To już chyba taka chwila, w której trzeba powiedzieć wprost, że książka dla dzieci wydana w roku 1962 powstała w bardzo, bardzo zamierzchłej przeszłości. Czy Stokrotka nie mogłaby być przykładowo koleżanką jakiejś XIX-wiecznej bohaterki z książek dla dzieci? Wielu z was zapewne krzyknie: Never! Świętokradztwo! Ale założę się, że niejeden mały czytelnik dałby temu wiarę. A byłoby to możliwe także dlatego, że książka Jaworczakowej jest w zasadzie wolna od bezpośrednich nawiązań do sytuacji politycznej kraju, w którym powstała. Nie znajdziecie w niej nachalnej propagandy, ale za to sporo oldskulowego czaru i jakże niewinny obraz przeszłości, także tej doświadczanej w szkolnych murach...
Książka została przez Jaworczakową napisana w okresie
gomułkowskiej „małej stabilizacji”, kiedy wszyscy udawali, że żyją w normalnym
kraju i mają jedynie codzienne problemy. I taka właśnie jest „Stokrotka” – rozpisana
na kilkadziesiąt kawałków opowieść o dziewczynce z Krakowa, która zaczyna
chodzić do szkoły. Wydawnictwo Nasza Księgarnia zdecydowało się ją wznowić, co
może być sygnałem, że takie urocze ramotki (jest to określenie w 100%
pozytywne!), w których bohaterowie chodzą na pauzę, korzystają z kałamarzy, a w
szkolnej klasie stoi piec kaflowy są dzisiaj potrzebne. „Stokrotka” z pewnością
będzie miłym wspomnieniem dla babć, które przeczytają tę książkę swoim wnukom. Pytanie
czy przedstawione w niej wydarzenia zainteresują najmłodszych?
Mała Stokrotka zaczyna chodzić do szkoły. Początki są dla
niej trudne, ale pomaga jej wierny przyjaciel, mały pluszak Misiaczek, z którym
dziewczynka rozmawia, spiera się, prosi o rady. Stanowi dla niej nawet coś w
rodzaju sumienia – zawsze wskazuje jej tę właściwą drogę, którą powinna pójść.
Oprócz tego spotykamy tutaj jej lekko irytującą siostrę Krysię, ojca
czytającego gazetę i gromiącego córkę, gdy zapomni literki w wyrazie i mamę
zajmującą się domem, która aby jej córki poszły do wesołego miasteczka,
rezygnuje z odwiedzenia wystawy w galerii. Do tego są oczywiście uczniowie,
koleżanki i koledzy Stokrotki.
Świat tej książki jest tak spokojny, a problemy w niej
poruszane tak niedzisiejsze, że wręcz powinno się zalecać czytanie jej zamiast
uspokajających ziółek. Z drugiej strony jest to też świat o bardzo tradycyjnym
podziale ról i pod tym względem brzmi trochę anachronicznie. Podziwiam styl
Jaworczakowej, która potrafi zamknąć historyjkę na trzech, a bywa że dwóch
stronach (a czcionka spora!). Oj niejednej dzisiejszej pisarce czy pisarzowi
lekcja takiej dyscypliny bardzo by się przydała...
Dużo tutaj realiów codziennego życia w Polsce gomułkowskiej
– z lekkim uśmiechem i pewnie trochę niewesołą refleksją, a propos
teraźniejszości, czytamy opowieść o tym jak Stokrotka idzie do Ani obejrzeć
pierwszy raz w życiu dobranockę w telewizji. Dziwimy się uwielbieniu jakie
okazują uczniowie Marii Kownackiej, autorce „Plastusiowego pamiętnika”, która
przychodzi na spotkanie do ich szkoły – dzisiaj z podobną estymą traktowani są
wszelkiej maści celebryci, wokaliści czy serialowi aktorzy. Wtedy była to
autorka książeczki dla dzieci... O tempora, o mores!
Jest to też książka o życiu dziecka w dużym polskim mieście
w latach 60. Wtedy takie miejsce akcji nie było jeszcze zbyt często
eksplorowane. Czytelnicy przyzwyczaili się do tego, że czołowe autorki
dziecięce jak Maria Konopnicka, Janina Porazińska czy występująca w tej książce
osobiście Maria Kownacka, raczej z motywów wiejskich, rustykalnych uczyniły
znak rozpoznawczy swoich utworów. Jednak także u Jaworczakowej znajdziemy
jeszcze sporo postaci z miedzy i z pól – krasnoludki, skrzaty, Nuda-Maruda (eh
czasy kiedy można było tak prosto o tym napisać!) czy Baba Jaga. Dzięki postaci
Misiaczka książka ma też lekko dydaktyczny wydźwięk, ale nie jest to zbyt
nachalne. Wrażenie robi też okładkowy portret Stokrotki stworzony przez Hannę
Krajnik.
Ogólnie miły powrót do przeszłości, który z pewnością warto
sobie zafundować, nie za bardzo przywiązując się do tego świata, którego już
nie ma i nie będzie. Trochę szkoda i trochę dobrze.
/BW/
Coś ci powiem, Stokrotko...
tekst: Mira Jaworczakowa
ilustracje: Hanna Krajnik
Nasza Księgarnia
Jeżeli kupisz opisywaną książkę (lub inną) za pośrednictwem zamieszczonych w tekście linków afiliacyjnych to ja otrzymam z tego niewielki procent. Pieniądze pomagają mi utrzymywać tę domenę. Dziękuję!
Coś ci powiem, Stokrotko...
tekst: Mira Jaworczakowa
ilustracje: Hanna Krajnik
Nasza Księgarnia
Jeżeli kupisz opisywaną książkę (lub inną) za pośrednictwem zamieszczonych w tekście linków afiliacyjnych to ja otrzymam z tego niewielki procent. Pieniądze pomagają mi utrzymywać tę domenę. Dziękuję!
Trochę jednak szkoda. Może nie tyle fabuły i stopnia jej odzwierciedlenia w rzeczywistości, tylko kunsztu pisarskiego. Kto dziś tak konstruuje dialogi, żeby dziecko-czytelnik mogło stać się ich partnerem, choćby w wyobraźni? Współcześnie dobrych dialogów albo brak, albo są o niczym. Są za to skróty myślowe, które rozumie raczej dorosły czytelnik. Dorosły jest w stanie błyskawicznie ocenić sytuację, minę, gag, wszystkie akcje i reakcje. Dzieci ciągle wolą prosto, zwyczajnie, tak po swojemu prawdziwie.
OdpowiedzUsuńTo prawda! Doskonale napisane i co ważne - nieprzegadane:)
Usuń