czwartek, 13 lutego 2020

, , ,

"Zabić drozda" (scenariusz i rysunki: Fred Fordham, na podstawie powieści Harper Lee, Jaguar 2020)


"Zabić drozda" Harper Lee to powieść, która na trwale wpisała się do historii kultury. Drętwe, podręcznikowe zdanie, wiem. A jednak trudno inaczej opisać status tej opowieści - Nagroda Pulitzera, oscarowy film z Gregorym Peckiem, niebywały sukces czytelniczy i wreszcie nimb jedynej powieści napisanej przez Lee (rozwiany wprawdzie pod koniec życia przez dyskusyjne "Idź, postaw wartownika"). W każdym razie, biorąc pod uwagę kultowy status  tej powieści, to zadziwiające, że jej komiksowa adaptacja ukazuje się tak późno. Jak czytamy na okładce "była inspirowana i akceptowana przez spadkobierców dorobku Harper Lee". Być może pisarka (zmarła w 2016 roku, a komiks ukazał się w 2018) nie wyrażała po prostu na taką adaptację zgody... Jakkolwiek by nie było, dzięki wydawnictwu Jaguar, dostajemy powieść graficzną autorstwa Freda Fordhama po polsku i możemy w nowej formie przeżyć wydarzenia rozgrywające się w Maycomb a związane z rodziną adwokata Atticusa Fincha.



Jak pamiętamy "Zabić drozda" to opowieść, którą poznajemy z punktu widzenia córki adwokata Jean Louise zwanej Smykiem. Dzięki takiej perspektywie o wszystkim dowiadujemy się stopniowo, w miarę jak rośnie wiedza dziewczynki o wydarzeniach mających miejsce w Maycomb. Ta perspektywa została utrzymana przez Fordhama, a przekonać się można o tym patrząc już na okładkę komiksu. Widzimy na niej, stojących w różnym oddaleniu od siebie, najważniejszych bohaterów tej opowieści. Na pierwszym planie znajduje się Smyk, która patrzy na stojącego przed nią Atticusa Fincha, który z kolei spogląda na znajdującego się najdalej Toma Robinsona, Afroamerykanina skazanego za gwałt.


Powieść Harper Lee to utwór wielowymiarowy. Traktuje o problemach toczących społeczeństwo amerykańskiego Południa w latach 30., na czele oczywiście z rasizmem. Pisarka miesza w swojej opowieści różne konwencje gatunkowe - znajdziemy w niej elementy powieści inicjacyjnej, społecznej, kryminalnej i thrillera. Znajdziemy tutaj kompozycyjną klamrę związaną z Dzikim Radley'em, ale też sporo humoru. Wreszcie fabuła przynosi postać Atticusa Fincha, który stanowi idealną emanację człowieka prawego, a jednocześnie mądrego ojca, trochę jakby wyjętego z innej rzeczywistości, odmiennej od tej na amerykańskim Południu w latach 30. XX wieku (pisałem o tym kiedyś tutaj).


No dobrze, przejdźmy do rzeczy czyli komiksu. Uważam, że Fred Fordham znalazł sposób, aby przełożyć powieść Lee na komiksowe kadry. Jego adaptację przeczytałem z satysfakcją i przyjemnością, po raz kolejny zaangażowałem się w tę historię. Mam wrażenie, że twórca rysując swoje postacie inspirował się trochę wyglądem aktorów grających w filmie Mulligana z 1962 roku. Nie przerysował ich jeden do jednego (jak to miało miejsce np. w polskim Klossie), ale widać, że się inspirował. Fordham rysuje realistycznie i chyba trudno oczekiwać w tym przypadku czegoś innego. Wszak powieść Lee jest realistyczna, a jedyna jej cecha charakterystyczna to narracyjna perspektywa dziecka, co w roku 1960 nie było przecież żadną rewolucją. Wystarczy porównać "Zabić drozda" z powieściami także piszącego o Południu Williama Faulknera, żeby przekonać się jak klasyczną formą posłużyła się amerykańska pisarka. Kresce Freda Fordhama nie sposób nic zarzucić - dobrze pasuje do tej historii, nie odwraca uwagi od tego, co najważniejsze czyli fabuły, wiernie przeniesionej do dymków i kadrów. Od śledzenia przedstawionej historii nie odciągają też kolory, które chociaż występują tutaj w dużym bogactwie, są lekko przygaszone. Osobiście nie za bardzo podobał mi się sposób przedstawiania emocji bohaterów, tego w jaki sposób rysują się one na ich twarzach. Generalnie żadna postać nie wygląda w tym komiksie przyjemnie (bo ładnie to w tym przypadku złe słowo), a te negatywne są wręcz celowo brzydkie (np. pani Dubose czy Ewell). Zawiodłem się też na komiksowym przedstawieniu Arthura "Dzikiego" Radley'a (być może dlatego, że w filmie grał go młody Robert Duvall). Reasumując jednak - adaptacja Fordhama to kawał dobrej roboty i kolejny powód, żeby sięgnąć po powieść Harper Lee.

/BW/


Share:

5 komentarzy:

  1. Zatem coś więcej niż zastępnik opasłej lektury amerykańskich dzieciaków czy raczej "to już było"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę nie wiem co odpisać;) Zastępnik pewnie tak, ale komiks (jak na komiks) też opasły. W kwestii "to już było" - rewolucyjnych pomysłów na zaprezentowanie fabuły Harper Lee tutaj brak... Z drugiej strony: jakoś nie widzę tego w innej stylistyce...

      Usuń
    2. Skoro obraz słabo oddaje emocje bohaterów, to co zyskujemy oprócz opowiedzenia tej samej historii za pomocą innego medium? Jaka głębia kryje się za obrazem? Czy w ogóle jakaś? Odczytywanie na nowo świetnej powieści to nie lada ryzyko. A może to jednak tylko kalka?
      Przepraszam, że zasypuję Cię pytaniami. Komiksu nie widziałam i szczerze mówiąc trochę się go boję. ;)

      Usuń
    3. Tak rzadko zaglądam na bloga, że się odzwyczaiłem od dyskusji komentarzowych.

      Nie wiem czy to dobrze w tej mojej recenzji wybrzmiało - nie jest tak, że te rysunki słabo oddają emocje bohaterów. Oddają. Tylko mi się za bardzo taki styl oddawania emocji niezbyt podoba. Zatem chyba będziesz musiała się sama przekonać;)

      Usuń
    4. Jak widać ja też odwykłam.

      Dzięki. Zajrzę jak tylko nadarzy się okazja wznowienia bliskiego kontaktu z literaturą. :)

      Usuń

Chcesz coś dodać? Śmiało!