„Pomelo podróżuje” (Wydawnictwo Zakamarki) to dopiero pierwsza książka o przygodach słonika (stworzonego przez duet Bădescu/Chaud), którą przeczytaliśmy. Od dzisiaj traktuję to w kategoriach wielkiego przeoczenia, jednocześnie zdając sobie sprawę, że wiek lat pięciu, który Kostek właśnie osiągnął, daje możliwość pełniejszego zrozumienia tej, ale pewnie też innych historii z pomelowego cyklu.
Jest to bowiem przykład książki, która dojrzewa razem ze
słuchaczem/czytelnikiem. Trip słonika po domu, a potem po szosie i Kartofelocji
przez młodsze dzieci będzie pewnie odbierany jako zabawne zetknięcie zabawki/stworzenia
bajkowego ze światem ludzi. Dla dzieci trochę starszych otwiera się już
możliwość ujrzenia znanego im z codziennych doświadczeń świata przez pryzmat
filozofująco-poetyckiej wyobraźni Pomelo. A przecież pozostaje jeszcze
możliwość wysnucia (przez dzieci jeszcze starsze) ciekawych wniosków
społecznych, bowiem Pomelo zgodnie z tradycją długą jak jego trąba (tak jak wcześniej Guliwer i Mikołaj Doświadczyński)
pokazuje nam obcą, egzotyczną krainę, żebyśmy mogli dostrzec błędy w krainie
własnej.
Przygody Pomelo zostały podzielone na trzy rozdziały:
Nieznane, Powietrza! i Kartofelocja. Fakt ten dowodzi moim zdaniem, że autorzy
podchodzili do tworzenia tego (jak by nie patrzeć) małoformatowego picture
booka podobnie jak do pisania powieści. W „Pomelo podróżuje” każdy rozdział
odpowiada o pewnym zamkniętym odcinku czasu, a fabuła o wyprawie słonika
wykorzystuje elementy klasycznego „kina drogi”, gdzie bohater zmieniając
miejsce pobytu i stykając się z przedmiotami i stworzeniami zmienia punkt
widzenia na świat, dostrzega swoje życie z innej perspektywy.
Tę zmianę optyki w przypadku naszego różowego bohatera widać
szczególnie (co jest naturalne) w rozdziale ostatnim. Wtedy dociera do Kartofelocji
czyli krainy ziemniaków. Ziemniak to jak wiadomo warzywo uznawane powszechnie za
mało interesujące, szare, brudne a w kuchni wykorzystywane zwykle jako tło dla
smaków bardziej wyrafinowanych. Tymczasem Pomelo w tym niedocenianym warzywie
dostrzega wielkie pokłady... człowieczeństwa, albo raczej roślinoczeństwa. I
właśnie na podstawie obserwacji życia kartofli (przedstawianych tutaj jako nie
odkryte, dzikie plemię żyjące w zgodzie z naturą) słonik dochodzi do
najbardziej ważkich społecznych wniosków. We wcześniejszych rozdziałach Pomelo
jawił się jako mistrz poetyzowania codzienności, jednak dopiero rozdział
ostatni pozwala dostrzec, że nie tylko z niego pięknoduch, ale również społecznik.
Bardzo odpowiada mi forma tej książki. Dosyć mały format, zaokrąglone
rogi, wygodna do oglądania także dla młodszych (którym duże strony często
mimowolnie się drą;), zdatna do zabrania w jakieś miejsce, gdzie dzieci się
nudzą.
A koniec końców lubię takie historyjki, które na pierwszy
rzut oka wydają się mało skomplikowane, ale po ich przeczytaniu człowiek pluje
sobie w brodę, że znowu zrobił to czego już obiecywał sobie nie zrobić nigdy –
ocenił książkę po okładce.
/BW/
I to specyficzne pomelowe poczucie humoru,które dokonuje naturalnej absorpcji. Bezcenne.
OdpowiedzUsuńOj tak...
UsuńZ tym wiekiem to prawda. Mój czterolatek lubi Pomela, ale prześlizguje się tylko po powierzchni jego przygód. Dziesięciolatka natomiast ma pełną frajdę z podążania za jego humorystyczno-filozoficzną dywagacją i sposobem postrzegania rzeczywistości. To też świetna seria dla dorosłych :) No i edytorsko - super.
OdpowiedzUsuń