piątek, 30 października 2015

Gdzie jesteście, bociany? („Kalif bocian” Wilhelm Hauff, „Kto prowadzi?” Leo Timmers )


Jak to śpiewała pewna wokalistka: „Kochany, kochany lecą do Afryki jak dawniej bociany...”. No dobra, może i wcale tak nie śpiewała, ale nie zmienia to faktu, że już poleciały i pewnie doleciały. Ptaki słowiańskie, a jednocześnie zagraniczne. Swojaki chodzące po polu za chałupą Bohatyrowiczów i Boryny, ale też światowcy przelatujący nad statkiem wiozącym Juliusza Słowackiego i nad piramidami faraonów. Nasze i obce – przybywają kiedy Polska rozkwita, odlatują kiedy flaczeje, nasiąka wodą i chłodem. Przed laty bociany z „Misia” odlatywały za morze samolotami LOT-u, a dzisiejsze (jak ten z książeczki „Kto prowadzi” z Wydawnictwa Babaryba) zgodnie z modą na retro rozbijają się oldskulowymi jednopłatowcami. Życie i zwyczaje bocianów są literaturze dziecięcej znane doskonale choćby dzięki „Kajtkowym przygodom” Marii Kownackiej. Dobrze, ale gdzie w takim razie te charakterystyczne ptaki spędzają zimę? Oczywiście w ogrodach kalifa Kasyda. Odpowiedź znaleźliśmy ostatnio w baśni Wilhelma Hauffa zilustrowanej przez Olgę Siemaszko.

Kalif bocian, Wilhelm Hauff, il.Olga Siemaszko, MAW 1983
 
Odlot bocianów, napisał Tadeusz Kubiak, rysowała Barbara Mudryk
Kto prowadzi, tekst i rysunki Leo Timmers, Babaryba
 


Hauff był niemieckim poetą i prozaikiem epoki romantyzmu. Nie wiem czy żył szybko, ale umarł młodo, bo w wieku 25 lat. W swoim krótkim życiu zdążył skończyć studia, pracować jako nauczyciel domowy, ożenić się a także całkiem sporo napisać. Urodził się cztery lata po Adamie Mickiewiczu, w roku 1802 i te cztery lata dzielą także ukazanie się ważnych dzieł obu poetów – w 1822 roku Mickiewicz wydał „Ballady i romanse”, a w 1826 roku Hauff pokazał światu swoje „Baśnie” (wśród nich także „Kalifa bociana” czy w innych tłumaczeniach „Opowieść o kalifie bocianie”). Romantyzm chętnie inspirował się Orientem, żeby wymienić znienawidzonego przez uczniów szkół średnich „Giaura” Byrona – mamy na to wiele przykładów także na naszym podwórku. Co ciekawe całkiem sporo współczesnej twórczości dla dzieci także po motywy orientalne sięgało. W PRL-u dużo się ukazywało takich historii, z pobrzękującą w oddali inspiracją „Baśniami z tysiąca i jednej nocy”. 

„Kalif bocian” to opowieść o intrydze czarnoksiężnika Kasznura, który w sprytny sposób próbuje pozbyć się kalifa Kasyda z Bagdadu (i jego wiernego wezyra Manzara). Ale od razu uspokajam: nie jest to bynajmniej opowieść polityczna, dotycząca walki o władzę, ale baśń wykorzystująca (znany co najmniej od czasów Apulejusza) motyw przemiany człowieka w zwierzę. Tutaj główni bohaterowie zamieniają się (z własnej woli) w bociany. Po przemianie nie można się śmiać – nie można, bo wtedy zapomina się zaklęcia odczarowującego. I oczywiście kalif z wezyrem się śmieją. Skazani na wieczne życie w bocianiej postaci trafiają do opuszczonego zamczyska, gdzie spotykają sowę (będącą przemienioną księżniczką rzecz jasna). Tak się również wspaniale składa, że akurat w tym zamczysku lubi ucztować z innymi czarnoksiężnikami sprawca ich nieszczęścia Kasznur. Niewykluczone, że w czasie uczty może wygadać się jak brzmi zapomniane zaklęcie...


Niesłychane jak wiele udało się Hauffowi pomieścić w tej opowieści. Mamy wątek władzy, przyjaźni, przemiany, podróży i miłości. I przy tym wszystkim dostajemy naprawdę mądrą historię o tym, że nic tak nie pomaga być w życiu mądrym jak krótkotrwała chociaż zmiana perspektywy. Niejeden już król przebierał się za żebraka. Szkoda, że dzisiejsi władcy robią to tak rzadko (tak to jest zawoalowana refleksja powyborcza). Czyta się to dobrze, bo tłumaczenie Adama Galisa (co ciekawe ten zaangażowany komunista tłumaczył głównie literaturę radziecką) jest współczesne i fraza orientalnej baśni nie przesłania tłumaczowi celu głównego, którym jest zrozumiałość tekstu.

Ilustratorka książeczki wydanej przez MAW w1983 roku – Olga Siemaszko – wykonała też ilustracje do wydania Naszej Księgarni z 1958 roku zawierającego cztery baśnie Hauffa (tutaj można zobaczyć). Zatem stworzyła dwa razy w różnym czasie różne ilustracje do tej samej opowieści. Muszę przyznać, że te stare bardziej mi się podobały, były bardziej minimalistyczne. Chociaż i te z lat 80. mają swój niezaprzeczalny, orientalny urok.

Teraz pozostaje tylko czekać na ich powrót. Bocianów oczywiście.
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało!