wtorek, 2 lutego 2016

Stare z nowym („Zaczarowana zagroda” Centkiewiczowie, „Czarna owieczka” Jan Grabowski)



W pierwszym miesiącu roku 2016 Nasza Księgarnia postanowiła przypomnieć kilka sztandarowych tytułów ze swoich archiwów. Cieszymy się, bo archiwa wydawnictwa przebogate! Można z nich czerpać do woli grając na sentymentach „starszych dzieci” (czyli 30-40+) czy też zapoznając z klasyką te młodsze. Gra na sentymentach to przypadek Hałabały, o którym już na blogu napisaliśmy.

Ten wpis traktował będzie o klasyce w nowej wersji, przeznaczonej dla dzisiejszych szkrabów. Takich, co nie mają pojęcia kim był „radziecki łowca wielorybów” – a taki zawód się w pojawia w „Zaczarowanej zagrodzie”. No i jeden tytuł się wymsknął. A zatem w styczniu pojawiły się trzy zrewitalizowane, dobrze znane pozycje: „Jak Wojtek został strażakiem” (1950) Czesława Janczarskiego (na nowo zilustrowane przez Mariannę Sztymę), „Czarna owieczka” (1966) Jana Grabowskiego (z ilustracjami Anny Wielbut) i wspomniana już „Zaczarowana zagroda” (1963) Centkiewiczów (z ilustracjami Agnieszki Żelewskiej). Po co ten rebranding? Wydaje mi się, że jego celem było zachęcenie młodych czytelników do sięgnięcia po te tytuły (które są jeszcze dodatkowo szkolnymi lekturami). Trzeba sobie powiedzieć wprost – to nie są wcale proste teksty pisane przezroczystą narracją. 


O Wojtku już kiedyś pisałem, w samych początkach istnienia tego bloga. Pisałem o wydaniu z ilustracjami Bocianowskiego, więc jeżeli ktoś ma ochotę sobie przypomnieć to zapraszam tutaj.

No dobra, a pamiętacie jak wyglądały ilustracje Rozwadowskiego do „Zaczarowanej zagrody”? Jak nie to spójrzcie tutaj: Minimalistyczne, monochromatyczne, ale zarazem bardzo dorosłe i trochę mało przyjazne. Jakże inaczej nastawiamy się do tego tekstu patrząc na ilustracje Żelewskiej, która pokazała bohaterów jako dobrodusznych, wesołych naukowców, których świat wcale nie jest antarktycznie biały... Tak, w międzyczasie był „Madagaskar”, który z pingwinów uczynił prawdziwe gwiazdy kina i telewizji. Tymczasem u Centkiewiczów są to ptaki, o których naukowcy wiedzą jeszcze niewiele i które eksperymentalnie się obrączkuje. To leciwy tekst. Przyznam, że nigdy nie lubiłem pisarstwa Centkiewiczów. Jakoś mnie nie fascynowały ludy eskimoskie, czytanie o przygodach Anaruka czy Odarpiego, a nawet naukowców badających biały ląd, traktowałem w szkole jako przykry obowiązek. I wydaje mi się, że nowe ilustracje mają szansę trochę ocieplić ten tekst. Oczywiście bez wywoływania od razu efektu cieplarnianego.



Podobna sytuacja jest z „Czarną owieczką” Grabowskiego. Ilustrowały ją już Irena Kuczborska i Maria Orłowska Gabryś. W obu przypadkach są to piękne ilustracje (jak dla mnie wygrywa Kuczborska). Fakt, że trochę niedzisiejsze, trochę jak z czytanki Falskiego, ale czy to jest taki wielki minus? Wystarczy spojrzeć na reprinty i wznowienia, których z miesiąca na miesiąc przybywa, aby stwierdzić, że nie. Anna Wielbut zaproponowała ilustracje w stylu, który na własne potrzeby nazywam „tintinowskim”, trochę kojarzącym się popularną serią „Obrazki dla maluchów”.



Jan Grabowski o zwierzętach (ze szczególnym uwzględnieniem psów) pisał dużo, większość zna bestseller „Puc, Bursztyn i goście”. To pisarz, który większość swoich tekstów stworzył przed wojną. „Czarna owieczka” opowiada o owcy, która wychowana i wzrastająca z psami przejmuje wiele zachowań „najlepszego przyjaciela człowieka”. Opowiadaczem jest tutaj właściciel psa, który mieszka obok sióstr Popiołek, właścicielek małej owieczki. Uważam, że Grabowski to autor dobrze czujący materię języka i potrafiący za jego pomocą doskonale opisać świat zwierząt i ludzi. Dał tego dowód w „Pucu” – jest klimat przedwojennej Polski, są stylizacje, no i historia chociaż o psach to uniwersalna. „Czarna owieczka” także dobrze prezentuje styl tego pisarza.

A zatem teksty odświeżyć sobie warto, tym bardziej że funkcjonują w czytelniczej świadomości już bardzo długo. Czy znajdą uznanie u dzisiejszych dzieci? Miejmy nadzieję, że nowe ilustracje sprostają tej misji. Trzymam kciuki!



Share:

2 komentarze:

  1. Świetna inicjatywa, zwłaszcza mając na względzie fatalne wydania lektur straszące po szkolnych bibliotekach. W zapowiedziach widziałam jeszcze "Szewczyka Dratewkę" z ilustracjami Poklewskiej-Koziełło.
    http://www.empik.com/szewczyk-dratewka-porazinska-janina,p1118914476,ksiazka-p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Także uważam, że jest to dobry ruch. Brakowało takich w miarę tanich, broszurowych wydań.

      Usuń

Chcesz coś dodać? Śmiało!