Pisarze rosyjscy zawsze potrafili pięknie opisywać przyrodę.
Kto wątpi niech poczyta Tołstoja czy Turgieniewa (przede wszystkim „Zapiski
myśliwego” – jak tego nie znacie to proponuję dopisać na listę „must read”, o ile
oczywiście lubicie listy, bo ja w zasadzie nie lubię). Ta piękna tradycja była
też przenoszona na grunt literatury dla dzieci, a jednym z pisarzy, którym to
przenoszenie wychodziło dobrze był Witali Bianki. Jego ojciec był ornitologiem,
który badał ptaki w Azji, co z pewnością trochę wyjaśnia dlaczego jego syn
wybrał taką, a nie inną tematykę dla swoich książek. W zasadzie pisał tylko o
zwierzętach i przyrodzie (sztandarowe dzieło to „Leśna gazeta” , zbiór
opowiadań, gawęd, esejów dotyczących lasu i jego mieszkańców, po raz pierwszy
wydana łącznie w 1927 roku). Dodatkowo było to o tyle szczęśliwym zrządzeniem
losu, że przyszło mu tworzyć w naprawdę ciężkich czasach porewolucyjnych i
potem stalinowskich (zmarł w 1959 roku). Wtedy tematy współczesne były bardzo
ryzykowne i niejeden przypłacił je życiem. Sam Bianki był zresztą kilkakrotnie
aresztowany, ale zawsze udawało mu się z więzień i zesłań wracać do rodzinnego
Sankt Petersburga (wtedy Leningradu).
Witali Bianki jest też autorem zbioru opowiadań „Gdzie raki
zimują” – i kto wie może to on jest autorem tego powiedzenia, którego potem w
roku 1959 roku użył Nikita Chruszczow w rozmowie z ówczesnym wiceprezydentem USA
Richardem Nixonem: „My wam jeszcze pokażem kuźkinu mat’”…
Skoro poleciała już jedna dygresja to pójdę za ciosem i
dodam kolejną: U nas także mieliśmy sporo pisarzy piszących o zwierzętach, żeby
wspomnieć choćby Adolfa Dygasińskiego, Kornela Filipowicza (wielki pisarz od
małych form!) czy zapomnianego dziś Teodora Goździkiewicza, który zasługuje na
sążnisty wpis blogowy, ale moje dzieci jeszcze nie za bardzo są w stanie
docenić uroki jego prozy.
W Polsce po 1945 roku jak wiadomo dużo tłumaczono pisarzy
radzieckich, bo ich publikowanie było obowiązkiem naszego kraju
jako "sojusznika i sąsiada". W przypadku „Dziupli” Blankiego opublikowanej w
serii „Poczytaj mi mamo” (z ilustracjami Hanny Krajnik) szczęśliwie za
tłumaczenie zabrała się Maria Kownacka, która także sporo pisała o zwierzętach. Nie widziałem oryginalnego tekstu rosyjskiego, ale
Kownacka „spolszczyła” (tak zostało to nazwane na stronie tytułowej) „Dziuplę”
naprawdę wspaniale. Zaproponowała prozo-wiersz, który doskonale się czyta.
Pierwsze wydanie ukazało się w 1950 roku i potem książeczka miała tych wydań
jeszcze osiem. Kownacka przełożyła Biankiego bardzo nowocześnie. To się dobrze
czyta!
Jak ważny jest tłumacz niech zaświadczy książeczka „Kotek
Szarutek”, zbiór opowiadań o zwierzętach wydany na Litwie (wtedy była to
republika ZSRR) w roku 1983. Książeczka ma przyciągające wzrok ilustracje
autorstwa Nijolė
Kryževičiūtė-Jurgelionienė, ale polskie przekłady
czyta się ciężko. Wiem, że pisał te opowiadania XIX-wieczny polityk litewski
Pranas Masiotas, ale wydanie książki w latach 80. aż prosiło się o jakiś
nowocześniejszy przekład. Tymczasem Jadwiga Bębnowska (mieszkająca na Litwie
Polka) przełożyła „Kotka Szarutka” ładną polszczyzną, ale wziętą z cenionej
pewnie wśród litewskich Polaków klasyki.
W rezultacie opowiastki zostały podane dosyć archaicznie.
Wróćmy jednak do Biankiego, który opisał historię powstania,
świetności i upadku pewnej dziupli w dębie. Tekst ten ma kilka
niezaprzeczalnych zalet (oprócz wspomnianego wyżej tłumaczenia). Po pierwsze
czytelnicy/słuchacze mogą się z niego dowiedzieć podstawowych informacji na
temat życia i usposobienia takich zwierząt jak dzięcioł, sowa, wiewiórka czy
kuna. Ich cechy zostały opisane za pomocą kilku słów. Po drugie nie dość, że
tekścik ma walor edukacyjny, to jeszcze został tak napisany, aby dzieci nie
zapomniały o zdobytych wiadomościach, ale jeszcze te wiadomości utrwalały
poprzez kilkukrotne powtarzanie – dlatego każdy kolejny nowy mieszkaniec
dziupli pyta kto mieszkał w niej wcześniej i słyszy tę samą rymowankę (stopniowo
uzupełnianą).
Powinienem w zasadzie opisać „Dziuplę” wcześniej, ponieważ
idealnie nadaje się do czytania przed pójściem na wędrówkę do lasu, w knieje i
w bory, a tymczasem nadszedł ostatni dzień wakacji… Nie martwcie się jednak – do lasu można
zajrzeć o każdej porze roku i zawsze będzie miał nam wiele do zaoferowania. Las
to jedna z piękniejszych rzeczy jaka przydarzyła się ludzkości. Witali Bianki z
pewnością o tym wiedział.
/BW/
Piekny wpis! Swietne zdjecie dziupli na drzewie i prawdziwe to o lesie - ja tez na nowo odkrywam z dziecmi jego uroki. A las jesienia jest chyba jeszcze lepszy niz latem? Co do ksiazki, byla to jedna z pierwszych, ktora zainteresowala mojego synka. Dziuple sa dosc czestym motywem w ksiazkach dla dzieci, a tu mamy cala historie jej powstania i roznych mieszkancow. I potwierdzam - swietnie sie czyta - moj niecierpliwy wowczas trzylatek naprawde sluchal z zainteresowaniem.
OdpowiedzUsuńDziękuję za słowa uznania! Może warto zatem napisać osobny wpis poświęcony tylko dziuplom w książkach dla dzieci? A wracając do "Dziupli" Biankiego - ten tekst o prostu działa na dzieci. Pozdrawiam!
Usuń