Bardzo mnie cieszy, że w Polsce pojawia się coraz więcej tłumaczeń książek dla dzieci dotyczących pracy architekta i architektury. Miło też słyszeć, że gdzieś tam, w świecie, pozycje te mają status bestsellerów. „Ignaś Kitek, architekt” (w tytule jest rym, podobnie zresztą jak w wersji angielskiej) to książka, która odnosi się do specyfiki zawodu i pokazuje, w wersji mini, z jakimi wyzwaniami musi mierzyć się na co dzień architekt (podobnie było w wydanym u nas niedawno „Młodym Franku, architekcie” Franka Vivy).
Słów kilka o treści. Ignacy Kitek to chłopiec, który od pierwszych miesięcy życia wykazywał wielkie zainteresowanie projektowaniem i tworzeniem różnych konstrukcji (odkładam na bok dywagacje co może w Polsce projektować architekt). Obserwujemy jego poczynania od momentu kiedy jeszcze nosi pieluchy i to z nich właśnie (zużytych) tworzy swoją pierwszą wieżę. Potem pojawiają się kolejne budowle wykonywane z dostępnych chłopcu materiałów – sfinks z piasku czy łuk z naleśników.
Jednak czysta radość tworzenia zostaje ujęta w karby instytucji, bo oto Ignaś idzie do szkoły, gdzie trafia na nauczycielkę wyjątkowo przeciwną wysokiej (w sensie horyzontalnym) architekturze. Jest to więc obrazowe pokazanie momentu, w którym marzenia zderzają się z rzeczywistością. Zwróćcie uwagę, że Ignaś tworzy tylko duże, charakterystyczne obiekty – jeszcze nie wie, że takowe projektują wybrani, a chlebem powszednim architekta (nie tylko nad Wisłą) nie nazywającego się Frank Gehry są domy jednorodzinne i przebudowy. Wszak "romantyzm budów", budów wielkich, imponujących i w ogóle "wow" to także element zachęty dla dzieci do zostania w przyszłości architektami...
Wracając jednak do rzeczy - pani Alinka (przeciwna pasji Ignasia nauczycielka) miała kiedyś przykrą przygodę związaną z wysokościowcem. Jej postać także jest tutaj ważna, może nie pod kątem architektury, ale świadomości dla czytającego dziecka, że a) dorośli też byli dziećmi i b) dorośli mogą zmienić swoje podejście, poglądy i zwyczaje i wreszcie c) inni mogą mieć powody do tego, żeby nie zachwycać się kreatywnością waszego dziecka. Wiele jest powodów tego, że ktoś nas w czymś blokuje. I niekiedy mogą to być istotne powody.
Autorka za pomocą nieoczywistych rymów (nawet średniówkowych!) opowiada nam historyjkę w rytmie powolnej piosenki, wersy wyrażone czcionką DIN nawet falują, płyną jak dźwięki lub woda pod rozwalonym mostkiem. Trzeba to kilkakrotnie przeczytać, aby poczuć tę frazę, wkręcić się w to rymowanie. Nie widziałem oryginału, ale tłumaczenie Łukasza Witczaka brzmi ciekawie.
Wydaje mi się, że książeczka ta stanowi udaną odpowiedź na pytanie: jak zainteresować kilkulatka zawodem architekta? Czy należy mu dokładnie opisywać czym się zajmuje architekt, czym urbanista, a czym konstruktor? Wyjaśniać co to jest rzut czy bryła? Streszczać historię architektury od starożytności do współczesności? Oczywiście można to robić, ale przede wszystkim wypadałoby chyba opowiedzieć jakąś prostą i zrozumiałą historię, w której główny akcent postawiony zostanie na coś atrakcyjnego dla dziecka. W "Ignasiu Kitku, architekcie" tak się właśnie dzieje. Pokazuje się, że można zbudować kościół z jabłek. Albo zostać na chwilę bohaterem i uratować całą klasę.
Książka „Ignaś Kitek, architekt” to również pozycja inaugurująca nowe Wydawnictwo Kinderkulka, które fajnie przemyślało swój debiut prosząc o eksperckie recenzje m.in. osoby związane z architekturą i edukowaniem o niej. Szczególnie cieszę się, że zapytano o opinię praktyków takich jak architekt Natalia Paszkowska czy Anna Stępniewska (przy okazji przypominam, że napisała ona świetny, i nieznany szerzej, zeszyt ćwiczeń ułatwiający najmłodszym kontakt z architekturą pt. „Ucieknij z pudełka. Osobisty przewodnik po nowoczesnej architekturze Gdyni”).
Jeżeli jednak żaden z powyższych argumentów nie przemawia do was, aby zaprezentować tę książkę swoim dzieciom to nadmienię, że warte uwagi są ilustracje Davida Robertsa, który szczególnie udatnie przedstawia ludzi (każdy uczeń z klasy Ignacego jest inny!), nie rozprasza milionem szczegółów i chętnie stosuje białe tło. Dzięki temu chociaż ilustracje trudno nazwać minimalistycznymi, to panuje na nich formalny porządek.
A zatem: poleca się.
/BW/
Ignaś Kitek, architekt
tekst: Andrea Beaty
ilustracje: David Roberts
Kiderkulka
My mamy tylko w oryginale i bardzo trudno się czyta (tzn. na bieżąco tłumaczy). Cieszę się, że ukazała się wersja polska. Franek bardzo lubił też książkę o trzech świnkach architektach.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że tę trudność tłumaczenia widać trochę w polskiej wersji... Napiszę tak: płynnie się tego nie czyta.
UsuńKsiążka o trzech świnkach architektach - nie znamy tego! Jaki ma tytuł?