piątek, 21 czerwca 2019

, , , , , ,

Powrót wojów Mirmiła ("Królewska konna", seria: Kajko i kokosz". Nowe przygody", scenariusz: Maciej Kur, rysunki: Sławomir Kiełbus, kolory: Piotr Bednarczyk)


A zatem stało się. Trzymam w dłoniach pierwszy, pełnometrażowy album o przygodach Kajka i Kokosza, pod którym nie podpisał się Janusz Christa (Wydawnictwo Egmont). Dobrze, że po kilkunastu krótkich wprawkach zebranych w tomach "Obłęd Hegemona" i "Łamignat Straszliwy", nareszcie pojawia się jedna, długa historia. Mam nadzieję, że będzie to dobry początek, po którym pojawiać się będą, już regularnie, kolejne nowe albumy o przygodach wojów z Mirmiłowa.
Jednak głównym pytaniem, które sobie zadawałem otwierając "Królewską konną" było: czy autorom udało się  bezproblemowo wejść w uniwersum stworzone przez Christę? Wiadomo było, że różnice się pojawią - bardziej istotne było jednak dla mnie czy Kurowi, Kiełbusowi i Bednarczykowi uda się wczuć w stylistykę wcześniejszych albumów KiK, aby szczególnie starzy (konserwatywni) czytelnicy dostrzegli w nich coś dobrze znanego obok czegoś zupełnie nowego.



Najpierw może o podobieństwach - autorzy biorą wszystkie znane postacie stworzone przez Christę i dodają jeszcze nowe przez co na stronach "Królewskiej konnej" jest całkiem tłoczno. Pojawiają się wszyscy ważniejsi bohaterowie serii - tytułowi woje a także Mirmił, Lubawa, Jaga, Łamignat i oczywiście Zbójcerze: Hegemon, Kapral, Siłacz i Oferma. Oprócz tego na kadrach wypatrzycie także inne znane twarze, z tych które pojawiały się w pojedynczych albumach - np. rycerza Wita i Dziadka Borowego, a na ścianie w najciemniejszej spelunie także cały przegląd kajkoikokoszowych czarnych charakterów. Ale wracając do podobieństw - pojawia się wiele kadrów jakby wyjętych z Christy, choćby ten inicjalny, na którym zza grodu wychodzi słońce. Piotr Bednarczyk zrobił dobrą robotę z kolorami i idealnie nawiązał do barw, które pamiętamy z dawnych albumów. Same postacie oczywiście wyglądają trochę inaczej, ale nie znaczy to wcale, że gorzej - zachowały swoje charakterystyczne atrybuty i prezentują się bardziej nowocześnie.



Jeżeli chodzi o fabułę to uważam, że całkiem się udała. Może w przyszłości autorzy powinni trochę ograniczyć to autotematyczne mruganie okiem, którego chwilami jest trochę za dużo. W "Królewskiej konnej" pojawia się zabieg, który znamy z poprzednich albumów - przed historią właściwą, dłuższą i bardziej pogmatwaną (skupioną na motywie odwiezienia Salwy, córki stryja Mirmiła do domu i jej porwania z wstąpieniem Kokosza do królewskiej konnej w tle), dostajemy historyjkę krótszą, "rozgrzewkową" - tutaj jest to pomysł Kaprala polegający na pisaniu sfingowanych listów miłosnych Mirmiła, które miałyby spowodować odejście Lubawy do mamy. Trochę mnie zdziwiło, że podczas pisania tych listów Kajko i Kokosz tak łatwo weszli do warowni Zbójcerzy - u Christy by się to raczej nie zdarzyło. Bardzo christowskim rozwiązaniem jest za to wprowadzenie czarodziejskiego atrybutu podarowanego Kajkowi przez Jagę - Łuk Samocel nie pojawia się w tej fabule dla pustej ozdoby, jego znaczenie jest kluczowe w kilku scenach, podobnie jak choćby Rękawicy Siły w "Na wczasach" czy woreczków z ziołami w "Wielkim turnieju". Zupełnie nowym pomysłem twórców było wprowadzenie tytułowej jednostki do utrzymywania porządku, do której postanawia wstąpić Kokosz - trzeba przyznać, że jego doświadczenia ze służby wnoszą do komiksu sporo sytuacyjnego i słownego humoru (z uporczywym przekręcaniem imienia pewnego sierżanta na czele).


Reasumując - komiks jest bardziej nowoczesny, dynamiczny, z pewnością nie brakuje w nim akcji i myślę, że spodoba się zarówno dawnym fanom Janusza Christy, jak i tym nowym, którzy czytelniczo nie czują balastu tradycji. Mój syn przeczytał go dwa razy i dobrze się bawił co i wam polecam.

/BW/

Jeżeli kupisz opisywaną książkę (lub inną) za pośrednictwem poniższych linków afiliacyjnych to ja otrzymam z tego niewielki procent. Pieniądze pomagają mi utrzymywać tę domenę. Dziękuję!
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało!