Dla fanów Ariola, ale też czytelników nie znających jeszcze
przypadków sympatycznego osiołka mam w związku z tomem czwartym wydanym przez
wydawnictwo Adamada i zatytułowanym „P jak Petula” dwie wiadomości: dobrą i
złą.
Zacznę może od tej złej, chociaż taka zła to ona wcale do
końca nie jest. A zatem jeżeli spodziewacie się (patrząc na tytuł i kolor
okładki), że znajdziecie w komiksie przede wszystkim historie dotyczące
nieszczęśliwej miłości Ariola do krówki Petuli to donoszę, że temat ten nie
zdominował tomu. Petula w roli epizodycznej pojawia się dopiero w historyjce
siódmej pt. „Graffiti”, gdzie Ariol próbuje zaimponować swojej miłości malując
napis na murze. A do końca pojawia się (także na drugim planie) jeszcze tylko w
„Uśmiech, proszę!” i „Ariol, ale pech!”. W sumie czy eksploatowanie wątku
szkolnej miłości we wszystkich historyjkach to byłby dobry pomysł? Napiszę
lekko asekuracyjnie: chyba nie.
Skoro zła wiadomość okazała się tak naprawdę dobrą to pora
na tę dobrą od samego początku (w której być może wyczujemy łyżkę dziegciu). W komisie Emmanuela Guiberta (tekst) i Marca
Boutavanta (ilustracje) tradycyjnie znajdziemy dużą różnorodność znanych z
życia postaci i sytuacji. Ja oczywiście marzę o albumie z jedną arielową
historią, ale chyba siła tego komiksu tkwi właśnie w odcinkowości.
Nie podobały mi się w części numer 4 tytuły – są w tym tomie
jakieś takie mało kreatywne i niezbyt zaciekawiające, że tak powiem. Choćby
tytuł całego tomu czyli „P jak Petula” – o wiele lepiej ten tytuł pasuje do
historyjki zatytułowanej „Graffiti”... Nie wiem czy lektura spisu treści
zachęciłaby mnie, aby przeczytać całość? A szczególnie do dygotania rąk
doprowadziły mnie te wersale, które wydają się być wstawione zupełnie przypadkowo...
Dotychczas chwaliłem przekłady Tomasza Swobody, ale tutaj chwilami coś zgrzyta.
Za przykład niech posłuży dwukrotne użycie w komiksie słowa „kurna”(zauważyła
to Mała Czcionka) – nie jest to dla mnie mocne przekleństwo, ale jednak
przekleństwem pozostaje i to bliskim takiego już bardzo mocnego. Może warto
byłoby na przyszłość oddać je w bardziej wysublimowany sposób? Skoro o tym
wspomniałem to szybko wrócę jeszcze do jednego z poprzednich tomów, w których
Ariol opowiada jak przygniotły go cycki siostry Ramona, Prośki. Wiem, że takie
słowa i tematy pojawiają się w rozmowach dzieci, nie zabraniam Kostkowi czytać
tego komiksu (sam „Ariola” uwielbiam), a jednak musieliśmy odbyć na ten temat
długą rozmowę... Piszę o tym, bo nie chciałbym, aby ktoś się zraził do tych
świetnych historii otwierając na przypadkowej stronie. Zawsze lepiej wiedzieć.
Przechodząc jednak do przeglądu treści. Są dwie historyjki z
wakacji Ariola i Ramona u dziadków tego pierwszego („Noc u dziadka Anatola i
babci Antosi” i „Dzyń!”). „Ciężka grypa” (znowu
słaby tytuł) to historia o wyimaginowanej panice związanej z wyimaginowaną
epidemią „ptasiej grypy” (sceny na wuefie z nauczycielem-kogutem panem Riberą
są przednie). „Na stacji Toto” traktuje o postoju na stacji benzynowej w celu
zatankowania – oj jak dobrze znam ten scenariusz z własnego doświadczenia, a przy
dyskusji o koniowatych i psowatych setnie się bawiłem. „Wizyta wujka Pietro”
jest o odwiedzinach uwielbianego wujka przez Ariola, brata mamy, niebieskiego
ptaka i lekkoducha, za którym nie przepada tato tytułowego osiołka. Jest rzecz
jasna kilka historyjek z życia szkoły – „Maszyna do bycia najlepszym w klasie”
(o problematycznym sposobie ściągania), „Pchły” (o wstydliwych tajemnicach),
„Uśmiech, proszę!” (o wizycie w szkole fotografa), „Ariol, ale pech!” (o
wypadku w czasie gry w piłkę) i „Gdzie są klucze?” (o gubieniu, zostawianiu i
znajdowaniu). Jest jeszcze „Diskokuin” o muzycznym powrocie rodziców do lat
młodości i spontanicznej domowej imprezce.
/BW/
P jak Petula
Ariol tom 4
tekst: Emmanuel Guibert
ilustracje: Marc Boutavant
przekład: Tomasz Swoboda
Adamada 2018
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Chcesz coś dodać? Śmiało!