Oldskulowa klasyka z krasnoludkiem w roli głównej. Napisane przed wojną przez Lucynę Krzemieniecką i zilustrowane po wojnie przez Zdzisława Witwickiego krótkie opowiadanka o krasnalu Hałabale. Opowiadanka wikłające się w rymy. Niektórzy z was na pewno doskonale je znają, bo drzewiej „Z przygód krasnala Hałabały” było lekturą szkolną. A jak nawet nie kojarzycie historyjek to na pewno wielokrotnie oglądaliście ilustracje (były też wydania full color). Sam się zdziwiłem jak dobrze je pamiętam. Każdą jedną zapamiętałem. Bez wyjątku.
Wypada chyba zacząć od tego, że formalny minimalizm (mam
tutaj na myśli zarówno tekst, jak ilustracje) tego wydawnictwa jest w
dzisiejszym (obrazkowym jednak) świecie naprawdę porażający. Z pewnością
książeczka mogłaby stanąć na regale każdego wielbiciela vintage, retro i innych
tych modnych obecnie trendów postrzegania świata i przeszłości. Jest po prostu
piękna.
Autorka Hałabały - Lucyna Krzemieniecka (właściwie Wiera
Zeidenberg), urodziła się w 1907 w Warszawie. Na pewno nie miała kłopotów z
uzębieniem, bo oboje rodzice byli dentystami. Studiowała polonistykę (3 lata),
a potem romanistykę. W dwudziestoleciu międzywojennym bywała w literackich
kawiarniach, utrzymywała kontakty z grupą poetycką Kwadryga, przez krótki okres
była nawet zamężna z poetą Andrzejem Wolicą. Zaczynała od wierszy dla
dorosłych, ale dosyć szybko skupiła się tylko na pisarstwie dla dzieci. Po
wojnie uwierzyła w nowe porządki, czemu dała wyraz pisząc propagandowe teksty
wychwalające radzieckich dyktatorów „O wielkim Stalinie” (1951), „Lenin wśród
dzieci” (1952). Niestety nie zdążyła już swojej wiary zakwestionować (jak wielu
pisarzy), ponieważ umarła w 1955 roku, na chwilę przed Odwilżą.
Pierwsze wydanie „Z przygód krasnala Hałabały” ukazało się w
dwóch częściach (po 32 strony każda) w częstochowskim wydawnictwie Antoniego
Gmachowskiego, kolejne wydania ukazały się już po wojnie a począwszy od
trzeciego (1954) Hałabała ukazywał się w Naszej Księgarni. Do 1992 było tych
wydań siedemnaście. To z 2016 roku nie wiem które jest, bo takich informacji
obecnie się nie podaje.
Tomik rozpoczyna wstęp uwiarygodniający –Tadeuszek prosi
pisarkę przebywającą na wsi o wymyślenie opowieści o krasnalu, a ponieważ ta
skarży się na niedostateczną ciszę, proponuje jej miejsce przy zasianym maku.
Tam pisarka spotyka skrzata, który opowiada jej swoje przygody. O ptakach,
które nie przyszły na ciasto, o spacerze z borsukiem, o zabawie z jeżami, o
weselu u baby Saby. Każde opowiadanko, oprócz tego, że stanowi samo w sobie
skończoną historię zawiera podane przy okazji informacje o życiu i zwyczajach
zwierząt czy roślin.
Krzemieniecka napisała przygody Hałabały pięknym językiem.
To jest (że tak powiem) prawdziwie koronkowa robota. Bez zbędnych słów. Tekst
wpada wciąż w śpiewności i rymy, którymi się upaja, ale dla mnie najwspanialsze
są tutaj organoleptyczne wręcz opisy lasu. Czytając czuje się zapach jesiennego
poszycia, nagrzanego jeszcze letnim słońcem. Kiedyś nie mieszkałem w dużym
mieście, byłem bliżej lasu (żeby nie powiedzieć w lesie) i opisy Krzemienieckiej
przypomniały mi tamte czasy, kiedy bardziej rozumiałem naturę. Niestety – żaden
park nie zastąpi doświadczenia lasu.
O rysunkach dwa słowa: Witwicki stworzył Hałabałę z prostych
geometrycznych figur. Oszczędnie używa elementów na rysunku, te ważniejsze
uwypukla zdecydowanymi kolorami.
„Z przygód krasnala Hałabały” to kolejny dowód na to,
że literatura dla dzieci jest pełnoprawną literaturą, a ilustracja dla dzieci
pełnoprawną sztuką. O ile oczywiście są jeszcze tacy, którzy nie zdają sobie z
tego sprawy.
/BW/
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Chcesz coś dodać? Śmiało!