W książce Michaliny Rolnik podróżujemy przez świat patrząc na ludowe stroje i tradycyjną architekturę. A przewodnikami w czasie tej peregrynacji są dzieci. Nowe wydawnictwo Dwóch Sióstr przeznaczone jest raczej dla młodszych oglądaczo-czytelników, co sugeruje wydanie „Zakątków” na grubym, twardym papierze w formie niewielkiej książeczki. Ale i trochę starsi (przykładowo mój 4-letni Kostek) też sporo mogą wynieść z jej oglądania i lektury. Nie zawsze grube strony muszą być przecież ostatecznym wyznacznikiem, że mamy do czynienia z wydawnictwem dla naj-naj-młodszych.
Tym razem nie jest to podróż palcem po mapie. Chociaż i mapa
pojawia się na tylnej okładce. Żebyśmy mogli po lekturze (lub w jej trakcie) pokazać
dzieciom skąd pochodzą bohaterowie. Więc trochę palcem jednak jest.
Tymczasem wewnątrz, na kolejnych stronach oglądamy dzieci o
charakterystycznych imionach, ubrane w stroje ludowe, których postaci od pasa w
górę umieszczone są zawsze w środku prawej strony (po środku lewej widzimy
natomiast tradycyjne domostwa). Autorka podmienia kolory skóry, ozdoby,
ubrania, ale kosmopolityczne przesłanie jest bardzo czytelne. Zmienia się kraj,
temperatura i ciuchy, ale dzieci są do siebie podobne. Podobnie przeżywają
podobne emocje i podobnie używają zmysłów. A ich domy zawsze mają dach, drzwi i okna. Uważam, że to jest ważne przesłanie
z tej książki, szczególnie w dzisiejszym czasie, w dzisiejszym świecie, w
dzisiejszym zagubieniu i chaosie.
Oczywiście można się z „Zakątków” dowiedzieć jak wyglądają
stroje i czym się charakteryzuje architektura. Można porównywać kolory,
zastanowić się nad różnorodnością form, kształtów i rozwiązań. Zapewne taki był
główny cel Michaliny Rolnik. I z bez wątpienia przysłuży się ta książeczka
wielu nauczycielom, dydaktykom i animatorom kultury. Cóż kiedy dla mnie
sprowadza się to do tego, że każdy musi gdzieś schronić się przed atmosferą i
jakoś się, w zależności od klimatu, ubrać. Nie jest to być może podejście zbyt
edukacyjne i oczywiście swoim dzieciom tłumaczę, wyjaśniam i wątpliwości
rozwiewam. A jednak dzisiaj, w lutym 2016 roku, wolę myśleć bardziej o tym jak
dzieci całego świata są do siebie podobne, niż o tym jak malowniczo się różnią.
By the way…
Grecki chłopiec nazywa się Kostas – mój Kostek zaśmiewa się
na tej stronie do rozpuku. Jest przekonany, że to o nim. Od małego tak na niego mówimy.
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Chcesz coś dodać? Śmiało!