czwartek, 17 maja 2018

, , ,

Dziewczynka i dziewczynki ("Wiłka smocza dziewczynka", tekst: Antonina Kasprzak, ilustracje: Katarzyna Bukiert)


„Wiłka smocza dziewczynka” to druga powieść Antoniny Kasprzak. Podobno powstała od razu po pierwszej, więc nie wiem czy można w tym przypadku wspomnieć o nieśmiertelnym „syndromie drugiego dzieła”? Może lepiej nie, szczególnie, że mam w pamięci dawne słowa Wojciecha Kuczoka, który powiedział, że „SDD jest wypadkową zatęchłych i zawistnych oczekiwań krytyków, którzy zamiast wspierać autora, zaczynają go egzaminować”. Nie mam zamiaru egzaminować Antoniny Kasprzak, bardzo chcę ją wspierać a przy okazji opowiedzieć o wrażeniach z lektury.



„Wiłka” w istocie jest powieścią dojrzalszą, lepszą kompozycyjnie z ciekawszymi, bardziej wiarygodnymi bohaterami. Fabularnie stanowi połączenie obyczajówki z delikatnymi elementami fantasy.

Pola i Klara (zwana Bułeczką lub Bułą – aluzja do żywiołowej bohaterki dawnej powieści Korczakowskiej?) Adamczyk to dwie dziewczynki z bloku, których rodzice mają przejściowe, ale jakże normalne życiowe problemy. Mama zachodzi po raz trzeci w ciążę, która okazuje się zagrożona i kobieta musi zostać w szpitalu. Ojciec jest zabieganym i „zalatanym” akwizytorem materacy marzącym o fotografowaniu, więc dziewczynki muszą radzić sobie same z niewielkim udziałem siostry ojca, awangardowej cioci Patrycji, miłośniczki zwierząt i kolorowych włosów. Pewnego dnia spotykają w szkole dziwną dziewczynkę Wiłkę z równie dziwną mamą (jak się później okaże ma na imię Alisa). Podobno Wiłka uczy się w domu. Pola zafascynowana przelotnym spotkaniem (na dodatek znalazła pierścionek należący do nieznajomej) postanawia dziewczynkę odszukać. Pomoże w tym zgubiony na przystanku autobusowym tornister...


Przede wszystkim mamy tutaj do czynienia z historią obyczajową o dziewczynkach, które usiłują sobie poradzić w starciu z niebyt przyjazną rzeczywistością. Bez żadnych może sytuacji ekstremalnych, ale ze zdecydowanym wyjściem ze strefy komfortu. To opowieść o „sile sióstr”, dziewczyńska historia, co nie jest równoznaczne z tym, że powinna być czytana tylko przez dziewczynki. Świat Wiłki i jej matki, które są istotami fantastycznymi, stanowi w tej książce kontrast dla szarego życia w polskim mieście. Jest kuszącą odskocznią, która jednak okazuje się mieć także ciemną stronę. Historii o tym jak dzieci muszą sobie radzić bez dorosłych polska literatura dziecięca i młodzieżowa zna jednak niemało i chociaż zostało to napisane potoczyście i zdynamizowane wszechobecnym czasem teraźniejszym (chociaż przyznam, że nie przepadam za taką narracją), to głównym punktem fabuły, centralną perypetią jest historia Wiłki i jej matki. I tutaj zaczynają się trochę schody...


Według mnie bowiem autorka przykryła elementami słowiańskiej mitologii historię o apodyktycznej, nie stroniącej od przemocy matce, samotnie wychowującej córkę, którą dodatkowo okłamała w sprawie ojca. Wszystkie te historie o Wiłach, Rumunii, dywanach, Ludkach i niebieskiej łusce stanowią w rzeczywistości autorską wariację wykorzystującą dawne słowiańskie wierzenia. Ich obecność ma dodać książce tajemniczości i magiczności, co w zasadzie się udało. Sęk w tym, że oprócz aury tajemniczości elementy te usprawiedliwiają zachowania zasługujące na zdecydowane piętnowanie…

Po przeczytaniu „Wiłki” zacząłem się zastanawiać czy gdyby elementy przemocy opisane w tej książce nie miały proweniencji fantastycznej i Alisa zamiast krzesać ogień palcami i parzyć stopy córki podczas nauki tradycyjnego tańca Wił, używała do tego celu np. kabla od żelazka to równie łatwo byłoby zakończyć tę historię happyendem? Rozumiem, że Wiła, oddzielona od bliskich czuje się samotna i nieszczęśliwa, ale krzywdzenie własnej córki (i byłego męża – wszak poparzyła mu twarz!), które to krzywdzenie dodatkowo jest przez córkę uzasadniane i tłumaczone – darujcie, ale dla mnie to jest typowy schemat przemocy w rodzinie. I niestety, ale zostało to zgrabnie w zakończeniu rozmyte.

