To będzie wpis prezentowy, w którym rozpisuję się o kilku
tytułach, które zwróciły ostatnio moją uwagę. Wskazuję ich pięć (no sześć...) a
każdy należy do innej książkowej kategorii. Mam nadzieję, że komuś pomoże to w
dokonywaniu niełatwych prezentowych wyborów. Już wprawdzie nie mikołajkowych,
ale podchoinkowych:)
1. Kategoria:
przyrodnicze
Drzewa,
tekst: Wojciech Grajkowski, ilustracje: Piotr Socha, Dwie Siostry 2018
"Drzewa" Piotra Sochy i Wojciecha Grajkowskiego to
prezentowy pewniak. Wiele osób pewnie pamięta "Pszczoły" tego duetu i
to jakiego narobiły zamieszania, nie tylko w Polsce. Tym razem autorzy
zabierają nas w podróż pod i nad największymi roślinami lądowymi - drzewami. Mnóstwo
bardzo zróżnicowanych gatunków, ogromne znaczenie dla rozwoju cywilizacji, gros
odniesień do kultury i sztuki. Wszystkie te tropy autorzy dobrze rozgrywają
tworząc książkę ciekawą i różnorodną. Oczywiście dobór tych drzewnych tematów
pewnie jednym się spodoba, a innym nie - mi np. zabrakło osobnych rozkładówek
na konkretne gatunki drzew. Druga sprawa to wygląd - jeżeli mieliście w ręku
"Pszczoły" to wiecie czego się spodzeiwać. Duży format, twarda oprawa
i bogate w szczegóły ilustracje Sochy. Prezentowy must have. Jedyny problem z
tą książką jest taki, że nie na każdej półce się zmieści.
2.
Kategoria: rymowane
Mama gęś,
spolszczyła: Małgorzata Strzałkowska, zilustrował Adam Pękalski, Bajka 2018
"Mama gęś" to zbiór tradycyjnych angielskich
rymowanek spolszczonych przez Małgorzatę Strzałkowską. W języku Szekspira
nazywają się "nursery rhymes" i zgodnie z definicją nie posiadają
większej wartości artystycznej. Z opinią tą można polemizować, natomiast nie
sposób dyskutować z tym, że mogą się te wierszyki poszczycić bardzo ciekawą
historią, którą autorka również ze swadą przedstawia. Mamy więc w tej książce
utwory, obok których pojawiają się plastyczne opisy angielskiego obyczaju,
historii jak również ciekawe tropy popkulturowe - jednym z nich jest film
"Szklana pułapka 3" (ang. Die Hard 3) z Brucem Willisem i Samuelem
L.Jacksonem. Zamiast więc po raz kolejny oglądać ten film w święta na małym
ekranie (którąś część na pewno będą puszczać...), sięgnijcie po książkę
Małgorzaty Strzałkowskiej. To nie tylko wydawnictwo z wierszykami, ale też owoc
kulturowych poszukiwań autorki. Dodatkową zachętą niech będą ilustracje Adama
Pękalskiego.
3.
Kategoria: klasyka na nowo
Ballady i
romanse, teksty: Adam Mickiewicz, komentarze: Emilia Kiereś, ilustracje:
Marianna Sztyma, Egmont ART 2018
Kiedy Adam Mickiewicz wydał "Ballady i romanse"
miał 24 lata, a jego debiutancki zbiór był tak inny od tego, co do tej pory
pisano, że czytelnicy wykupili go na pniu. I czytała go nie tylko elita. Sam
autor mówił, że "służący i pokojowe kupowali tomik najwięcej". Zbiór
trafił więc pod słomiane strzechy i bogato zdobione sklepienia pałaców. I nie
zapominajcie, że był to manifest polskiego romantyzmu!
Zapomnieliście? Nie szkodzi, jest wspaniała okazja, żeby sobie przypomnieć. Wydawnictwo Egmont w swojej udanej serii ART wydało właśnie słynny tomik naszego wieszcza w opracowaniu językowym Emilii Kiereś i graficznym Marianny Sztymy. Ilustracje tutaj potocznie mówiąc wymiatają i to kolejna już książka, w której Marianna Sztyma w udany sposób graficznie interpretuje pomnikowy tekst (vide: "Akademia pana Kleksa"). Te ilustracje udatnie nawiązują do klimatu tekstów - są eteryczne, o delikatnych, lekko wyblakłych kolorach, wręcz nurzają się w mgłach Świtezi. Ale to nie koniec dobrych informacji - ilustracjom i oryginalnym tekstom towarzyszą komentarze i przypisy Emilii Kiereś. Tłumaczy ona każdy utwór okraszając te tłumaczenia odniesieniami do epoki romantycznej. Robi to prostym językiem i w interesujący sposób. Jeżeli dzieci i młodzież (opracowanie przydałoby się nawet niektórym studentom polonistyki) nie złapią mickiewiczowskiego bakcyla po tym wydaniu, to chyba już nie mają na to szans. Przy tym to nie jest jakiś bryk, który mówi nam co mamy myśleć. Miejmy nadzieję, że doczekamy się kolejnych klasycznych pozycji w tak udany sposób przywróconych młodemu czytelnikowi.
