środa, 2 listopada 2016

Stand-up dla najmłodszych („Złamałem trąbę”, „Mieszkamy w książce” tekst i ilustracje: Mo Willems)


Zwykle zaczyna się od tego, że gasną światła na sali a ludzie siedzący przy stolikach kierują wzrok na scenę oświetlaną przez mocny reflektor. Wtedy zza kulis wychodzi niepozorny człowieczek w marynarce. Taki, którego na ulicy nawet byście nie zauważyli. Powoli podchodzi do mikrofonu – w międzyczasie jeszcze jakiś chłopak z dredami podbiega i mikrofon obniża. Niski ten człowieczek. Wszyscy patrzą, niektórzy z ciekawością, ale większość niechętnie. Przed chwilą pili wino, słuchali muzyki, adorowali swoje towarzyszki. I co mają w zamian? Aż tu nagle człowieczek zaczyna mówić. Następuje trwająca wieczność chwila ciszy na sali. Słuchać tylko ten głos. I nagle coś gdzieś tam pęka. Ktoś wbija pierwszą igłę w balonik. A za moment cała sala pokłada się ze śmiechu.
Nazywa się to stand-up – monolog komediowy na żywo. Robił to Woody Allen na przykład. U nas nigdy nie był popularny taki sposób rozbawiania. W stand-upie liczy się charyzma wykonawcy i jego kontakt z publicznością. Często są to też monologi nie do końca poprawne politycznie, chętnie wykorzystujące wulgaryzmy i generalnie: odważne. I umówmy się – Marcin Daniec to nie stand-up. 



Jednak w rozważania o kabaretach, ich poziomie i co nas bawi i kto nie chciałbym głębiej wchodzić. Ani ze mnie specjalista, ani to miejsce do tego. Napisałem o występie stand-upowym, bo czytałem ostatnio z moimi dziećmi dwie książki, które określiłbym mianem stand-upowych. Mowa o przygodach świnki Malinki i słonia Leona w „Złamałem trąbę” i „Mieszkamy w książce” Mo Willemsa (Wydawnictwo Babaryba). Charakterystyczni bohaterowie wychodzą tam przed czytelniczą publikę, stają na białym tle i po prostu gadają. Albo milczą. Albo prychają, tudzież wydają inne nieartykułowane dźwięki. I to działa.



Słoń opowiada śwince jak złamał trąbę. Tak się składa, że podnosił na niej między innymi hipopotama razem z fortepianem, ale oczywiście przyczyna złamania była inna. Jak w dowcipie. To znowu nasi bohaterowie zorientowali się, że są czytani przez czytelników. Prowokuje ich to do eksperymentów, ale też wniosków natury ogólnej, żeby nie rzec egzystencjalnej. Autorem tekstów i rysunków jest Mo Willems. Ma na koncie wiele bestsellerów, w przeszłości był w ekipie robiącej „Ulicę Sezamkową”. 




Do kogo skierowane są te książki? Na pewno nadają się dla dzieci, które rozpoczynają przygodę z czytaniem (krótkie słowa, duże litery). Ale warto też podsunąć je dzieciom, kiedy chcemy im wytłumaczyć co to takiego komiksy i dlaczego warto je czytać. By the way, pamiętam ze szkoły podstawowej jak panie z biblioteki ostrzegały nas przed komiksami, że nie dają pola dla wyobraźni. Dzisiaj taki pogląd jest, łagodnie mówiąc, przestarzały. Powinniśmy podsuwać dzieciom komiksy od początku (oczywiście nie zapominając o „klasycznym” czytaniu) i przygody Malinki i Leona doskonale się na początek komiksowej edukacji nadają. Jeżeli zaś chodzi o dzieci młodsze to również nie trzeba ich w czasie lektury wypraszać z pokoju;) – znajdą tutaj proste, kolorowe rysunki, bez odwracającego uwagę tła i dużo wyrazów dźwiękonaśladowczych. Dziecięca grupa docelowa, do której historyjki Willemsa mogą być skierowane jest naprawdę szeroka. A przecież na podstawie takiego „Mieszkamy w książce” dałoby się też wytłumaczyć zaawansowanemu uczniowi podstawówki jak działa literatura, kto to jest narrator, autor i odbiorca dzieła literackiego. Przyznajcie, że to całkiem sporo jak na niepozorne historyjki o śwince i słoniu? 

/BW/

Share:

2 komentarze:

  1. "I umówmy się – Marcin Daniec to nie stand-up. " Daniec to stand-up, kiepski bo kiepski ale nadal stand-up ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba za bardzo chciałem, żeby to nie była prawda;)

      Usuń

Chcesz coś dodać? Śmiało!