O pani matce to będzie, o żałosnym narzekaniu dzikich gąsek,
pajęczynowych nitkach cieniuchnych, dzionkach krótkich i wieczorach szybko
zapadających, opisanych wierszem trochę staroświeckim, tęsknym, wiszącym jak
mgła pod wierzbami, wiejskim, przesiąkniętym dymem z pastuszych ognisk,
wierszem błotnym, słotnym i trochę sztywnym, koturnowym a jednak znanym, jakoś
swojskim, z Konopnicką się kojarzącym, z Porazińską.
![]() |
Dziadzio Mrok - okładka |
Pamiętam, że rodzice posiadali wybór dzieł, chyba 13-tomowy,
Ewy Szelburg-Zarembiny. Były to tomy dostojne, oprawne w szare płótno, ale też
wydawane w czasach materiałowych braków i na potęgę się rozklejające. Długi
czas myślałem, że każdy z tych tomów zawiera bajki, baśnie lub dla dzieci
wierszyki. Nie muszę chyba wam mówić, że myliłem się znacząco i Ewa Szelburg-Zarembina
pisała też dla dorosłych, nie tylko „Idzie niebo ciemną nocą” spod jej pióra
wyszło, nie tylko zaczytywany w dzieciństwie zbiór „Przez różową szybkę”. Nota
bene: wkrótce ma się ukazać książka Anny Marchewki „Ślady nieobecności.
Poszukiwanie Ireny Szelburg”, która z pewnością więcej światła na tę zapomnianą
dziś postać polskiej literatury rzuci. Na pewno warto będzie po tę pozycję
sięgnąć.
Cóż jednak mam poradzić na to, że blog ten o książeczkach
dla dzieci traktuje? Do „Dziadzia” zatem wracam i zapytać chciałbym siebie
samego (a poniekąd także was moim czytelnicy) czy wiersze takie do dzisiejszych
dzieci w ogóle trafić są w stanie? To w końcu nie rymowane banały, uproszczone
rymowanki, ale wiersze z krwi i kości, klasyczne, myszką trącące, ale także
piękne, nieprzegadane i tak bardzo jesienne, że już chyba więcej się do nich
jesienności nawciskać nie da. Pamiętam podobne kawałki, kiedyś publikowane w „Misiu”,
„Płomyczku” i „Świerszczyku”, wtedy miałem do nich stosunek niezbyt przyjazny,
bo wydawało mi się, że to są dosadnie mówiąc „smuty” i łaknąłem czegoś
weselszego, Disneya mi się chciało. Ale dzisiaj już mam od disneyowskiego podejścia
niestrawność, lżejsze, mniej tłuste, bez sterydów i genetyki wiersze wolę
czytać. A takie właśnie, dietetyczne i zdrowe, eko byśmy powiedzieli, są
wiersze pani Ewy.
I dlatego dzisiaj przeczytałem Kostkowi te wierszyki z
przyjemnością , chociaż nie powiem zbyt wesołe wciąż nie są, czas ich nie
rozweselił, co najwyżej roz-nostalgicznił. Zawierają w sobie utwory Zarembiny dużo
obrazów wręcz ikonicznych dla odbioru jesieni w kraju Europy
Środkowo-Wschodniej: kasztany, Dziadzio-Mrok, babie lato, odlatujące ptaki,
pies palący fajkę przy kominku. Powiedzmy sobie także wprost, że nikt tutaj
nikogo złudną nadzieją nie pasie, że jednak będzie jeszcze ładna pogoda, żadne
pogodynki w krótkich spódniczkach i szpilkach zwieść tutaj czytelnika nie
zdołają, kolorowe pisma nie pocieszą, że aura będzie wprawdzie okropna, ale za
to można się ładnie i modnie ubrać, użyć drogich perfum i kupić sobie książkę o
okładce w kolorze lawendy. Po staropolsku trzeba się przygotować na czas
chłodu, mrozu, śniegu i potem powolnego wychodzenia z tego letargu. Po bożemu
długą zimę się tu zapowiada i żadnych zmiękczaczy stosować autorka nie ma
zamiaru. Zatem jeśli chcecie dzieci swoje rozjesiennić to sięgnąć powinniście
po wierszy tych zestaw a przekonacie się dobitnie, że Ewa nie tylko 07 wzywać
może i z jesienią także całkiem dobrze jej wychodzi.
Dziadzio Mrok, Ewa Szelburg-Zarembina, il. Zbigniew Rychlicki, Wydawnictwo Lubelskie 1984
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Chcesz coś dodać? Śmiało!