Opowieść o tym, że ludzie nie powinni jeść orzechów
laskowych. A spośród ludzi szczególnie dziadkowie, a spośród dziadków
szczególnie ci używający dziadków do orzechów.
Owi dziadkowie uosobieni w wierszu Igora Sikiryckiego w
postaci dziadka niejakiego Jacka Konopki symbolizują panoszących się po świecie
zdobywców, technokratów, pragnących ujarzmić ziemię, przycisnąć kolanem do
Drogi Mlecznej, prawie jak ta firma „co robi prąd, góry, jeziora i lasy”,
wierzących ślepo w potęgę ludzkiej myśli technologicznej (chciałoby się napisać
„polskiej”;).
Jakże metaforyczna pierwsza strona okładki, autor: Igor Sikirycki, rys. Bohdan Butenko |
„Orzeszek” to historyjka bardzo ekologiczna w przesłaniu, nawet
jeżeli to przesłanie nie za bardzo przyświecało autorowi w czasie pisania jej w
roku 1976 (?) – książeczka wyszła w 1977 – kiedy wszystko w najlepsze dymiło,
zanieczyszczało i stanowiło wspaniałe świadectwo postępu naszej socjalistycznej
ojczyzny. Bliższy jestem twierdzeniu, że Sikirycki (niełatwe nazwisko…), pisarz
mieszkający, piszący i działający w Łodzi, miał szczerze dosyć oglądanego na co
dzień widoku dymiących łbów przemysłowej Hydry. Dlatego napisał wierszyk o tym,
że myśl techniczna przegrywa z laskowym orzeszkiem. Więc może i miał
ekologiczne ciągoty, kto wie?
Właściwy orzech na właściwym miejscu czyli wnuczek obdarowuje |
Jacek Konopka znajduje w gąszczu dąbrowy orzech i postanawia
podarować go dziadkowi, bo jak wiadomo orzech i dziadek to prawie jedność.
Prezent od wnuka okazuje się jednak nie lada problemem. Dziadek próbuje go
rozgryźć zębami (łamie ząb) i dziadkiem do orzechów (rozpada się na kawałki) i
kiedy metody te nie skutkują zwraca się o pomoc do osób trzecich – a zatem
kowala i jego młota, Wojciecha i „żelaznej baby” (narzędzie do rozbijania polnych
kamieni), traktorzysty Staszka i jego Ursusa (w którym drzemie siła stu koni) a
wreszcie, kiedy żaden z tych wynalazków symbolizujących władzę człowieka nad
materią, nie pomaga w rozłupaniu orzecha – dziadek kładzie feralne ziarnko na
górze, którą akurat rozwalają dynamitem, żeby skierować potok w inną stronę.
Ursusem go! Ursusem! |
Trochę mi się ta akcja kojarzy z popularną w stalinizmie symboliką wielkich
budów, kiedy rzeczywiście na potęgę walczono z naturą stawiając zapory, wodne
elektrownie i monstrualne kombinaty wysadzając i burząc wszystko, co się
napatoczyło pod rękę albo nie spodobało generalissimusowi. Pamiętam z jaką
nienawiścią patrzyli na Kraków inżynierowie radzieccy w „Początku opowieści” Mariana Brandysa, powieści produkcyjnej o budowie Nowej Huty, jak ich odstręczał bijący
z tamtejszej starówki odór konserwatyzmu i tradycji.
Dla niewtajemniczonych: oto "żelazna baba" |
Tak - w stalinizmie
orzeszek z pewnością rozwaliłby się na tysiąc kawałków i robotnicze buciory
wdeptałyby go głęboko w glebę, jednak u Sikiryckiego nawet patent Alfreda Nobla
nie daje mu rady. Ostatecznie wybuch rzuca orzech do lasu, gdzie zostaje
znaleziony przez wiewiórkę i bez najmniejszych problemów zjedzony. W ten sposób
otrzymujemy przesłanie jakże wartościowe, przyjemne i zadowalające – w naturze
wszystko zostało poukładane w sposób doskonały i człowiek na siłę nie powinien tego
zmieniać. Nawet jeśli jest sympatycznym „z pyska” dziadkiem oddanym kreską
Bohdana Butenki.
/BW/
/BW/
Góra wysadzona, orzech nierozłupany |
Ah te ilustracje Butenko, uwielbiam! bardzo ciekawa ta książeczka, może się ostała jeszcze w jakiejś bibliotece:) będziemy szukać
OdpowiedzUsuńTo była jedna z moich ukochanych książek wierszowanych. Znałam na pamięć, a ilustracje Butenki zapisałam na swoim twardym dysku po wsze czasy. Zmyliła mnie tylko okładka (a książkę znalazłam po latach w antykwariacie), bo nie pamiętałam, że była ilustrowana przez kogo innego (Stanny).
OdpowiedzUsuńW "Serii z wiewiórką" wszystkie ilustracje okładkowe robił Stanny (przynajmniej w tych posiadanych przeze mnie książeczkach), natomiast wnętrze należało już do innego rysownika, tutaj Butenki. Dziękuję za komentarz, pisze pani świetnego bloga:)
Usuń