A przecież temat przemocy pojawia się w rozmowie z dorosłymi, dziewczynki pytają i dostają zdecydowane rady jak taką sytuację zakończyć. Wiem, że fakt odmienności Wiłki został tutaj postawiony jako główny argument, aby nie kontaktować się z policją – bo jak wiadomo Wiły nie są lubiane przez ludzi i pobyt w domu dziecka mógłby się skończyć tragicznie. To nie jest dla mnie dobry argument. I wydaje mi się, że autorka to rozumiała konstruując wprawdzie mało wiarygodne, ale pozornie rozwiązujące ten problem zakończenie.

Żeby było jasne – uważam Alisę za najciekawszą postać tej książki. Antonina Kasprzak długo buduje i demonizuje jej obraz oczami innych postaci i zanim pojawi się we własnej osobie mija naprawdę wiele stron. Szkoda jednak, że w gdy wreszcie się pojawia zachowuje się zupełnie wbrew sobie – trudno uwierzyć, że tak bardzo poruszyło ją zaginięcie córki, skoro za chwilę szybko zgadza się wyjechać samotnie do Rumunii. Radość Wiłki z odzyskania „ludzkiego” ojca i iście hollywoodzki sukces handlowy taty Adamczyka nie są w stanie ukryć wrażenia, że Alisa się po prostu nad córką fizycznie i psychicznie znęcała, trzymając ją pod kluczem i uzasadniając to złym zewnętrznym światem. Zresztą znęcała się nie tylko nad Wiłką, ale też nad sprzedawcami w swoim sklepie z dywanami - Wadimem i Florą, którzy w rzeczywistości byli służącymi z rodu Ludków, a dowodów na to jak są pokorni i zastraszeni w książce nie brakuje. W czasie lektury niejednokrotnie odczuwałem niepokój, który nie był jednak spowodowany tym, że za chwilę odsłonięte zostaną przede mną magiczne tajemnice Wił – czułem, że ktoś się boi, że ktoś inny tuszuje przemoc i wreszcie, że ktoś może przyjść i wyciągnąć przykre i nieprzewidziane konsekwencje. Kwestia relacji Alisy do byłego męża Pawła, w którym się kiedyś ponoć na zabój zakochała, a potem okaleczyła także została przedstawiona bardzo niejasno. Podsumowując uważam, że sprawczynię powinna spotkać za jej postępowanie kara. A nie spotyka. Nie spotyka, bo wtedy to byłaby zupełnie inna książka.


Dlaczego tak się stało? Miałem wrażenie, podobne zresztą jak przy pierwszej książce Antoniny Kasprzak, że zakończenie nadeszło zbyt szybko, było zbyt łatwe. Zawiązanie akcji, ekspozycja prowadząca dziewczynki do domu Wiłki jest rozbudowana, ale odkąd kruk trafia do Pawła zdania zaczynają pędzić na łeb na szyję. Trochę mi zabrakło spokojnego rozwiązania wszystkich wątków. Szczególnie autorka nie poradziła sobie z Alisą. Może to i mocne słowa, ale uważam, że zmarnowała tę postać.

Antonina Kasprzak udowodniła, że potrafi napisać wciągającą historię i nie mam wobec niej „zatęchłych i nienawistnych oczekiwań” (jak mówił Kuczok) – z pewnością warsztatowo jest coraz lepsza, książka jak pisałem jest dynamiczna, czyta się ją z marszu, widać że literacka robota sprawia autorce przyjemność. Jednak gdy kwestie techniczne zostały już opanowane, tym większą uwagę zwraca się na treść – a o tej dyskutować zawsze powinno się, należy i trzeba. Co też zrobiłem w tej recenzji. A na koniec, żeby tradycji stało się zadość, napiszę, że niecierpliwie czekam na trzecią książkę Antoniny Kasprzak.

/BW/

Jeżeli kupisz opisywaną książkę (lub inną) za pośrednictwem poniższych linków afiliacyjnych to ja otrzymam z tego niewielki procent. Pieniądze pomagają mi utrzymywać tę domenę. Dziękuję!

Wiłka smocza dziewczynka
tekst: Antonina Kasprzak
ilustracje: Katarzyna Bukiert
BIS 2018


Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało!