Mam wrażenie, że Roksana Jędrzejewska-Wróbel w swoich
ostatnich książkach postanowiła przetłumaczyć na język baśni palące problemy polskiej
współczesności. W napisanym w zeszłym roku "Jeleniu", tytułowy
bohater nie mógł wytrzymać w betonowym, chaotycznym mieście wyjętym z koszmarnego
snu Le Corbusiera i trochę przez przypadek odkrywał własną naturę. W podobnym (nazwijmy
go wyzywająco interwencyjnym) kierunku zmierza najnowsza książka pióra autorki "Gęboluda"
zatytułowana "Pracownia Aurory", która jest tym razem refleksją nad
konsumpcjonizmem.
Ale podobnie jak "Jeleń" nie był tylko dystopijną
wizją świata (chociaż patrząc na dzisiejszą dziką urbanizację w Polsce wcale
nie taką dystopijną...), ale niósł też wskazówkę jak z opresyjną przestrzenią
sobie radzić, tak "Pracownia Aurory" nie jest tylko narzekactwem, że
kiedyś było lepiej. Podaje czytelną receptę na pułapki zastawiane przez świat jednorazowych
produktów - są to prawdziwe uczucia, uczucia przynależne ludziom z krwi i
kości, a nie wirtualne ich odpowiedniki oglądane na ekranach smartfonów. Nie jest
to nic odkrywczego, pewnie brzmi to w waszych
uszach niczym sztampa sztamp - a jednak po raz kolejny okazuje się, że
wszystko zależy od realizacji. Bo historia Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel działa
- na emocje, ale uwodzi też prostotą formy. Nie będę zdradzał czym trudni się
Aurora i co naprawia w swoim zakładzie. Powiem tylko, że historia jawiąca się
na początku jako narzekanie na dzisiejszy świat, przeradza się w krzepiącą
opowieść o człowieczeństwie.
Warto zaznaczyć, że tłem dla tej fabuły jest miasto. Cieszy
mnie, że celne refleksje nad przestrzeniami naszych miast coraz częściej pojawiają
się w literaturze dla młodych czytelników. W "Pracowni Aurory"
obserwujemy zmierzch świata rzemieślników. Ich zakłady znikają z miejskiej
uliczki, zastępowane przez miejsca bez charakteru jak banki czy fast foody. Czytając
"Pracownie Aurory" przypomniałem sobie dawny prozo-wiersz Lucyny
Krzemienieckiej "O Jasiu Kapeluszniku", którego jestem wielki fanem
od lat. W tamtym dawnym utworze tytułowy Jaś założył w miasteczku rzemieślniczy
zakład wyrobu kapeluszy. A dzięki temu, że jego klientem został sam Księżyc,
chłopak zdobył w miasteczku renomę dobrego fachowca, a jego interes zaczął rozwijać
się coraz lepiej. To był bardzo pozytywny tekst, pełen nadziei i magii. Roksana
Jędrzejewska-Wróbel pokazuje smutny zmierzch rzemieślniczego etosu, zmierzch
świata utworu Krzemienieckiej. Bardzo dobrze, że Nadzieja w tej opowieści jednak
się pojawia. I tak, z wielkiej litery.
/BW/
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Chcesz coś dodać? Śmiało!