Dla własnej poznawczej wygody podzieliłem kiedyś pisarzy na dwie kategorie. Do pierwszej zaliczyłem tych autorów, którzy cały czas piszą jedną książkę. W drugiej znaleźli się natomiast twórcy za każdym razem piszący coś innego. Prawda, że czytelny podział? Niestety bardzo także niedoskonały. Wystarczyło bowiem trochę dokładniej zagłębić się w szczegóły, a wszystko dosłownie rozpadało się na kawałki. Dlaczego więc o tym piszę? Ponieważ ten podział bardzo dobrze sprawdza się jako punkt wyjścia. Idealnie nadaje się na spojrzenie przez półprzymknięte oczy.
O przykładowo czeski pisarz (z zawodu architekt) Miroslav
Šašek – całe życie pisał tę samą książkę. Był to ilustrowany przewodnik po
wybranym mieście (bądź kraju), które Czech akurat postanowił przybliżyć
dzieciom. Wpadł na to podczas pobytu w Paryżu. Pomysł na formę takiego
wydawnictwa był tak naturalny i atrakcyjny, że przyniósł Šaškowi sławę na całym
świecie. Sposób prezentacji kolejnych atrakcji turystycznych (gdzie jednako
waży kiełbaska i pinakoteka) bardzo przypominał mi sposób prezentacji treści w
dawnych podręcznikach do nauki języków, ale też narracyjnie jest to bardzo
filmowe, takie trochę „ameliowate”.
„Oto jest Monachium” (Wydawnictwo Dwie Siostry) to moje pierwsze spotkanie z
twórczością Šaška. Jeżeli ktoś nigdy się z jego książkami nie zetknął to
chciałbym żebyście wiedzieli, że są to książki obrazkowe. Ale od razu mówię, że
nie książki obrazkowe z milionem szczegółów. Šašek pokazuje atrakcje danego
miasta powoli, w czytelnym odosobnieniu na białym tle. I nie, że tylko pokazuje
- opowiada historię. Snuje podzieloną na wersy opowieść o mieście. Od ogółu do
szczegółu, od rudymentów do drobnostek, od historii do emocji. Rysunki –
piękne, czytelne. „Monachium” ukazało się w 1961 roku, jest to więc także
powrót do przeszłości, do miasta którego już nie ma. I do wintidżowego stylu
rysunkowego, z jego kolorowym realizmem i poczciwością. Na końcu oczywiście
znajdziemy stosowne uzupełnienia, wypunktowane zmiany w mieście nad Izarą. Czy
jest to dobre zakończenie? Happy end? Kwestia dyskusyjna.
Nie ulega jednak wątpliwości, że jeżeli wybieracie się
właśnie na trip po Europie (bądź dalej), a wasze pociechy nie widzą nic
atrakcyjnego w oglądaniu pomników przedstawiających facetów na koniach i
martwych natur flamandzkich mistrzów pędzla – te książki z pewnością pomogą wam
je przekonać.
/BW/
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Chcesz coś dodać? Śmiało!