Dwuczęściowa saga o rodzinie Sztućców Madleny Szeligi to
książka co do której mam jedną zasadniczą wątpliwość. Czytając ją z Kostkiem i
Matyldą zastanawiałem się wciąż: dla kogo została napisana? Jej odbiorcami mają
być dzieci, młodzież czy może dla dorośli?
Wersję, że dla dzieci potwierdza przede wszystkim szata
graficzna. Sławek Zalewski interesująco przedstawia sztućcowy świat - książka
dobrze wygląda rysunkowo i kolorystycznie, jej starannie wydana, strony nie są
przeładowane, a jednocześnie nie wieje nudą. Trafiła mi do przekonania nawet
zabawa czcionkami. Jeżeli natomiast chodzi o tekstowe tropy, po których można
wnioskować, że odbiorcami są dzieci to wskazałbym elementy edukacyjne - np.
Madlena Szeliga uczy, co to jest kolejność alfabetyczna, samogłoski i że
używanie plastikowych sztućców nie jest dobre dla świata.
Wersję, że dla młodzieży/dorosłych potwierdzają natomiast
bohaterowie i fabuły. Główną postacią jest Dziadek Nóż, którego trudno określić
inaczej jak antypatycznego tyrana i złośliwca. Czy którykolwiek młody czytelnik
chciałby się z nim utożsamiać? Tym bardziej że w słowach też nie przebiera np.
Mamę Łyżkę nazywa grubą (czy to dobre słowo w książce dla dzieci?). W innym
miejscu Łyżeczka zostaje określona jako mało pojętna - nie mówi tego wprawdzie
Dziadek, ale trudno nazwać to właściwym podejściem w literaturze dla dzieci...
Właśnie: Mama Łyżka, Tata Widelec, Synek Widelczyk i Córka Łyżeczka stanowią w
"Rodzinie Sztućców" tło. Nie posiadają indywidualnych cech, takich
które sprawiają że ich pamiętamy. Wydaje mi się, że z racji
"targetowania" tej książki na odbiorców dziecięcych, trochę więcej miejsca
powinni dostać Widelczyk i Łyżeczka. Tymczasem dostali po jednej opowieści - o
wycieczce i o spaghetti (a na dobrą sprawę wcale w nich nie występują)...
Wreszcie - same historie. Trudno mi uwierzyć, że do dzieci dotrą
opowieści o tym jak Dziadek Nóż szuka sobie żony albo Tata Widelec zastanawia
się jak uczcić rocznicę małżeństwa, bo inaczej żona się obrazi. Jestem sobie to
w stanie wyobrazić jako drugoplanowe wydarzenia w powieści dla młodzieży, ale
jakoś mi nie pasuje do dużoformatowej, kolorowej książki obrazkowej.
Po przeczytaniu "Horroru" rozumiem, że Madlena
Szeliga tworzy trochę inną literaturę dla dzieci od tej, do której się
przyzwyczailiśmy. "Horror" stanowi jednak celową grę konwencją, jest
tekstowo i graficznie rodzajem eksperymentu. W przypadku "Rodziny
Sztućców" rozdźwięk treści i formy wydaje mi się trochę zbyt duży.
/BW/
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Chcesz coś dodać? Śmiało!