piątek, 20 listopada 2015

Wyprawa do krainy bananów („Ach, jak cudowna jest Panama” Janosch)


Literatura dla dzieci spod znaku „Małego księcia” i „Kubusia Puchatka”. Dzieje wyprawy Misia z Tygryskiem, w której każde wydarzenie, oprócz znaczenia podstawowego, ma jeszcze drugie, filozoficzne dno. Pisanie takich opowieści do łatwych nie należy, ponieważ granica pomiędzy Saint-Exuperym a Coelho bywa bardzo cienka. Łatwo ulec pokusie bycia najmądrzejszym na świecie, by w symbolicznym zaślepieniu usiłować nadać głębsze znaczenie każdemu elementowi fabuły. Janoschowi udało się uniknąć patosu i mentorskiego tonu przede wszystkim dlatego, że jego opowieść jest krótka. Dzięki temu stosunek liczby mądrości do wydarzeń podczas peregrynacji dwóch przyjaciół kształtuje się na odpowiednim, przyswajalnym dla czytelnika i nie wywołującym zgrzytania zębów, poziomie.

Ach, jak cudowna jest Panama, Janosch, Signum 1992 - pierwsze polskie wydanie książeczki
Miś i Tygrysek, mieszkańcy domku nad rzeczką za sprawą znalezionej skrzynki po bananach postanawiają wyruszyć do pachnącego żółtymi owocami kraju swoich marzeń – Panamy. Podczas pieszej wyprawy spotykają zwierzęta (Myszkę, Lisa, Krowę, Wronę), które udzielają im różnych rad lub rozmawiają z nimi. A kiedy wreszcie odnajdują upragnioną Panamę, okazuje się ona jednocześnie nieznana i oswojona. Gdyby utwór Janoscha ukazał się w PRL-u byłby hitem – komu wtedy lepsza rzeczywistość nie kojarzyła się z zapachem nieosiągalnych bananów? Niestety urodzony w Zabrzu pisarz znany był wówczas nad Wisłą jedynie jako autor „Cholonka” (1970, polskie wydanie 1974) sugestywnej powieści o życiu na Górnym Śląsku (konkretnie w zabrzańskiej dzielnicy Poremba).

 
„Ach, jak cudowna jest Panama” to w pewnym sensie bajka zwierzęca, ale próżno tutaj szukać charakterystycznych cech utworów La Fontaine’a czy Krasickiego, gdzie określone gatunki zwierząt symbolizowały w dydaktycznym uproszczeniu dobre lub złe cechy człowieka. Mam raczej wrażenie, że faunę janoschową cechuje skomplikowanie charakterów równe ludzkiemu. Lis jest samolubny i nieuprzejmy, ale kieruje nim pragnienie zjedzenia posiłku. Krowa doradza źle, ale wynika to z jej biernej wobec życia postawy, a nie ze złośliwości.


Ale to nie jedyny powód dla którego cenię tę historię. Ma też rzeczywiście mądre i przydatne prawie dla każdego przesłanie mówiące, że trudno jest docenić własne życie jeśli nie spojrzymy na nie z zewnątrz, innymi oczami, z odmiennej perspektywy. Trzeci powód jest taki, że to piękna opowieść o przyjaźni. Lubię też sposób (powód nr 4) w jaki Janosch wykorzystuje w swojej fabule przedmioty – często do nich wraca, nawiązuje do tych przedstawionych na ilustracjach (np. skrzynka po bananach staje się drogowskazem a potem przewróconym drogowskazem, równie istotne są parasol, czerwony garnek i drewniana kaczuszka, nie wspominając o butelkowej poczcie). Podręcznikowo pokazuje to, że nie trzeba rysować mnóstwa szczegółów, lecz wystarczy operować kilkoma i dodatkowo uwypuklać ich znaczenie w tekście, operować nimi. To prawie jak ze strzelbą Czechowa. Ułatwieniem dla Janoscha jest też zapewne fakt, że sam ilustruje własne książki – a więc powodem piątym byłyby ilustracje. 


I jeszcze na koniec: kilka słów o czasie w tej historii. Jak długo wędrują Miś i Tygrysek, że ich domek zdążył stracić dach i zarosnąć krzakami? Z przebiegu fabuły wynikałoby, że zaledwie kilka dni, tymczasem stan ich nadrzecznego obejścia wskazuje, że w rzeczywistości minęło już kilka lat. Do takiego naginania czasoprzestrzeni w baśniach jesteśmy już przyzwyczajeni (pewnie pamiętacie „Jasia i Małgosię” – spędzili u czarownicy góra kilka tygodni a po powrocie do domu okazało się, że macocha od dawna już nie żyje), inna sprawa że to utwór Janoscha trudno określić mianem baśni (już bliżej mu do powiastki filozoficznej). Dzieciom to zupełnie nie przeszkadza, bo inaczej odbierają czas. Czytelnikowi dorosłemu w mojej osobie, szczególnie po którymś tam czytaniu, zaczęło to trochę uwierać. Z pewnością nie jest to wina tłumaczenia Emilii Bieleckiej, współtwórczyni sztandarowego 2-tomowego wydania „Baśni Braci Grimm” (LSW 1986).

A zatem zanim zaczniecie czytać dziecku „Małego księcia” czy „Puchatka”, sięgnijcie po opowiadania o przygodach Misia i Tygryska (jest ich więcej – tom zbiorczy pt. „Panama” wydał Znak). Bo zakładam, że nie interesują was za bardzo pirackie skarby ukryte gdzieś w Morzu Śródziemnym?

/BW/

Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało!