W „Awarii elektrowni” autorki Tina Oziewicz oraz Rita
Kaczmarska zapraszają czytelników na wyprawę w bezpieczną opowieść o braku
prądu i pozwalają przyglądać się radości (czy raczej uldze) zwierząt, dla
których brak zasilania stanowi powrót do naturalnego porządku rzeczy. Chyba nie
muszę dodawać, że w gronie tych zadowolonych zwierząt nie ma ludzi? Tina
Oziewicz pięknie napisała tę książkę, pięknie opisała zwierzęta, ich myśli i
zachowania. Z kolei Rita Kaczmarska wspaniale "Awarię elektrowni" zilustrowała
- wszak ilustracje miały pokazywać świat bez sztucznego światła, na dodatek w
nocy. Nie było to łatwe zadanie, a jednak przeglądając te "wygaszone"
strony możemy tylko pokiwać głową jak dobrze korespondują one z tekstem. A historię
tę można odbierać wręcz jako coś w rodzaju filozoficznej przypowieści w duchu
zen.
Nic jednak nie poradzę na to, że stworzenie książki o bezpiecznej
wyprawie w ciemność skojarzyło mi się z eksperymentem, który też miał być
bezpieczny i zwiększyć bezpieczeństwo... elektrowni atomowej w Czarnobylu.
Zapewne czytaliście (albo oglądaliście ostatnio serial) i wiecie o czym mniej
więcej piszę. W 1986 roku na Ukrainie celowo wyłączono wiele z normalnie
działających systemów bezpieczeństwa reaktora, a co się wydarzyło potem dobrze
wiemy. I właśnie historia, którą poznałem w „Awarii elektrowni” była dla mnie
takim chwilowym wyłączeniem systemów bezpieczeństwa. Po lekturze fabuła ta przerwała
wyznaczone tekstem ramy i kazała mi zastanawiać się jak ludzkość poradziłaby
sobie z permanentnym brakiem prądu. Nie muszę was chyba przekonywać, że to już
dawno nie jest tylko fikcja, o której można przeczytać choćby w „Black out” Marca
Elsberga? „Awaria elektrowni” dobrze trafia w swój czas, bo przecież większość
z nas zdaje sobie sprawę, że jako ludzkość mamy obecnie spore kłopoty. Jednym z
efektów tych kłopotów może być brak prądu. Niestety nie jest to tylko
straszenie.
W opublikowanym w okresie PRL-u (w serii „Poczytaj mi mamo”)
wierszyku Tadeusza Kubiaka „Gdy zapadnie noc”, tekście kultowym dla wielu dzisiejszych
40-latków, autor opisywał potęgę Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej przez
pryzmat zawodów, które są wykonywane gdy większość społeczeństwa smacznie śpi. Występowali tam m.in. lekarz na nocnym dyżurze, milicjant
patrolujący ulice, hutnik wyrabiający stal, inżynier w elektrowni i piekarz
wyciągający chleb z pieca. Poza wartością poznawczą ten tekst niósł pewność, że
rzeczywistość socjalistycznej ojczyzny została zbudowana na niewzruszalnych
fundamentach i ktoś zawsze dogląda jej właściwego funkcjonowania. Niestety,
tamta gierkowska kołysanka dzisiaj nie może nas już uspokajać - obecnie dobrze
wiemy jak funkcjonował tamten świat, ale nie mamy też złudzeń jak funkcjonuje
dzisiejszy. Polska jest energetycznie uzależniona od paliw kopalnych, nie jest
to żadną tajemnicą, podobnie jak istnienie kryzysu klimatycznego. Nawet biorąc
pod uwagę, że prognozy naukowców (np. Jema Bendella) są zbyt dramatyczne,
powinniśmy mieć świadomość, że coś całkiem niedługo może się stać. Oczywiście
jeżeli nic z tym nie zrobimy, ale to już kwestia na inne rozważania.
Wcześniej napisałem, że ludzie pojawiający się na końcowych
stronach "Awarii elektrowni" nie są szczęśliwi z powodu zaistniałej
sytuacji. To jest prawda, nie są szczęśliwi, ale też nie sposób nazwać ich
przesadnie zmartwionymi. Na osiedlu wychodzą przed bloki, rozmawiają z
sąsiadami, świecą latarkami i smartfonami. Są przekonani, że wcześniej czy
później, ktoś gdzieś naciśnie przycisk "power" i wszystko wróci do
normy - ruszy pralka, w telewizorze zaświeci się dioda, a lampka na biurku
oświetli otwartą książkę. A gdyby tak się nie stało? Granica między opowieścią
o zwierzętach w pozbawionym prądu mieście a energetyczną dystopią zaiste jest
bardzo cienka. Autorki "Awarii elektrowni" oczywiście jej nie przekraczają.
Ja jednak za każdym razem zastanawiam się podczas lektury jak zasugerować moim
dzieciom, że w zasadzie to nie czytamy bajki, ale możliwy scenariusz bliżej
niesprecyzowanego jutra...
/BW/
Jeżeli
kupisz opisywaną książkę (lub inną) za pośrednictwem poniższych linków
afiliacyjnych to ja otrzymam z tego niewielki procent. Pieniądze
pomagają mi utrzymywać tę domenę. Dziękuję!
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Chcesz coś dodać? Śmiało!