wtorek, 2 czerwca 2020

, , ,

"Truchlin", tekst: Vojtech Matocha, ilustracje: Karel Osoha, tłum.: Anna Radwan-Żbikowska, Afera 2020

Powieść przygodowa dla młodzieży dziejąca się w Pradze, na tytułowym, wyimaginowanym Truchlinie. Chociaż to jedna z centralnych dzielnic wielkiego miasta, tak naprawdę stanowi obszar o szemranej reputacji, zonę niebezpieczną i niechętnie odwiedzaną przez prażan mieszkających poza jej granicami. Pełno tam opuszczonych kamienic, niebezpiecznych zakamarków, ruin, chaszczy i typów spod ciemnej gwiazdy. I nie działa elektryczność. Terytorium to przypominało mi trochę świat opowiadań Hłaski, Nowakowskiego i Grzesiuka, ale nie mamy tutaj do czynienia z żadną środowiskową, realistyczną czy interwencyjną fabułą. Opowieść Vojtecha Matochy rozgrywa się w świecie fantastycznym, a w centrum wydarzeń pisarz umieszcza przygody trójki dzieciaków. Jirka (jego dziadek mieszka na Truchlinie), En (Anastazja) i Tonda zostają wbrew ich woli wplątani w intrygę bezdusznego biznesmena Hroudy (przedstawianego na ilustracjach Karela Osohy niczym mafioso z czasów amerykańskiej prohibicji i zresztą stosującego podobne metody perswazji). Intryga ma też związek z dziadkiem Jirki i genialnym XIX-wiecznym (także wyimaginowanym) wynalazcą Daliborem Napravnikiem.


Wojciech Matocha potrafi zajmująco prowadzić intrygę - akcja w tej powieści nie zwalnia ani na chwilę i zapewniam was, że nie są to tylko recenzenckie obiecanki-cacanki. Na łeb na szyję to wszystko leci i to z kolei nie jest jedynie metafora. Mamy tutaj do czynienia z fabułą rozrywkową, dzianie się i akcja są bez wątpienia najważniejsze, ale autor dba też o plastyczne i niezwykle ciekawe opisy przestrzeni Truchlina. Owszem, w tle stara się przemycić standardowe wątki literatury młodzieżowej czyli pierwsze zauroczenie i koleżeńską zazdrość, ale są one tutaj dodane przy okazji, nie mają większego znaczenia dla rozwoju fabuły.

Dwie bardziej krytyczne refleksje po lekturze.

Po pierwsze - książka jest zaskakująco brutalna. To pewnie znak czasów, ale pamiętam że kiedyś w takich przygodówkach spod znaku Nienackiego to najwyżej bohaterów gdzieś zamknęli albo postraszyli pistoletem z czasów II wojny światowej. Tutaj dzieciaki są torturowane, bite, strzelają do nich, związują, a oni wciąż uderzają o coś głowami, zjeżdżają na plecach po schodach, spadają z murów albo wpadają do dziur itd. I wymieniłem tutaj tylko małą część przykrości, które dotykają dzieciarnię w tej książce. Trochę to wygląda jak w kinie akcji z Brucem Willisem czyli zabili go i uciekł. I rzeczywiście małoletni bohaterowie, mimo licznych obrażeń ciała, doprowadzają historię do szczęśliwego finału, aczkolwiek otwartego na powstanie części drugiej (która w Czechach już się zresztą ukazała).

Druga sprawa, która trochę mi tutaj przeszkadzała to niezbyt wiarygodna wszędobylskość zbirów próbujących schwytać Jirkę, En i Tondę. Truchlin przedstawia Matocha jako miejsce rozległe, pełne kryjówek i tajemniczych kątów, a jednak gdziekolwiek by bohaterowie nie wyszli, na jakiej ulicy albo w jakim domu nie postawiliby nogi, od razu z ciemności wyłaniają się ścigający ich kryminaliści. Trudno mi było uwierzyć w tak niezwykłe zdolności szpiegowskie. Lekkim nadużyciem była też dla mnie ostatnia scena, w której wszyscy pozytywni bohaterowie zostali zebrani w jednym miejscu, osaczeni przez tych złych, ogłuszeni i obici. Leżą w tej scenie dosłownie na łopatkach i są w sytuacji bez wyjścia - następująca wówczas perypetia jest dla mnie, cóż poradzę, trudna do uwierzenia.

Chciałbym was jednak zachęcić do lektury tej książki, bo to wciągająca, dobrze napisana i przetłumaczona przez Annę Radwan-Żbikowską powieść, sprawnie czerpiąca z różnych gatunków - od powieści młodzieżowej, przez kryminalną a skończywszy na gotyckiej czy grozy. Wrocławskie Wydawnictwo Afera, specjalizujące się w czeskiej literaturze, wydało ją bardzo atrakcyjnie, miło się ją trzyma w ręce i czyta, a czarno-białe, komiksowe ilustracje Karela Osohy dobrze współgrają z treścią. 

/BW/


Share:

1 komentarz:

Chcesz coś dodać? Śmiało!