Czytając Kostkowi, sam wracam do historii, postaci, ilustracji,
rymów, nawet zdań z dzieciństwa. Uświadamiam sobie, że leżały zagrzebane gdzieś
w pamięci, pod stosami kulturowych śmieci i diamentów (eh tutaj dopiero przydałaby
się ustawa śmieciowa, żeby to wszystko posegregować...). I dlatego chciałbym,
aby tego bloga śledzili nie tylko ci, którzy zastanawiają się, co przeczytać
dziecku, ale również chcący przypomnieć sobie pierwsze książkowe przygody.
Oczywiście, mogę sobie chcieć.
Zastanawiałem się, którą książkę wziąć na pierwszy ogień. I
kiedy napisałem to zdanie zrozumiałem, że wybór może być
tylko jeden. Tym bardziej, że jest to obecnie pierwsze miejsce kostkowej listy
przebojów. Mówię o „Jak Wojtek został strażakiem” Czesława Janczarskiego z
ilustracjami Bohdana Bocianowskiego.
Pierwsza strona okładki wydania z 1979 roku, rys. Bohdan Bocianowski |
Janczarski przed wojną był poetą, sławił piękno przyrody i
uroki życia na wsi. Pisaniem dla dzieci zajął się po wojnie. Wtedy założył
„Misia” (miesięcznik), wymyślił Misia (Uszatka) i napisał Wojtka. Napisał w
roku 1950, a więc kiedy rozpoczynała się stalinowska noc. Ja czytam Kostkowi
wydanie XIII z 1979 roku. Nie wiem czy w pierwszym wydaniu były jakieś zwrotki
chwalące generalissimusa, wskazujące na przewodnią rolę partii albo chociaż
zachwalające uroki spółdzielni rolniczych. Mogły być. Takich sytuacji było
wtedy mnóstwo. W wydaniu z 1979 roku jednak takowych zwrotek nie ma. Za to
czyta się to dziecku wyśmienicie.
Porady dla
czytających pierwszy raz
Warto zwrócić uwagę, że historia Wojtka:
- dzieje się na wsi Kozie Różki jeszcze przed epoką ucieczek
do miasta (najpierw do pracy w Nowej Hucie, potem w korporacji) dlatego
wszystko tam tętni gwarem i słychać terkot trzech żniwiarek, nie jest to więc żadna
demoniczna, wyludniona i patologiczna wieś jakich wiele ostatnio w polskim
kinie tudzież literaturze,
- dzieje się w epoce tzw. „zimnego chowu”, kiedy zostawiało
się dziecko w kołysce i szło w pole pracować przy żniwach a małemu Wojtkowi pozwalało
się chodzić na zabawę w remizie,
- dzieje się w świecie, w którym nie ma kobiet (żadne nie
występują jako bohaterki – no dobra jest kilka partnerek strażaków do tańca), kobiety
pojawiające się na obrazkach obowiązkowo noszą chusty na głowach, chyba że
tańczą, wtedy w powietrzu wirują obowiązkowo warkocze,
- dzieje się to w czasach, kiedy istniał fach kowala, nie
stosowano piorunochronów, układano na dachu strzechę a rozrywką starszyzny było
patrzenie z bliska na tańce.
O tempora, o mores!
Wszystkie te fakty, kiedyś oczywiste, wymagają w
dzisiejszych czasach licznych wyjaśnień. Kostek na szczęście nie jest jeszcze
tak dociekliwy. Interesuje go głównie „Woj” i czerwony samochód.
U góry po prawej - Czerwona Strzała, za nią - wieś z drugiej połowy XX w., tekst: Czesław Janczarski, rys. Bohdan Bocianowski |
Teraz parę słów o samym Wojtku,
który jak pamiętamy był ulubionym bohaterem z dzieciństwa premiera Pawlaka (dla
przypomnienia kultowy clip: http://www.youtube.com/watch?v=Di_pBO9smVA).
Mały Wojtek jest zdeterminowany na cel, a celem tym jest
wstąpienie do Straży Pożarnej. Chłopiec wygląda na rysunkach Bocianowskiego jak
komsomołski pionier albo młodociany Mao w wojskowej bluzie. Nie cieszy go
książka i zeszyt, śni tylko o hełmach, co się złocą. Kowal Bonifacy (naczelnik
drużyny) odrzuca jego kandydaturę z powodu młodego wieku. I kiedy wydaje się,
że może Wojtek nie prześpi kilku nocy a potem wybije sobie strażactwo z głowy
nadchodzi burza i piorun szczęśliwie trafia w dom sąsiada. Szczęśliwie, bo jak
inaczej chłopak wkradłby się w łaski Bonifacego i wsławił bohaterstwem? W
chwili próby wybija szybę, wynosi niemowlaka Henia z płonącego domu a potem
dzwoni na alarm (oczywiście nie z komórki, ale analogowym dzwonem). Dzięki temu
zmienia się z Wojtka w Wojciecha fundując sobie ekspresowy egzamin dojrzałości.
Matura już mu w zasadzie niepotrzebna. W nagrodę dostaje hełm i w „czerwonej
strzale” pędzi przez wieś grając na trąbce. Niemożliwe staje się faktem. Dream
comes true itd.
Chwila chwały Wojtka - wynoszenie Henia z płonącego domu, rys. Bohdan Bocianowski |
Czy dzisiaj dołączenie do oddziału strażaków może jeszcze stanowić
marzenie małych chłopców? Nie wiem jak inni, ale Kostek uwielbia tego słuchać.
Przyznać trzeba, że historyjkę zrymował Janczarski wzorowo i niech mi nikt nie
mówi, że dziecko łyknie każdą częstochowę. Bo jak widzę te wszystkie przeróbki
o „innych lokomotywach”, skrócone wersje kultowych baśni, z koślawymi obrazkami
w jaskrawych kolorach, disneyowska dziesiąta woda po kisielu, te wszystkie
wierszyki napisane na kolanie przez zaprzyjaźnioną z wydawnictwem panią, która pewnie
pisała ładne wypracowania to po prostu chciałbym krzyczeć: Panie Czesławie,
niech pan wraca! Janczarski opisał historię Wojtka zgrabnym wierszem. Takim,
który sam się czyta.
Osobiście nie tracę nadziei, że posada strażaka to wciąż czołowy
cel wielu małych chłopców. Być może niektórzy zamiast ipada wybiorą jednak
„hełm, w którym słońce złotą świeczkę pali”. Chociaż już mi Kasia powiedziała,
jak zobaczyła że czytam Kostkowi o Wojtku: „żeby tylko nie chciał zostać
strażakiem”. Jakkolwiek by było - miejmy nadzieję, że pożary gasi się szybciej
niż dziecięce marzenia.
/BW/
/BW/
Samochód SP symbolicznie odjeżdża ku kolejnym pożarom - rys. Bohdan Bocianowski |
panie Waldku chyba sięgnę po tę lekturę
OdpowiedzUsuńJakieś 20 lat temu moja mama czytała mi tę książkę do snu :). Cudownie, że jeszcze ktoś pamięta o "starych" lekturach dla dzieci!
OdpowiedzUsuń