4.
Kategoria: detektywistyczne
Enola
Holmes. Sprawa zaginionego markiza, tekst: Nancy Springer, tłum. Elżbieta
Gałązka-Salamon, Poradnia K 2018
Biuro detektywistyczne Lassego i Mai. Tajemnica zamka, tekst: Martin Widmark, ilustracje: Helena Willis, tłum. Barbara Gawryluk, Zakamarki 2018
Biuro detektywistyczne Lassego i Mai. Tajemnica zamka, tekst: Martin Widmark, ilustracje: Helena Willis, tłum. Barbara Gawryluk, Zakamarki 2018
Jeżeli do "Sprawy zaginionego markiza" Nancy
Springer nie przyciągnie was okładka, zapowiedź klimatu wiktoriańskiej Anglii z
epoki Dickensa, Kuby Rozpruwacza i Ripper Street czy nazwisko Holmesa to niech
zrobi to nazwisko tłumaczki. Wszak książkę przełożyła Elżbieta Gałązka-Salamon,
którą pamiętam z tłumaczeń wielu kultowych filmów - a przede wszystkim
"Pulp fiction". Każdy kto dowiedział się dzięki temu filmowi, że "Jesień
średniowiecza" napisał Huizinga powinien kupić tę powieść swoim dzieciom. Tłumaczka
z upodobaniem używa takich niedzisiejszych słów jak tiurniura czy ablucja, a
przy tym to jest napisane nowocześnie, dynamicznie, choć nie stroni od
sugestywnych opisów. Wstępnej sceny nie powstydziłby się sam Dickens. Wyobrażam
sobie jakby to wyglądało w interpretacji Martina Scorsese. Ukłony dla wydawnictwa
Poradnia K, że udało mu się namówić tłumaczkę.
Książka oferuje lekką quasi-kryminalną zagadkę, którą będziemy rozwiązywać razem w Enolą Holmes, a także jej dwoma braćmi, z których jeden ma na imię Sherlock i to jest ten Sherlock. Zresztą elementy detektywistyczne to zaledwie część (mniejsza) tej powieści. Obok intrygi autorka brawurowo kreśli tło obyczajowe ze szczególnym uwzględnieniem statusu kobiety w wiktoriańskiej Anglii końca XIX wieku. Książka napisana została w formie monologu Enoli i jest to właściwie opowieść o smutnym losie kobiet za panowania… kobiety. Matka Enoli jest osobą wyemancypowaną i za nic ma sobie obyczajowe konwenanse. Swoje zasady wpaja też córce. Naprawdę przykro się czyta się wypowiedzi typu „Nieporządek to przejaw wrodzonego kobietom nieporządku umysłowego” albo „Żałośnie ograniczona pojemność dziewczęcej czaszki”, które padają z ust drugiego brata Enoli – Mycrofta. Sherlock jest pod względem oceny roli kobiety tylko trochę bardziej pobłażliwy. Ale tylko trochę. Zgorszenie budzi jazda przez dziewczynę na rowerze, chodzenie z odkrytą głową czy noszenie spodni pumpów. Autorka co chwilę daje do zrozumienia, co mężczyźni myśleli wtedy o kobietach, uzmysławia jak wyglądały kwestie dziedziczenia, dostajemy dokładne opisy i wyjaśnienia dotyczące ówczesnej niewygodnej garderoby (np. gorsetu), dowiadujemy się też ile przemyślności wymagało samodzielne przedostanie się przez Enolę do Londynu. Pouczające to jest i pozwala trochę inaczej spojrzeć na współczesny świat. Powiem jeszcze, że przez około połowę książki będziecie się zastanawiali skąd wziął się jej tytuł. A jak potrzebujecie jeszcze jakiejś zachęty to na koniec powiem, że pierwszy tom przygód Enoli powinni przeczytać cykliści.
