poniedziałek, 24 września 2018

,

To wspaniałe bajdurzenie ("Przygody rycerza Szaławiły", "Wyprawa na Ariadnie" Jan Brzechwa)


Kupiłem ostatnio dwa stare wydania utworów Brzechwy - "Przygody rycerza Szaławiły" (drugie wydanie z Czytelnika z 1957 roku, pierwsze ukazało się w 1948, ilustracje: Jerzy Srokowski) i "Wyprawa na Ariadnie" (pierwsze wydanie z Wydawnictwa Morskiego z 1960 roku, ilustracje: Walter Napieralski). Jeśli Brzechwę kojarzy się głównie z dziecięcych evergreenów, które dopadają nas niemal w każdym wydaniu i sklepie z książkami to łatwo zapomnieć jaki był z niego mistrz rymu, ale też rymowanej, barwnej opowieści, bliskiej poematowi.  I tak - wiem - w evergreenach też był mistrzem, ale hity to się zwykle podśpiewuje pod nosem trochę z przyzwyczajenia...


A tu wziąłem do ręki dwa stare, osobne wydania (każda z tych książek ma 60 lat!) i poczułem się trochę jak czytelnik z tamtych lat, który zaraz przeczyta "nowego Brzechwę"... Dzisiaj wydawanie takich utworów osobno, nikomu by się rynkowo nie kalkulowało. Może z jakąś dotacją, albo w serii robionej dla sztuki, na poboczu, w jakimś wielkim wydawnictwie? Bo czy to się w ogóle nadaje dla dzieci? O wojnach to jest, bijatykach. Co z tego, że urojonych lub przerysowanych? Promocja przemocy. Do tego jakie te wiersze są długie i dużo w nich trudnych słów... Oczywiście zarówno Szaławiłę jak i Ariadnę można znaleźć w wydaniach zbiorowych Brzechwy, ale osobno, w oddzielnej książce, z "dedykowanymi" ilustracjami, utwory te wybrzmiewają pełniej, a czytanie ich okazuje się dużą przyjemnością.

"Przygody rycerza Szaławiły" napisał Brzechwa w 1948 roku. W Polsce niedawno skończyła się wojna (pierwsze zdanie brzmi zresztą "Kiedy wojna się skończyła") i nie było jeszcze wiadomo jak się wszystko potoczy. Oczywiście niektórzy już wiedzieli i planowali, ale Brzechwa nie był jeszcze wtedy apologetą Stalina. Napisał więc na poły fantastyczną historię o rycerzu, blagierze i chwalipięcie, klepiącym biedę i podróżującym z giermkiem Rochem. Szaławiła wykorzystuje każdą okazję, aby dosiąść się do czyjegoś stołu, a w zamian opowiada niestworzone historie. Każdy chyba zna lub poznał w życiu kilku takich ludzi? Brzechwa nie musiał jeszcze stosować zasad realizmu socjalistycznego. Stworzył historię polskiego Don Kichota albo barona Münchhausena, w której nawiązał do bogatej w polskiej literaturze od renesansu tradycji polskich poematów o wojnie. Pełno w jego wierszu archaicznego militarnego słownictwa i różnorakich historycznych nawiązań. Można traktować tę lekturę wręcz jako powtórkę z historii. Do tego dużo humoru, a pojawiają się też inne tony... Poeta kiedy chce potrafi nawet zaserwować czytelnikowi opowieść z dreszczykiem (ratowanie Joanny z wieży).

"Wyprawa na Ariadnie" to z kolei napisana w 1960 roku opowieść w duchu marynistyczno-piracka. Mnóstwo w niej morskiej  i żeglarskiej nomenklatury. Opowiada o Brandonie, dziś mnichu, a kiedyś awanturniku, który przejął (przemocą) okręt o nazwie "Ariadna" i wyruszył na poszukiwanie ukrytego skarbu. Fabuła tego wiersza czy raczej poematu przypomniała mi trochę tę z znaną "Rękopisu znalezionego w Saragossie". Ci, którzy czytali książkę Jana Potockiego lub nawet oglądali film Wojciecha Jerzego Hasa zapewne kojarzą o co mi chodzi. Nie spojlerując - na końcu wszystko okazuje się inne niż się pierwotnie wydawało. Jest to tak zaskakujące, że Brandon postanawia zostać zakonnikiem - obserwując jego początkowe poczynania i usposobienie doprawdy trudno w to uwierzyć...

W ogóle w obu tych utworach Brzechwy granica między realizmem a fantastyką jest bardzo cienka, to jest takie czystej wody bajdurzenie, gadanie i zmyślanie z awanturnikami w roli głównej. Takie puszczanie oka do czytelnika - zabawię was wspaniałym wierszem, obrazem, sytuacją, ale nie przywiązujcie się tak bardzo, bo wszystko może okazać się ułudą, cieniem na ścianie oberży, który zniknie po zdmuchnięciu świec.

Przeczytałem oba teksty Kostkowi i słuchał z zainteresowaniem - inna sprawa ile zrozumiał. Oczywiście starałem mu się tłumaczyć trudniejsze bądź ciekawsze słowa. Nieprzerwanie uważam, że czytanie dzieciom dobrych rymów jest na wagę złota. Mam jednocześnie wrażenie, że zadowolenie w lekturze tych utworów znajdzie przede wszystkim ktoś bardziej doświadczony na czytelniczo-literackim polu.

/BW/













Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało!