Literatura dla dzieci spod znaku „Małego księcia” i „Kubusia Puchatka”. Dzieje wyprawy Misia z Tygryskiem, w której każde wydarzenie, oprócz znaczenia podstawowego, ma jeszcze drugie, filozoficzne dno. Pisanie takich opowieści do łatwych nie należy, ponieważ granica pomiędzy Saint-Exuperym a Coelho bywa bardzo cienka. Łatwo ulec pokusie bycia najmądrzejszym na świecie, by w symbolicznym zaślepieniu usiłować nadać głębsze znaczenie każdemu elementowi fabuły. Janoschowi udało się uniknąć patosu i mentorskiego tonu przede wszystkim dlatego, że jego opowieść jest krótka. Dzięki temu stosunek liczby mądrości do wydarzeń podczas peregrynacji dwóch przyjaciół kształtuje się na odpowiednim, przyswajalnym dla czytelnika i nie wywołującym zgrzytania zębów, poziomie.
Ach, jak cudowna jest Panama, Janosch, Signum 1992 - pierwsze polskie wydanie książeczki |
„Ach, jak cudowna jest Panama” to w pewnym sensie bajka
zwierzęca, ale próżno tutaj szukać charakterystycznych cech utworów La
Fontaine’a czy Krasickiego, gdzie określone gatunki zwierząt symbolizowały w dydaktycznym
uproszczeniu dobre lub złe cechy człowieka. Mam raczej wrażenie, że faunę janoschową
cechuje skomplikowanie charakterów równe ludzkiemu. Lis jest samolubny i
nieuprzejmy, ale kieruje nim pragnienie zjedzenia posiłku. Krowa doradza źle,
ale wynika to z jej biernej wobec życia postawy, a nie ze złośliwości.
Ale to nie jedyny powód dla którego cenię tę historię. Ma
też rzeczywiście mądre i przydatne prawie dla każdego przesłanie mówiące, że
trudno jest docenić własne życie jeśli nie spojrzymy na nie z zewnątrz, innymi
oczami, z odmiennej perspektywy. Trzeci powód jest taki, że to piękna opowieść
o przyjaźni. Lubię też sposób (powód nr 4) w jaki Janosch wykorzystuje w swojej
fabule przedmioty – często do nich wraca, nawiązuje do tych przedstawionych na
ilustracjach (np. skrzynka po bananach staje się drogowskazem a potem
przewróconym drogowskazem, równie istotne są parasol, czerwony garnek i
drewniana kaczuszka, nie wspominając o butelkowej poczcie). Podręcznikowo
pokazuje to, że nie trzeba rysować mnóstwa szczegółów, lecz wystarczy operować
kilkoma i dodatkowo uwypuklać ich znaczenie w tekście, operować nimi. To prawie
jak ze strzelbą Czechowa. Ułatwieniem dla Janoscha jest też zapewne fakt, że
sam ilustruje własne książki – a więc powodem piątym byłyby ilustracje.
I jeszcze na koniec: kilka słów o czasie w tej historii. Jak
długo wędrują Miś i Tygrysek, że ich domek zdążył stracić dach i zarosnąć
krzakami? Z przebiegu fabuły wynikałoby, że zaledwie kilka dni, tymczasem stan
ich nadrzecznego obejścia wskazuje, że w rzeczywistości minęło już kilka lat.
Do takiego naginania czasoprzestrzeni w baśniach jesteśmy już przyzwyczajeni
(pewnie pamiętacie „Jasia i Małgosię” – spędzili u czarownicy góra kilka
tygodni a po powrocie do domu okazało się, że macocha od dawna już nie żyje),
inna sprawa że to utwór Janoscha trudno określić mianem baśni (już bliżej mu do
powiastki filozoficznej). Dzieciom to zupełnie nie przeszkadza, bo inaczej
odbierają czas. Czytelnikowi dorosłemu w mojej osobie, szczególnie po którymś
tam czytaniu, zaczęło to trochę uwierać. Z pewnością nie jest to wina
tłumaczenia Emilii Bieleckiej, współtwórczyni sztandarowego 2-tomowego wydania
„Baśni Braci Grimm” (LSW 1986).
A zatem zanim zaczniecie czytać dziecku „Małego księcia” czy
„Puchatka”, sięgnijcie po opowiadania o przygodach Misia i Tygryska (jest ich
więcej – tom zbiorczy pt. „Panama” wydał Znak). Bo zakładam, że nie interesują
was za bardzo pirackie skarby ukryte gdzieś w Morzu Śródziemnym?
/BW/
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Chcesz coś dodać? Śmiało!