Książka oferuje lekką quasi-kryminalną zagadkę, którą będziemy rozwiązywać razem w Enolą Holmes, a także jej dwoma braćmi, z których jeden ma na imię Sherlock i to jest ten Sherlock. Zresztą elementy detektywistyczne to zaledwie część (mniejsza) tej powieści. Obok intrygi autorka brawurowo kreśli tło obyczajowe ze szczególnym uwzględnieniem statusu kobiety w wiktoriańskiej Anglii końca XIX wieku. Książka napisana została w formie monologu Enoli i jest to właściwie opowieść o smutnym losie kobiet za panowania… kobiety. Matka Enoli jest osobą wyemancypowaną i za nic ma sobie obyczajowe konwenanse. Swoje zasady wpaja też córce. Naprawdę przykro się czyta się wypowiedzi typu „Nieporządek to przejaw wrodzonego kobietom nieporządku umysłowego” albo „Żałośnie ograniczona pojemność dziewczęcej czaszki”, które padają z ust drugiego brata Enoli – Mycrofta. Sherlock jest pod względem oceny roli kobiety tylko trochę bardziej pobłażliwy. Ale tylko trochę. Zgorszenie budzi jazda przez dziewczynę na rowerze, chodzenie z odkrytą głową czy noszenie spodni pumpów. Autorka co chwilę daje do zrozumienia, co mężczyźni myśleli wtedy o kobietach, uzmysławia jak wyglądały kwestie dziedziczenia, dostajemy dokładne opisy i wyjaśnienia dotyczące ówczesnej niewygodnej garderoby (np. gorsetu), dowiadujemy się też ile przemyślności wymagało samodzielne przedostanie się przez Enolę do Londynu. Pouczające to jest i pozwala trochę inaczej spojrzeć na współczesny świat. Powiem jeszcze, że przez około połowę książki będziecie się zastanawiali skąd wziął się jej tytuł. A jak potrzebujecie jeszcze jakiejś zachęty to na koniec powiem, że pierwszy tom przygód Enoli powinni przeczytać cykliści.
Do kwestii związanych z klasowością i arystokracją nawiązuje
też ostatnia wydana u nas część "Biura detektywistycznego Lassego i
Mai" Martina Widmarka zatytułowana "Tajemnica zamku". Hrabia
Erik von Farsen i jego lokaj Floyd Nilsson będą namawiać mieszkańców Valleby do
życiowego interesu, a dziecięcy duet detektywów pokaże co znaczy „wioska
potiomkinowska”. Znani bohaterowie (nie tylko tytułowi), znane kąty i znany
styl ilustracyjny Heleny Willis - polecam wszystkim
fanom, jak również tym, którzy jakimś cudem, tej serii jeszcze nie znają.
5.
Kategoria: o zwierzętach
Bjorn,
tekst i ilustracje: Delphine Perret, przekład Paweł Łapiński, Wytwórnia 2018
Sześć krótkich opowiadań o Bjornie z jednej strony wpisuje
się w literackie continuum wielkich misiowych historii ("Miś
Paddington", "Kubuś Puchatek"), a z drugiej stanowi samodzielny
utwór powołujący do życia nowego, interesującego bohatera. Książka otagowana
została m.in. hasztagiem #slowlife i myślę, że jest to dobry trop do jej
odczytywania. Tytułowy miś wraz ze znajomymi zwierzętami z lasu wiedzie
spokojny i beztroski żywot, w którym nie ma miejsca na stres i złe emocje.
Wchodząc w świat Bjorna wchodzimy do świata bardzo prostego, naturalnego
(#nature), wolnego od narzuconych norm - chyba że wynikają z zasad rządzących
przyrodą. Z drugiej strony nie jest to świat osobny, odizolowany od tego
współczesnego. Nawet tutaj docierają reklamowe gazetki, dojeżdża dostawczy
samochód ze sklepu meblowego, nawet tutaj na wycieczkę przyjeżdżają dzieci w
kaloszach z czipsami. Zwierzęta powtarzają więc w formie zabawy ludzkie
zachowania, które stają się dla nich czymś w rodzaju egzotycznej rozrywki - na
karnawał przebierają się za ludzi, testują sens posiadania kanapy, bawią się w
lekarza czy zastanawiają się nad istotą dawania prezentów. Ich naiwny odbiór i
powtarzanie zachowań człowieka pozwala nam spojrzeć na siebie z dystansu.
Opowiadania są krótkie, ocierające się wręcz o filozoficzne powiastki, ilustrowane
delikatnymi rysunkami autorki, które oglądamy na kartkach w kolorze miętowym. Polecam,
bo ta książka jest dyskretnie estetyczna, a jej lektura przypomina picie gorącej
melisy – przy tym dobrze nadaje się na pierwsze eksperymenty z czytaniem.
/BW/
/BW/
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Chcesz coś dodać? Śmiało!