Książka "Niesamowite przygody dziesięciu
skarpetek" Justyny Bednarek odniosła
olbrzymi sukces na niwie krajowej literatury dla młodszych czytelników - co istotne
spotkała się zarówno z entuzjastycznym przyjęciem "na dole" czyli
wśród czytających, którzy na własną rękę odkryli pozycję wydaną przez
niewielkie wydawnictwo Poradnia k. Potem (dosyć szybko!) znalazła też jednak
uznanie "na górze" a więc wśród dysydentów, którzy umieścili ten
tytuł na liście szkolnych lektur uzupełniających. Czas pokaże czy to
wyróżnienie nie okaże się dla książki przekleństwem - wszak my odkrywaliśmy
"Skarpetki" na bieżąco, nie musieliśmy wyrabiać sobie o nich zdania
przez pryzmat szkolnej lektury. Jednak dla przyszłych czytelników nie będzie
już to "potrząsanie nowości kwiatem", a jak wiadomo
"lekturowość" raczej odstręcza od danego tytułu niż przyciąga... Ja
ze zdumieniem obserwuję recepcję ukochanej "Szkoły latania" Janusz
Christy - czytałem ją w dzieciństwie po wielokroć (podobnie jak inne albumy z
przygodami Kajka i Kokosza), a teraz widzę i słyszę jak lektura tego komiksu powoli
staje się przykrym obowiązkiem. O tempora, o mores!
Wracając jednak do skarpetek, po bestsellerowej części pierwszej autorka napisała drugą pt. „Nowe przygody skarpetek (jeszcze bardziej niesamowite)”, która szła bezpośrednim tropem jedynki - ponownie dostaliśmy opisy dziejów życia kolejnych bohaterek. I pewnie mogłoby to dalej trwać, a w tytule pojawiałyby się kolejne "jeszcze", jednak autorka postanowiła w trzeciej odsłonie trochę zmienić formułę i oto dostaliśmy część zatytułowaną "Banda Czarnej Frotte. Skarpetki powracają!". Zawiera ona jedną historię podzieloną na dwadzieścia rozdziałów. Mam w stosunku do tej pozycji nieco ambiwalentne odczucia, bo z jednej strony widać, że Justyna Bednarek chciała napisać o skarpetkach trochę inaczej, z drugiej czuć, że trudno jej porzucić swoje uniwersum i doprowadzony do perfekcji sposób jego opisywania. Zatem niby jest to jedna historia, ale wyraźnie rozpada się na osobne teksty połączone ideą "skarpetkowości".
Fabularnie Justyna Bednarek sięgnęła po niezawodny topos Odysei i żeglujące po morzach i oceanach skarpety wikła w przygody podobne do tych, które były udziałem wracającego spod Troi wojownika - jest cyklop, syreny, a do tego Perseusz i Kasjopeja. Rozwiązania fabularne z mitologii stanowią podstawę tej książki, ale pisarka w poprzednich częściach zasłynęła jako dobra obserwatorka współczesnego świata. W "Bandzie" jest tych elementów zdecydowanie mniej, chociaż przecież zupełnie nie znikają. Bohaterowie trafiają na wyspę smartfonów określających siebie jako "strażników straconego czasu i straconych okazji" a jedna ze skarpetek jest tęczowa. Pojawia się nawet historia, która dla mnie ma już znamiona urban legend - mianowicie egzotyczny pająk (tutaj: wałęsak brazylijski) w bananach. Sensacyjne pojawienie się w dyskoncie pajęczaka lub węża to przecież stała sensacja bulwarowej prasy i internetowych portali. W książce znajdziemy też całą masę bohaterów - raczej to także poczytywałbym za minus, chociaż z drugiej strony tylko licznie występujące postacie gwarantują, że w tej książce ciągle coś się dzieje. Nie ma tutaj przestojów dla nabrania oddechu np. kiedy Czarna Frotte spotyka Wałęsaka w zasadzie od razu wyrusza w dalszą drogę - chwila na poznanie, historię pająka i dalej na fale. To właśnie te szybkie zmiany scenerii i bohaterów tak bardzo w moich oczach upodabniały trzecią część skarpetkowych przygód do poprzednich dwóch.
Oczywiście to dalej jest dobra literatura dla dzieci, taka i do tańca i
do różańca, zmyślnie łącząca literacką tradycję z problemami współczesności. I z tym was w tej recenzji zostawiam.
/BW/
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Chcesz coś dodać? Śmiało!