wtorek, 21 października 2014

Ewa wzywa jesień („Dziadzio Mrok” Ewa Szelburg-Zarembina)

O pani matce to będzie, o żałosnym narzekaniu dzikich gąsek, pajęczynowych nitkach cieniuchnych, dzionkach krótkich i wieczorach szybko zapadających, opisanych wierszem trochę staroświeckim, tęsknym, wiszącym jak mgła pod wierzbami, wiejskim, przesiąkniętym dymem z pastuszych ognisk, wierszem błotnym, słotnym i trochę sztywnym, koturnowym a jednak znanym, jakoś swojskim, z Konopnicką się kojarzącym, z Porazińską.

Dziadzio Mrok - okładka
„Dziadzio Mrok” Zarembiny to jesień w pigułce, jesieni kwintesencja w dziesięciu wierszach, wierszykach przeważnie, bo krótkich, ale trafiających w sedno. Jakby autorka kierowała się (nie oklepaną jeszcze w momencie powstawania tych utworów) regułą Miesa van der Rohe: „Less is more”. A zatem ta niedługa, wydana w roku 1984, książeczka to właściwie tematyczny zbiorek tekstów już wcześniej znanych i publikowanych, np. „Na kasztany” ukazały się osobno w serii „Poczytaj mi mamo” z rysunkami (podobnie jak w opisywanym ostatnio „Kolczatku”) Danuty Przymanowskiej-Rudzińskiej. Tutaj rysunki, a raczej akwarelki, są autorstwa Zbigniewa Rychlickiego i wszechobecną jesienność idealnie wzmacniają.



Pamiętam, że rodzice posiadali wybór dzieł, chyba 13-tomowy, Ewy Szelburg-Zarembiny. Były to tomy dostojne, oprawne w szare płótno, ale też wydawane w czasach materiałowych braków i na potęgę się rozklejające. Długi czas myślałem, że każdy z tych tomów zawiera bajki, baśnie lub dla dzieci wierszyki. Nie muszę chyba wam mówić, że myliłem się znacząco i Ewa Szelburg-Zarembina pisała też dla dorosłych, nie tylko „Idzie niebo ciemną nocą” spod jej pióra wyszło, nie tylko zaczytywany w dzieciństwie zbiór „Przez różową szybkę”. Nota bene: wkrótce ma się ukazać książka Anny Marchewki „Ślady nieobecności. Poszukiwanie Ireny Szelburg”, która z pewnością więcej światła na tę zapomnianą dziś postać polskiej literatury rzuci. Na pewno warto będzie po tę pozycję sięgnąć.




Cóż jednak mam poradzić na to, że blog ten o książeczkach dla dzieci traktuje? Do „Dziadzia” zatem wracam i zapytać chciałbym siebie samego (a poniekąd także was moim czytelnicy) czy wiersze takie do dzisiejszych dzieci w ogóle trafić są w stanie? To w końcu nie rymowane banały, uproszczone rymowanki, ale wiersze z krwi i kości, klasyczne, myszką trącące, ale także piękne, nieprzegadane i tak bardzo jesienne, że już chyba więcej się do nich jesienności nawciskać nie da. Pamiętam podobne kawałki, kiedyś publikowane w „Misiu”, „Płomyczku” i „Świerszczyku”, wtedy miałem do nich stosunek niezbyt przyjazny, bo wydawało mi się, że to są dosadnie mówiąc „smuty” i łaknąłem czegoś weselszego, Disneya mi się chciało. Ale dzisiaj już mam od disneyowskiego podejścia niestrawność, lżejsze, mniej tłuste, bez sterydów i genetyki wiersze wolę czytać. A takie właśnie, dietetyczne i zdrowe, eko byśmy powiedzieli, są wiersze pani Ewy. 

I dlatego dzisiaj przeczytałem Kostkowi te wierszyki z przyjemnością , chociaż nie powiem zbyt wesołe wciąż nie są, czas ich nie rozweselił, co najwyżej roz-nostalgicznił. Zawierają w sobie utwory Zarembiny dużo obrazów wręcz ikonicznych dla odbioru jesieni w kraju Europy Środkowo-Wschodniej: kasztany, Dziadzio-Mrok, babie lato, odlatujące ptaki, pies palący fajkę przy kominku. Powiedzmy sobie także wprost, że nikt tutaj nikogo złudną nadzieją nie pasie, że jednak będzie jeszcze ładna pogoda, żadne pogodynki w krótkich spódniczkach i szpilkach zwieść tutaj czytelnika nie zdołają, kolorowe pisma nie pocieszą, że aura będzie wprawdzie okropna, ale za to można się ładnie i modnie ubrać, użyć drogich perfum i kupić sobie książkę o okładce w kolorze lawendy. Po staropolsku trzeba się przygotować na czas chłodu, mrozu, śniegu i potem powolnego wychodzenia z tego letargu. Po bożemu długą zimę się tu zapowiada i żadnych zmiękczaczy stosować autorka nie ma zamiaru. Zatem jeśli chcecie dzieci swoje rozjesiennić to sięgnąć powinniście po wierszy tych zestaw a przekonacie się dobitnie, że Ewa nie tylko 07 wzywać może i z jesienią także całkiem dobrze jej wychodzi.

Dziadzio Mrok, Ewa Szelburg-Zarembina, il. Zbigniew Rychlicki, Wydawnictwo Lubelskie 1984
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało!