A zatem stało się. Trzymam w dłoniach pierwszy,
pełnometrażowy album o przygodach Kajka i Kokosza, pod którym nie podpisał się
Janusz Christa (Wydawnictwo Egmont). Dobrze, że po kilkunastu krótkich wprawkach zebranych w tomach
"Obłęd Hegemona" i "Łamignat Straszliwy", nareszcie pojawia
się jedna, długa historia. Mam nadzieję, że będzie to dobry początek, po którym
pojawiać się będą, już regularnie, kolejne nowe albumy o przygodach wojów z
Mirmiłowa.
Jednak głównym pytaniem, które sobie zadawałem otwierając
"Królewską konną" było: czy autorom udało się bezproblemowo wejść w uniwersum stworzone
przez Christę? Wiadomo było, że różnice się pojawią - bardziej istotne było
jednak dla mnie czy Kurowi, Kiełbusowi i Bednarczykowi uda się wczuć w
stylistykę wcześniejszych albumów KiK, aby szczególnie starzy (konserwatywni)
czytelnicy dostrzegli w nich coś dobrze znanego obok czegoś zupełnie nowego.
Najpierw może o podobieństwach -
autorzy biorą wszystkie znane postacie stworzone przez Christę i dodają jeszcze
nowe przez co na stronach "Królewskiej konnej" jest całkiem tłoczno.
Pojawiają się wszyscy ważniejsi bohaterowie serii - tytułowi woje a także Mirmił,
Lubawa, Jaga, Łamignat i oczywiście Zbójcerze: Hegemon, Kapral, Siłacz i
Oferma. Oprócz tego na kadrach wypatrzycie także inne znane twarze, z tych
które pojawiały się w pojedynczych albumach - np. rycerza Wita i Dziadka Borowego,
a na ścianie w najciemniejszej spelunie także cały przegląd kajkoikokoszowych
czarnych charakterów. Ale wracając do podobieństw - pojawia się wiele kadrów
jakby wyjętych z Christy, choćby ten inicjalny, na którym zza grodu wychodzi
słońce. Piotr Bednarczyk zrobił dobrą robotę z kolorami i idealnie nawiązał do
barw, które pamiętamy z dawnych albumów. Same postacie oczywiście wyglądają
trochę inaczej, ale nie znaczy to wcale, że gorzej - zachowały swoje
charakterystyczne atrybuty i prezentują się bardziej nowocześnie.
Jeżeli chodzi o fabułę to uważam, że całkiem się udała. Może
w przyszłości autorzy powinni trochę ograniczyć to autotematyczne mruganie
okiem, którego chwilami jest trochę za dużo. W "Królewskiej konnej"
pojawia się zabieg, który znamy z poprzednich albumów - przed historią właściwą,
dłuższą i bardziej pogmatwaną (skupioną na motywie odwiezienia Salwy, córki
stryja Mirmiła do domu i jej porwania z wstąpieniem Kokosza do królewskiej
konnej w tle), dostajemy historyjkę krótszą, "rozgrzewkową" - tutaj jest to
pomysł Kaprala polegający na pisaniu sfingowanych listów miłosnych Mirmiła,
które miałyby spowodować odejście Lubawy do mamy. Trochę mnie zdziwiło, że
podczas pisania tych listów Kajko i Kokosz tak łatwo weszli do warowni
Zbójcerzy - u Christy by się to raczej nie zdarzyło. Bardzo christowskim
rozwiązaniem jest za to wprowadzenie czarodziejskiego atrybutu podarowanego
Kajkowi przez Jagę - Łuk Samocel nie pojawia się w tej fabule dla pustej ozdoby,
jego znaczenie jest kluczowe w kilku scenach, podobnie jak choćby Rękawicy Siły
w "Na wczasach" czy woreczków z ziołami w "Wielkim
turnieju". Zupełnie nowym pomysłem twórców było wprowadzenie tytułowej
jednostki do utrzymywania porządku, do której postanawia wstąpić Kokosz -
trzeba przyznać, że jego doświadczenia ze służby wnoszą do komiksu sporo sytuacyjnego
i słownego humoru (z uporczywym przekręcaniem imienia pewnego sierżanta na
czele).
Reasumując - komiks jest bardziej nowoczesny, dynamiczny, z
pewnością nie brakuje w nim akcji i myślę, że spodoba się zarówno dawnym fanom
Janusza Christy, jak i tym nowym, którzy czytelniczo nie czują balastu
tradycji. Mój syn przeczytał go dwa razy i dobrze się bawił co i wam polecam.
/BW/
Jeżeli kupisz opisywaną książkę (lub inną) za pośrednictwem
poniższych linków afiliacyjnych to ja otrzymam z tego niewielki procent.
Pieniądze pomagają mi utrzymywać tę domenę. Dziękuję!
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Chcesz coś dodać? Śmiało!