sobota, 25 kwietnia 2015

Palcem po mapie i po obrazie („Podróż po mapie” Sławomir Grabowski, Marek Nejman)

Jeżeli chcecie zaszczepić w dziecku proekologiczne zachowania, zainteresować je kartografią ewentualnie zniechęcić (tak – zniechęcić, nie – zachęcić) do malarstwa abstrakcyjnego powinniście czytać mu „Podróż po mapie” Sławomira Grabowskiego i Marka Nejmana.
Chociaż mówienie o proekologicznych zachowaniach to gruba przesada, wszak chodzi o zgrabienie liści z klombu, którą to czynność nazywa się tutaj usuwaniem śmieci w celu osiągnięcia efektu czystego kraju. Nie wiem czy ktokolwiek o zdrowych zmysłach w drugiej dekadzie XXI wieku zgrabianie liści z klombu mógłby nazwać zbieraniem śmieci...
A zatem chyba zręczniej byłoby zacząć tak: Jeżeli chcecie zaszczepić w dziecku zamiłowanie do prac porządkowych w ogrodzie, zainteresować je kartografią, ewentualnie zniechęcić do malarstwa abstrakcyjnego powinniście czytać mu „Podróż po mapie”. (Chociaż tego ostatniego wcale nie chcę o czym na końcu).

Podróż po mapie, Sławomir Grabowski i Marek Nejman, il. Marian Stachurski, NK 1980

My czytamy. Kostek ją polubił, bo fascynują go przywoływane tutaj oznaczenia z map – tory, drogi, granice. Co ciekawe nie są pokazane na ilustracjach Mariana Stachurskiego, które są dosyć dalekie od topograficznej jednoznaczności i raczej zmierzają w stronę łagodnej psychodeli. Więc na wyobraźnię Kostka zadziałał tekst – a ten tekst to głównie dialog chłopca z mapą. Fabularnie jest to takie sobie, cała rozmowa trochę na siłę ciągnięta, trochę toporna. Ale Kostusiowi się podoba.



Chłopiec klei latawiec. W gabinecie taty (ach te wspaniałe „kabinetu wczasy” jak pisał Morsztyn) odkrywa rulon, który mógłby mu posłużyć jako pokrycie latawca. Rulon okazuje się jednak mapą, którą chłopiec nazywa obrazem abstrakcyjnym „Dwa konie i trzy słonie” (w znaczeniu, że dużo kolorowych plam). Rulon jednak przemawia ludzkim głosem i tłumaczy chłopcu czym tak naprawdę jest. Sprowadza się to do długiego dialogu w stylu: a te linie to co? To są granice itd. Wreszcie po trącącym trochę szkolną lekcją geografii dialogu następuje podróż nie placem, ale latawcem a potem samochodem po mapie. Chłopak poznaje swój kraj – co ciekawe nie pada tutaj jednak ani nazwa Polski, ani żadna inna nazwa topograficzna. Jest to więc raczej przeznaczone dla zupełnych żółtodziobów, którzy po raz pierwszy ujrzeli na oczy mapę.



Pamiętam z dzieciństwa tę książeczkę – ale przede wszystkim ilustracje Stachurskiego, bo treść zupełnie się z mojej pamięci ulotniła, więc czytając w zasadzie poznawałem ją od nowa. Kostek reaguje na nią wręcz entuzjastycznie, śmieje się w niektórych miejscach, po zakończeniu czytania jeszcze raz ogląda obrazki. A zatem w celu rozbudzenia zainteresowania geografią książeczka się sprawdza i chyba jedynie w tym celu warto ją wykorzystywać. Chociaż, jak wiadomo, mamy już dzisiaj wiele pozycji bardziej atrakcyjnych – choćby „Mapy” Mizielińskich, które nawet trudno z tą ramotką porównywać.
Natomiast cała ta gadka o „czystym kraju”, „sprzątaniu” liści i niechęci do pomagania mamie (oczywiście w sprzątaniu pomaga się mamie, tata ma swój gabinet) sprawia wrażenie dodanej trochę na siłę, dla podkręcenia efektu dydaktycznego.


Trudno mi za to zrozumieć deprecjonowanie malarstwa abstrakcyjnego, które ma miejsce w tej książeczce. Stąd pierwszy krok do usprawiedliwiania się, że współczesnej sztuki nie sposób zrozumieć dlatego też można zamknąć ją w przegródce „niezrozumiały bełkot” czy ewentualnie „jakbym miał czas to też bym coś takiego zrobił”. Potem ludzie patrzą na Hasiora, Abakanowicz czy Jaremę, śmieją się albo pukają w czoło. Nie tak chyba powinna wyglądać edukacja plastyczna? Może i jestem przeczulony, ale także takiego podejścia doświadczyłem.



Zapewne znacie takie powiedzenie „podróżować placem po mapie”? Znaczy ono tyle, co wyobrażać sobie jakąś podróż, ale nie odbywać jej w rzeczywistości. Na potrzeby tej recenzji ukułem nowe powiedzenie: „podróżować palcem po obrazie” czyli próbować dociec jego istoty posługując się podejściem zdroworozsądkowym, nie wykraczającym poza nasze codzienne doświadczenie, bez najmniejszej próby zrozumienia artysty. Reasumując: po mapie można podróżować placem, a po malarstwie abstrakcyjnym na pewno nie.
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało!