wtorek, 13 marca 2018

, , ,

Na koń i w drogę! ("List do króla", tekst i ilustracje: Tonke Dragt)


Jedna z tych książek, w które się po prostu wpada albo raczej „wgalopowuje” na koniu! Czytasz kilka stron, myślisz sobie „To ma mnie zainteresować?”, a potem zarywasz noce i podczytujesz w pracy pod biurkiem. Zazdroszczę Holendrom, że mają „List do króla” (książka ukazała się po raz pierwszy w 1962 roku), zamiast „Krzyżaków”, których czytanie przez uczniów w szkole coraz bardziej przypomina męki Juranda ze Spychowa... O ile lepiej dla rozwoju czytelnictwa w Polsce byłoby gdyby na liście lektur znalazła się powieść Tonke Dragt! Dzięki lekturze takiej „cegły” naprawdę można się zakochać w czytaniu. A na koniec po raz pierwszy w czytelniczym życiu poczuć apetyt na więcej… Od forowania tego pomysłu powstrzymuje mnie chyba tylko pamięć o tym, jak wiele książek z list lektur marnie skończyło w świadomości czytelniczej. Więc może lepiej niech do kanonu nie trafia – czytajcie ją dla czystej przyjemności i podsuwajcie swoim dzieciom.



Przywołałem „Krzyżaków”, ponieważ „List do króla” dzieje się w podobnych czasach – w średniowieczu. O ile jednak akcja powieści Sienkiewicza toczyła się na terenie dawnej Polski, tak Dragt osadza wydarzenia swojej książki w fikcyjnym świecie wzorowanym na średniowiecznej Europie. Na wyklejce można znaleźć jej mapkę i chociaż przyznaję, że zwykle taka powieściowa kartografia mnie nie interesuje, tak teraz pieczołowicie analizowałem każdy krok głównego bohatera.

Teraz o treści. „Złapała” mnie od razu, bo eksploatuje mój ulubiony motyw wędrówki inicjacyjnej. Młody 16-letni chłopak Tjuri, tuż przed pasowaniem na rycerza wymyka się z kaplicy i na prośbę tajemniczego człowieka deklaruje się, że dostarczy list królowi sąsiedniego królestwa. To odważny krok, bo przeczekanie w kaplicy całej nocy to konieczny warunek do pasowania na rycerza, a podróż przed nim długa i bardzo niebezpieczna. Czyż może być lepszy początek opowieści?


Urzeka łatwość z jaką Dragt tworzy świat tej książki. Jest to świat ogromny, a jednocześnie zbudowany z prostych i czytelnych klocków. Pisarka z pewnością sięgała do legend arturiańskich, bo imiona, zasady, pieśni i ceremoniał rycerski do nich nawiązują – nie przebijamy się jednak przez dziesiątki imion rycerzy i ich historii, kolejni bohaterowie pojawiają się stopniowo, w liczbie łatwej do spamiętania i utrwalenia. Jako czytelnicy stoimy trochę na pozycji głównego bohatera Tjuriego, który początkowo zupełnie nie wie gdzie jedzie, w jakim celu i czy nie zginie od uderzenia mieczem za pierwszym napotkanym drzewem. Właśnie ta niepewność, poczucie osaczenia, powolne wchodzenie w fabułę i odkrywanie zasad rządzących światem jest w tej książce najbardziej interesujące i wciągające.

W „Liście do króla” brak jakiejkolwiek magii czy stworów fantastycznych, co warto od razu powiedzieć tym, którzy nastawiają się na kolejne fantasy (co najwyżej pustelnik Menaures ma zaawansowaną zdolność telepatii). Właściwie nie ma tutaj też opisów walk, pojedynków, a więc przemocy – to przecież książka dla młodego czytelnika i autorka o tym nie zapomina. Emocje związane z podróżą do króla Unauwena, trudy tej podróży i jej trudność polegają przede wszystkim na zmierzeniu się z samym sobą, na wewnętrznym zwycięstwie ze strachem podróży po nieznanym terenie i obawą przed zaufaniem obcym ludziom. Większość obaw okazuje się zresztą niepotrzebna jeśli tylko bohater kieruje się dobrocią, szlachetnością i zasadami. To właśnie one, nie rycerski entourage decydują o sukcesie Tjuriego. A zdolność adaptacji do zastanych warunków bardzo przydają się nie tylko w Królestwie Dagonauta i Unauwena, ale także w naszym dzisiejszym zglobalizowanym świecie.


Znamienne, że w tej książce napisanej przez kobietę znajdujemy świat prawie całkowicie męski. Gdyby powieść powstała dziś mógłby to z mojej strony być jeden jedyny do niej zarzut. Biorę jednak poprawkę na datę wydania i fakt, że w średniowieczu rola kobiet była znacząco mniejsza niż mężczyzn. W tej obszernej powieści bohaterki można zliczyć na palcach jednej ręki – ochmistrzyni Mirian, Lavinia, ciotka Piaka, matka Tjuriego. Chociaż może w kolejnych tomach Tonke Dragt zmieni nieco optykę niczym debiutująca mniej więcej w tym samym czasie Ursula Le Guin?

Powieść „List do króla” stanowi zamkniętą całość – podróż Tjuriego dobiega końca a pytania, które chłopiec zadaje znajdują odpowiedzi – nie jest to jednak koniec cyklu. W drugiej połowie powieści, autorka podrzuca czytelnikom gdzieś w tle, jakby mimochodem inne wątki, które pobudzają apetyt na ciąg dalszy. Wszak wojna ma się dopiero zacząć. I poznaliśmy wielu wspaniałych bohaterów, których dalsze losy zapowiadają się interesująco.

Ekstatycznie wręcz zachęcam wszystkich do przeczytania „Listu do króla”. Niezbyt głośno o tej książce w sieci, tymczasem jej ukazanie się to moim zdaniem jedno z wydarzeń literackich poprzedniego roku. Dodajmy, że Dwie Siostry wspaniale wydały tę pozycję, a Jadwiga Jędryas pięknie powieść Tonke Dragt przełożyła. Zapewniam, że posiadanie takiej pozycji w domowej biblioteczce to prawdziwa przyjemność.

/BW/

List do króla
tekst i ilustracje: Tonke Dragt
tł. Jadwiga Jędryas
Dwie Siostry 2017



Jeżeli kupisz opisywaną książkę (lub inną) za pośrednictwem poniższych linków afiliacyjnych to ja otrzymam z tego niewielki procent. Pieniądze pomagają mi utrzymywać tę domenę. Dziękuję!
 
Share:

2 komentarze:

Chcesz coś dodać? Śmiało!