Książka, przy której co chwilę włączała mi się myśl: już to gdzieś czytałem… Czytałem po wielokroć. I to w lepszym wykonaniu. Gadający kot. Dziewczynka, która ma kłopoty w domu i w szkole. Zamiana ciał. Safandułowaty profesor. Zły przemytnik z Rosji. Kobieta – obecnie gosposia, kiedyś nauczycielka. Złośliwe koleżanki i przyjaciele od serca. Intryga, w której dziecko podaje się za dorosłego. Pewnie kojarzycie takie motywy i takich bohaterów? Oczywiście stosowanie schematów nie jest jeszcze przyczyną, żeby daną książkę skreślić. W końcu wszystko już było... Jednak trzeba robić to z jakimś pomysłem, własną inwencją, autorskim rysem. Tego w „Tajnej misji” nie znalazłem.
Od samego początku trochę się zdziwiłem, że niemiecka autorka
Frauke Scheunemann pisze książkę dziejącą się w Gdańsku, której główną
bohaterką jest Rosjanka. Po co? Jej znajomość zarówno naszego kraju, jak i
Rosji ogranicza się co najwyżej do narodowych stereotypów. A nawet i to nie, bo
stereotypy dotyczą tutaj Rosji (główna bohaterka Daria pochodzi z tego kraju).
O Polsce nie ma nawet stereotypów… Miejsce akcji czyli Gdańsk (który jak wiemy
jest miastem literacko rozpieszczanym przez np. Grassa czy Huellego) nie ma
żadnego znaczenia w tej historii, brak jakichkolwiek elementów w świecie
przedstawionym, które wskazywałyby, że to się dzieje nad Mołtawą. Nie oczekuję
żeby Scheunemann opisywała miasto z topograficzną dokładnością, jednak czytając
miałem wrażenie, że gdyby pisarska wpisała do powieści nazwę innego
europejskiego miasta to nie byłoby różnicy. Więc spieszę „uspokoić”, że o
Polsce pani Frauke nie pisze stereotypowo, ponieważ nie pisze w ogóle…
Krótko o treści: w Gdańsku mieszka profesor fizyki Stanisław
Grad. Ma piękną willę w lepszej dzielnicy i rozpieszczonego kota rasowego o
„wymyślnym” imieniu Winston Churchill. Ma też gosposię Olgę, która jednak
odchodzi ponieważ ma plany matrymonialne, a na jej miejsce zatrudniona zostaje
jej siostra Anna, która ma córkę Darię. Anna ma kłopoty ze swoim byłym partnerem
Jurijem, draniem, który chcę ją wrobić w przemyt papierosów. Natomiast Daria ma
kłopoty w nowej szkole, gdzie dokucza jej wredna koleżanka Lena. Daria
zaprzyjaźnia się z Winstonem, uczy go nowych zwyczajów, nawet wychodzenia na
spacer. Wreszcie nadchodzi chwila, że oboje chronią się przed burzą na budowie,
siadając na zwoju kabla, w który uderza piorun. Od tej chwili zamieniają się
ciałami i realizują tajną misję (a nawet kilka): chcą oczyścić Annę z zarzutów,
znaleźć w szkole prawdziwych przyjaciół dla Darii i na podwórku dla Winstona.
Większość bohaterów jest tutaj idealnie przezroczysta i
scharakteryzowana za pomocą jednej cechy – profesor trochę buja w chmurach,
Jurij jest złym przemytnikiem, Lena jest wredna itd. Najdokładniej poznajemy
Darię i Winstona. Daria jest inteligentną, podążającą za dobrem dziewczynką,
ale znowu jest to postać uniwersalna, pozbawiona indywidualnych rysów - mogłaby
mieszkać wszędzie, działać w każdych warunkach, jej myśli i czyny są
zglobalizowane. Obserwuję to coraz częściej u współczesnych autorów – pisać
tak, aby bez problemu trafić do czytelnika z każdego (powiedzmy europejskiego)
kraju. Nie ma wtedy problemu z tłumaczeniem. Oczywiście Daria jest Rosjanką,
ale o jej narodowości pisarka przypomina sobie tylko kiedy akurat „przydusi” ją
konieczność np. kiedy musi dać Lenie argument do psychicznej przemocy w szkole.
