Oto zbiór, który powinno się mieć w domu. Jeżeli z twórców literatury dziecięcej toleruje się na półce Konopnicką, Brzechwę oraz Tuwima to Chotomska koniecznie musi do nich dołączyć! Bez niej polska literatura dla dzieci - ta, którą dzisiaj znamy, jak również ta, która dzisiaj powstaje – wyglądałaby zupełnie inaczej. Czego się dotknęła to zmieniała w literackie złoto. Pisała poezję, prozę, piosenki i sztuki teatralne i w każdym gatunku czuła się jak ryba w wodzie. Zbiór „Wanda Chotomska dzieciom” to taki niezbędnik, podstawowy zestaw startowy pokazujący ogromne pisarskie umiejętności Chotomskiej i jej niezwykłą wyobraźnię. W książce obok klasycznych już wierszy (np. „Gdyby tygrysy jadły irysy”, „Hipopotam”, „Ślimak” czy „Bańkowice Mydlane”), znajdziecie kilka poetyckich cykli („Czterech panów i Mikołaj”, „Tańce”), teksty teatralne albo raczej teatrzykowe („O rety, ety, lecą kabarety”), piosenki („Śpiewańce”) i teksty prozą („Panna Kle-Kle”, „Leonek i lew”, „Kogutek”).
Tę książkę można poznawać i czytać na różne sposoby i jak to
zwykle ze zbiorami – utwory pomieszczone razem, zestawione obok siebie odbiera
się zupełnie inaczej. Dostrzega się podobieństwa, których wcześniej się nie
widziało, obserwuje jak poetka próbuje różnego metrum, różnych sposobów
rymowania – są to małe, ciekawe odkrycia oraz (dla starszych czytelników) sporo
wspomnień, ponieważ teksty pochodzą z różnych lat. Tylko trochę szkoda, że
nigdzie nie ma informacji o datach ukazania się konkretnych zbiorów czy wierszy.
Książka w tym wydaniu po raz pierwszy ujrzała światło dzienne w roku 2011. Dobrze,
że teraz kiedy Wandy Chotomskiej nie ma już wśród nas – tak szybko ją
wznowiono.
W recenzji nie będę się jednak odnosił do całości tego tomu.
Jest w nim dużo wspaniałości i tego nie trzeba udowadniać. Chciałbym tylko napisać
o niedługim opowiadaniu Chotomskiej z 1976 roku zatytułowanym „Leonek i lew”. Ukazało
się z dopiskiem „opowieść” – pisarka często powoływała się na ten gatunek-niegatunek.
Przyznaję - nie czytałem wcześniej „Leonka i lwa”. Nie jestem w temacie
literatury dla dzieci alfą i omegą, nigdy być nie zamierzałem i nie zamierzam. Całkiem
często oczywistości dla bardziej oczytanych w temacie są dla mnie odkryciami. I
w sumie to cieszę się, że mogłem przeczytać historię Leona z moim dzisiejszym
czytelniczym doświadczeniem. Gdybym poznawał ją w dzieciństwie pewnie nie
zdołałbym dostrzec wszystkich niuansów, walorów i smaczków tego opowiadania,
które sprawiły że po lekturze potocznie mówiąc „rozdziawiłem gębę”.
Zofia Beszczyńska we wstępie do zbioru cytuje słowa Chotomskiej:
„Niektórzy mówią, że dla dzieci trzeba pisać tak, jak dla
dorosłych, tylko lepiej. A ja myślę, że dla dzieci trzeba pisać tak, żeby
dorośli nie nudzili się przy czytaniu!”.
Wspaniała deklaracja! Można takie usłyszeć dosyć często od
twórców literatury dla dzieci. Jednak nie zawsze (jako dorosły czytelnik i
czytacz) mogę się zgodzić, że ten szczytny (i diabelnie trudny) został
osiągnięty. Chotomskiej się to udało. Oczywiście nie tylko w opowiadaniach.
„Leonek i lew” to wzorcowy przykład jak napisać niedługie,
lecz emocjonujące opowiadanie. Najpierw może o formie. Wykorzystywanie przez
autorkę krótkich zdań, często równoważników sprawia, że tekst jest niezwykle
dynamiczny. Posuwa się rytmicznie niczym kroki stawiane na miejskim bruku, bo
to jest także opowiadanie o wędrówce: po mieście, ale też w głąb siebie, o
podróży i dojrzewaniu. Do tego w tekst wplecione zostały wiersze – rzecz jasna
zrymowane po mistrzowsku.
Głównym bohaterem jest Leon, chłopiec ze wsi, który
przyjechał do wielkiego miasta w odwiedziny do wujka. Wujek ma kolegę w cyrku,
niejakiego Wacka, z którym służył w wojsku. Ma też wyjątkowo wrednego,
„cwaniackiego” syna Waldka, którego wybryków nie zauważa, a słów przez niego
wypowiadanych nie słyszy. Bardzo ważnym bohaterem jest tutaj także lew. Lew w
kilku postaciach. Jako zwierzę zamknięte w klatce (oglądają go dzięki
uprzejmości Wacka), jako rysunek na placu i wreszcie jako część charakteru
Leona, który ma lwie imię. Każda z tych kreacji ma swoją rolę do wykonania w
tym opowiadaniu, które zresztą nie zawiera żadnych zbędnych słów. Każdy dialog,
każdy opis prowadzi do tego, co wydarzy się w ostatniej scenie na placu.
Wszystko, od słów pana Wacka do słów dziewczynki rysującej biedronkę, to
zapowiedź przemiany Leona z przestraszonego „wsioka” w obrońcę sprawiedliwości
i prawdy. To opowiadanie zbudowane na motywie przemiany, ale też na
przeciwieństwach: miasto-wieś, tchórzostwo-odwaga, słońce-deszcz. Wszystko się
tutaj dopina, pasuje, siedzi na swoim miejscu. Staranna, koronkowa robota. Jeżeli
nie znacie „Leonka i lwa” to naprawdę polecam lekturę tego opowiadania.
Podobnie zresztą jak całej reszty tego świetnego zbioru.
/BW/
Wanda Chotomska dzieciom
ilustracje: Artur Gulewicz
Nasza Księgarnia
ilustracje: Artur Gulewicz
Nasza Księgarnia
JA chyba jednak wolę Chotomską w serii "Muzeum Książki Dziecięcej" poleca (Muza S.A), w tym "Leonka" z ilustracjami T.Wilbik...
OdpowiedzUsuńTego wydania nie znam, postaram się dotrzeć:) "Leonka" z ilustracjami Wilbik widziałem, przeglądałem, jednak w domu nie mam. Swoją drogą styl Gulewicza do mnie nie przemawia, uważam że te ilustracje się zestarzały... A minęło tylko 6 lat...
OdpowiedzUsuń