiany został jako przydatny atrybut naszego superbohatera – jest sposobem na upał czy złośliwego niedźwiedzia polarnego (Rabarbar przegania go z góry lodowej wydmuchując w jego kierunku tytoniową chmurę, co sprawia że sierść zwierzęcia nabiera żółtawego koloru). Cóż, są to elementy które pasują do rabarbarowego świata i rządząca tutaj wszystkim hiperbolizacja pozwala przyjąć je wraz z dobrodziejstwem inwentarza – tym niemniej trochę rażą jeśli spojrzymy na nie z dzisiejszego punktu widzenia.
Aha, warto jeszcze przypomnieć, że niektóre rozdziały stanowią doskonały materiał do głośnego czytania dla dzieci ćwiczących wymowę głoski „r".
/BW/
Burzliwe dzieje pirata Rabarbara
tekst: Wojciech Witkowski
ilustracje: Edward Lutczyn
Wydawnictwo BIS
Zaczęłam czytać od drugiego tomu, a kiedy potem doczytałam pierwszy i trzeci, już mnie tak nie porwały. Za to dwójka jest po prostu prześmieszna!
OdpowiedzUsuńDrugiego chyba nie czytałem w dzieciństwie (chociaż musiałbym spojrzeć na ilustracje;) - trzecią część mam w formie audiobooka.
OdpowiedzUsuńUwielbiałam w dzieciństwie. Mam jeszcze to stare wydanie :-D, ale dzieciom w ogóle nie podpasowało :-( Niestety. Choć moim zdaniem Rabarbar wcale się nie zestarzał.
OdpowiedzUsuń