Jedna z tych książek, w które się po prostu wpada albo raczej „wgalopowuje” na koniu! Czytasz kilka stron, myślisz sobie „To ma mnie zainteresować?”, a potem zarywasz noce i podczytujesz w pracy pod biurkiem. Zazdroszczę Holendrom, że mają „List do króla” (książka ukazała się po raz pierwszy w 1962 roku), zamiast „Krzyżaków”, których czytanie przez uczniów w szkole coraz bardziej przypomina męki Juranda ze Spychowa... O ile lepiej dla rozwoju czytelnictwa w Polsce byłoby gdyby na liście lektur znalazła się powieść Tonke Dragt! Dzięki lekturze takiej „cegły” naprawdę można się zakochać w czytaniu. A na koniec po raz pierwszy w czytelniczym życiu poczuć apetyt na więcej… Od forowania tego pomysłu powstrzymuje mnie chyba tylko pamięć o tym, jak wiele książek z list lektur marnie skończyło w świadomości czytelniczej. Więc może lepiej niech do kanonu nie trafia – czytajcie ją dla czystej przyjemności i podsuwajcie swoim dzieciom.
Przywołałem „Krzyżaków”, ponieważ „List do króla” dzieje się
w podobnych czasach – w średniowieczu. O ile jednak akcja powieści Sienkiewicza
toczyła się na terenie dawnej Polski, tak Dragt osadza wydarzenia swojej
książki w fikcyjnym świecie wzorowanym na średniowiecznej Europie. Na wyklejce można
znaleźć jej mapkę i chociaż przyznaję, że zwykle taka powieściowa kartografia
mnie nie interesuje, tak teraz pieczołowicie analizowałem każdy krok głównego
bohatera.
Teraz o treści. „Złapała” mnie od razu, bo eksploatuje mój
ulubiony motyw wędrówki inicjacyjnej. Młody 16-letni chłopak Tjuri, tuż przed
pasowaniem na rycerza wymyka się z kaplicy i na prośbę tajemniczego człowieka
deklaruje się, że dostarczy list królowi sąsiedniego królestwa. To odważny
krok, bo przeczekanie w kaplicy całej nocy to konieczny warunek do pasowania na
rycerza, a podróż przed nim długa i bardzo niebezpieczna. Czyż może być lepszy
początek opowieści?
Urzeka łatwość z jaką Dragt tworzy świat tej książki. Jest
to świat ogromny, a jednocześnie zbudowany z prostych i czytelnych klocków. Pisarka
z pewnością sięgała do legend arturiańskich, bo imiona, zasady, pieśni i
ceremoniał rycerski do nich nawiązują – nie przebijamy się jednak przez
dziesiątki imion rycerzy i ich historii, kolejni bohaterowie pojawiają się
stopniowo, w liczbie łatwej do spamiętania i utrwalenia. Jako czytelnicy stoimy
trochę na pozycji głównego bohatera Tjuriego, który początkowo zupełnie nie wie
gdzie jedzie, w jakim celu i czy nie zginie od uderzenia mieczem za pierwszym napotkanym
drzewem. Właśnie ta niepewność, poczucie osaczenia, powolne wchodzenie w fabułę
i odkrywanie zasad rządzących światem jest w tej książce najbardziej
interesujące i wciągające.
W „Liście do króla” brak jakiejkolwiek magii czy stworów
fantastycznych, co warto od razu powiedzieć tym, którzy nastawiają się na
kolejne fantasy (co najwyżej pustelnik Menaures ma zaawansowaną zdolność
telepatii). Właściwie nie ma tutaj też opisów walk, pojedynków, a więc przemocy
– to przecież książka dla młodego czytelnika i autorka o tym nie zapomina.
Emocje związane z podróżą do króla Unauwena, trudy tej podróży i jej trudność
polegają przede wszystkim na zmierzeniu się z samym sobą, na wewnętrznym
zwycięstwie ze strachem podróży po nieznanym terenie i obawą przed zaufaniem
obcym ludziom. Większość obaw okazuje się zresztą niepotrzebna jeśli tylko bohater
kieruje się dobrocią, szlachetnością i zasadami. To właśnie one, nie rycerski entourage
decydują o sukcesie Tjuriego. A zdolność adaptacji do zastanych warunków bardzo
przydają się nie tylko w Królestwie Dagonauta i Unauwena, ale także w naszym
dzisiejszym zglobalizowanym świecie.
Znamienne, że w tej książce napisanej przez kobietę znajdujemy
świat prawie całkowicie męski. Gdyby powieść powstała dziś mógłby to z mojej
strony być jeden jedyny do niej zarzut. Biorę jednak poprawkę na datę wydania i
fakt, że w średniowieczu rola kobiet była znacząco mniejsza niż mężczyzn. W tej
obszernej powieści bohaterki można zliczyć na palcach jednej ręki –
ochmistrzyni Mirian, Lavinia, ciotka Piaka, matka Tjuriego. Chociaż może w
kolejnych tomach Tonke Dragt zmieni nieco optykę niczym debiutująca mniej
więcej w tym samym czasie Ursula Le Guin?
Powieść „List do króla” stanowi zamkniętą całość – podróż
Tjuriego dobiega końca a pytania, które chłopiec zadaje znajdują odpowiedzi –
nie jest to jednak koniec cyklu. W drugiej połowie powieści, autorka podrzuca
czytelnikom gdzieś w tle, jakby mimochodem inne wątki, które pobudzają apetyt
na ciąg dalszy. Wszak wojna ma się dopiero zacząć. I poznaliśmy wielu
wspaniałych bohaterów, których dalsze losy zapowiadają się interesująco.
Ekstatycznie wręcz zachęcam wszystkich do przeczytania
„Listu do króla”. Niezbyt głośno o tej książce w sieci, tymczasem jej ukazanie
się to moim zdaniem jedno z wydarzeń literackich poprzedniego roku. Dodajmy, że
Dwie Siostry wspaniale wydały tę pozycję, a Jadwiga Jędryas pięknie powieść
Tonke Dragt przełożyła. Zapewniam, że posiadanie takiej pozycji w domowej
biblioteczce to prawdziwa przyjemność.
/BW/
List do króla
tekst i ilustracje: Tonke Dragt
tł. Jadwiga Jędryas
Dwie Siostry 2017
List do króla
tekst i ilustracje: Tonke Dragt
tł. Jadwiga Jędryas
Dwie Siostry 2017
Jeżeli kupisz opisywaną
książkę (lub inną) za pośrednictwem poniższych linków afiliacyjnych to ja
otrzymam z tego niewielki procent. Pieniądze pomagają mi utrzymywać tę domenę.
Dziękuję!
Świetna recenzja. Nic dodać nic ująć.
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
Usuń