Druga wydana w Polsce, a chronologicznie pierwsza książka o szpaku Kajtku (po angielsku Calvinie) autorstwa Jennifer Berne. W tej zeszłorocznej, zatytułowanej „Kajtek, uważaj! Mały miłośnik książek zakłada okulary” fabuła miała zachęcać dzieci do noszenia okularów i czytania książek. Pokazywała, że obie te czynności mogą się bardzo w krytycznej chwili przydać.
W „Kajtek nie umie fruwać!” okularów jeszcze nie ma, za to
znaczenie lektury niezmiennie pozostaje w centrum zainteresowania autorki. Po wykluciu się z jajka Kajtek nie podąża
drogą rozwojową swoich braci, sióstr i kuzynostwa. Zamiast uczyć się fruwać i
żerować – odkrywa uroki biblioteki. Zaniedbuje więc ptasie obowiązki na rzecz
miejsca w czytelni i pochłaniania nowych lektur. Kiedy zaś przyjdzie odlatywać
do ciepłych krajów Kajtek nie będzie potrafił wznieść się w powietrze (poniosą
go), ale zdobyta wiedza ocali całą szpaczą społeczność (a latać i tak się
nauczy!).
Lubię (podobnie jak moje dzieci) bohatera stworzonego przez
Berne. Wiecie tak od pierwszego wejrzenia go lubię, budzi sympatię.
Przyklaskuję też przesłaniu książki, które jest naprawdę szlachetne i edukujące
– wszak czytanie książek to pasja warta bezustannego chwalenia i rozwijania. I
wreszcie najważniejsze: opowieść o Kajtku można czytać jako historię o
wykluczeniu. Może taką w wersji light (o ile w ogóle można to stopniować), ale
akurat dobrze podaną dla percepcji młodszych dzieci. Wszak szpaczek jest
stygmatyzowany, przezywany, a porównanie do mola (książkowego) wprawia go w
głęboki smutek. Jennifer Berne dobitnie pokazuje, że tego typu zachowania są
złe, a wyśmiewający się z Kajtka nie mają racji. Przekonują się o tym
wyglądając z głębi jaskini. Warto pamiętać o tym fakcie, bo takich książek
nigdy za wiele.
Dobrze sprawdzają się ilustracje Keitha Bendisa na dużych
kwadratowych stronach – nie jest to może ulubiony przeze mnie styl rysowania,
ale tutaj pasuje, tworzy rozległą przestrzeń dla tej ptasiej historii.
Z minusów: spojrzałem w internecie na wydanie anglojęzyczne
i tamtejsze literki dalej są zgrabniejsze. Te w wersji polskiej trochę jakieś
takie niedopasowane, koślawe... Nie wspomnę już o tych, którymi uzupełniono
leśne szyldy... Nie porównywałem też tekstów angielskiego i polskiego
(tłumaczyli Janusz Kokoszewski i Dorota Koman), ale inicjalne zdanie na jednej
ze stron - „Burze w końcu się skończyły” – chyba niezbyt dobrze wygląda i
brzmi?
Generalnie jednak warto a nawet trzeba sięgnąć po oba Kajtki, bo to prosto
poprowadzone, ale wcale nie najprostsze w wymowie opowieści, których lektura
nie zabierze wam wiele czasu.
/BW/
Kajtek nie umie fruwać! Historia małego miłośnika książek
tekst: Jennifer Berne
ilustracje: Keith Bendis
Prószyński i S-ka
tekst: Jennifer Berne
ilustracje: Keith Bendis
Prószyński i S-ka
Dla mnie przyciężka, przedydaktyzowana lektura. Mamy pierwszą część, ale jakoś nie było powrotów...
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że niekiedy i przedydaktyzowanie jest okay. Tym bardziej, że (jak uważam) w dobrym celu. W kwestii "przyciężkości" to jeżeli masz na myśli tłumaczenie - na pewno najlepiej nie jest (jeszcze patrząc, że dwie osoby to tłumaczyły!). Ale u nas się przyjęło.
Usuń