Najlepiej poznajemy Winstona, którego obserwacje dotyczące świata ludzi są
najjaśniejszym elementem książki.
Sam wyjściowy pomysł na tę fabułę jest bardzo ograny i
schematyczny, ale im dalej w tekst tym niestety gorzej. Z początku mamy monolog
kota, który ze swojej perspektywy opisuje wydarzenia. Nie jest to nic nowego, ale
przynajmniej daje się jeszcze czytać, chwilami może nawet zainteresować. Gdyby
pisarka do końca pisała w takiej konwencji... Ale po feralnym pomyśle zamiany
ciał w powieści zaczyna się robić bałagan, czytelnikowi łatwo się pogubić w
zasadach rządzących światem, szczególnie w umiejętnościach głównych bohaterów –
kot w ciele dziewczynki zaczyna mówić (i pisać!), dziewczynka w ciele kota także
mówi, ale słyszy ją tylko kot w ciele dziewczynki. Przed przemianą kot
oczywiście też mówił, ale dziewczynka go nie rozumiała. Na dodatek autorka
chcąc utrzymać tempo akcji sięga po kolejne absurdalne pomysły – np. kota w
dziewczynce przyłapują na kradzieży i nagle okazuje się, że potrafi ona
rozmawiać z dziewczynką w kocie także telepatycznie! Dalej kwestia przyczyny zamiany
ciał – dostajemy jakieś mętne wyjaśnienie o elektromagnesie i przyciąganiu (po
co to w ogóle wyjaśniać?). Do zamiany dochodzi przypadkowo i spontanicznie –
zwykle w tego typu historiach powrót do właściwego stanu rzeczy także jest nagły
i niespodziewany. Tymczasem tutaj autorka wykorzystuje medyczny aparat do
rezonansu magnetycznego, który bezbłędnie daje sobie radę z ponowną zamianą
ciał. Być może w kolejnych częściach autorka będzie z tej zamiany jeszcze
korzystać… Nie wspomnę już o takich słabościach jak pomysł, żeby chłopiec podał
się za dorosłego, który chce kupić papierosy z przemytu, a wszystko tylko
dzięki zmienionemu głosowi w słuchawce - oczywiście to działa...
Przeczytałem na wiki, że pisarka tworzy jedną książkę o
Winstonie rocznie (jest już 5) i być może w kolejnych trochę się „rozpisała”.
Niestety „Tajna misja” jest dla mnie książką nijaką, o świecie pozszywanym
bardzo grubymi nićmi. Portrety psychologiczne bohaterów i realia świata
przedstawionego zostały tutaj skrajnie uproszczone na rzecz tak pożądanego
obecnie „dziania się”. Mogę polecić chyba tylko maniakalnym kociarzom, chociaż
Kornel Filipowicz potrafił więcej powiedzieć o tych zwierzętach w jednym
krótkim opowiadaniu.
/BW/
Kot Winston. Tajna misja
napisała: Frauke Scheunemann
tłumaczyła: Agata Janiszewska
Debit
napisała: Frauke Scheunemann
tłumaczyła: Agata Janiszewska
Debit
O, właśnie. Klątwa "dziania się" dopchana watoliną. Chyba jednak napiszę o "Magicznym kontrolerze" Baddiela :P A tak w ogóle, to dzięki za ostrzeżenie :D
OdpowiedzUsuńJa pisałem o "Agencji wynajmu rodziców" Baddiela - lektura tej książki była dla mnie wyzwaniem i doświadczeniem bardzo ponurym. Chętnie przeczytam o "Magicznym kontrolerze" - wpadam do ciebie, bo ciekawie piszesz.
OdpowiedzUsuńA tu link do AWR http://www.coczytamkonstantemu.pl/2017/04/rodzice-gosu-nie-maja-agencja-wynajmu.html
Starszy przeczytał obydwie, ale od niego się czegokolwiek, poza fajne/niefajne, dowiedzieć, to wiesz ... A co do pisania, to takie tam lanie wody :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem i widzę, że zasada jest ta sama, czyli obśmiejmy to co uważamy za niepożądane, a żeby nie znudzić to oplećmy to obśmiewanie dookoła jakiegoś atrakcyjnego dla współczesnego dzieciaka tematu. Tyle że obaj z Młodszym z utęsknieniem czekaliśmy końca, tak że z tą porywającą akcją to tak sobie :P