Opowiastka w wakacyjnym klimacie, w sam raz na upalne lato. A dodatkowo zainteresowani mogą dowiedzieć się z niej paru rzeczy o tym jak konstruuje się prozę.
Trochę żałuję, że dzisiaj już rzadko tak się dla dzieci pisze. Nie
zostawia pewnych spraw w domyśle. Nie mówię, że to jest jakieś wielkie dzieło i
szczyt wirtuozerii krótkiej formy, ale zostało napisane z szacunkiem dla
inteligencji czytelnika. Młodego czytelnika (albo słuchacza).
Dwie dziewczynki z miasta – Hania i Misia – przyjeżdżają na
wakacje na wieś z matką Hani. Zatrzymują się w gospodarstwie państwa
Kowalskich, którzy mają syna Marcina. Między dziewczynkami a chłopcem nie ma
zrozumienia, szybko pojawia się opinia, że synek gospodarzy jest dziwny (jak
wszyscy chłopcy zresztą), ponieważ obserwuje zabawy koleżanek nie wypowiadając
ani słowa. Punkt przełomowy tej opowieści to wyprawa wczasowiczek do sklepu w
celu zrobienia zakupów i „buszowania” (odpowiednik dzisiejszego shoppingu).
Oczywiście wtedy nie było jeszcze takich możliwości shoppingowych jak dzisiaj
więc nasze bohaterki zastają sklep zamknięty, ale zamiast tego napotykają w
pobliżu babcię-handlarkę, sprzedającą słodycze własnego wyrobu. To od niej
kupują tytułowe sezamki, które odtąd zajadają co wieczór na deser. Aż do czasu
kiedy pewnego wieczoru paczka sezamków znika. Podejrzenie dziewczynek pada
oczywiście na Marcina...
„Sezamki” Michałowskiej to dla mnie taka mini-powieść
realistyczna w pigułce. I tak oczywiście - zdaję sobie sprawę, że upraszczam.
Na początku autorka serwuje nam opis sroki, który to ptak przydaje się dopiero
w zakończeniu (a więc i kompozycja klamrowa jest). To częsty zabieg stosowany
przez pisarzy, kiedy rodziła się powieść (a we wszelkiej dzisiejszej
literaturze popularnej stosowany wręcz z uwielbieniem) – poznajemy jakiegoś
bohatera, dostajemy opis jakiejś sytuacji czy wnętrza, co wydaje się oderwane
od dalszego ciągu narracji, a potem taki klocek wchodzi na swoje miejsce. Czyż
nie jest tak np. w „Nędznikach” Wiktora Hugo? I w setkach powieści
kryminalnych? Druga sprawa to fotograficznie wierne opisy, których tyle
znajdziemy u Balzaka czy Orzeszkowej – gdzie stoi szafa, co nad szafą, jakiego
koloru itd. No i jest ten wszechwiedzący narrator, dla którego nic nie jest
tajemnicą, łącznie z myślami bohaterów.
Historię o sezamkach napisała Mira Michałowska, która za
PRL-u tłumaczyła „burżuazyjną” literaturę amerykańską (np. „Szklany klosz”
Sylvii Plath, powieści Saula Bellowa i Ernesta Hemingway’a), napisała
scenariusz „Wojny domowej” i była jakiś czas żoną wysoko postawionego
partyjniaka epoki Gomułki Zenona Kliszki. Oj z chęcią poczytałbym jej
dzienniki, gdyby takowe pisała.
Z ilustracjami w „Serii z wiewiórką” to zwykle na dwoje
babka wróżyła i tutaj właśnie akurat wywróżyła gorzej, bo z wyjątkiem Stannego
na okładce to mamy tutaj obrazki w stylu „dziecięcy rysunek na plastyce”.
A pomijając teoretycznoliterackie gadanie, wątki
biograficzne i część ilustracyjną nauka z tej historyjki jest taka, że nie
należy wyciągać pochopnych wniosków i oskarżać kogoś jeżeli nie ma się
jednoznacznych dowodów. Powinni o tym wiedzieć nie tylko detektywi w
prochowcach.
/BW/
Ilustracja przedstawiająca umeblowane wnętrze skojarzyła mi się z "Pokojem artysty" van Gogha - obydwa obrazy mają cudownie skopaną perspektywę:)
OdpowiedzUsuńPS. Zaglądam tu od jakiegoś czasu z ogromną przyjemnością. Ze swojego pudła z książkami z dzieciństwa wygrzebałam już wszystko, co było do wygrzebania, to teraz chętnie pooglądam i poczytam o literackich wspominkach innych. Pozdrawiam!
Przyznaję, że miałem podobne skojarzenia z van Goghiem:) Dziękuję za miłe słowa, oczywiście zapraszam do zaglądania i pozdrawiam!:)
Usuń